Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy istnieje obiektywizm dziennikarski?

Marek Twaróg
Nie jego związki ze służbami, nie jego życie intymne, a nawet nie jego kreowanie własnego życiorysu jest tu dla mnie najważniejsze. Najbardziej fascynująca dyskusja, podjęta po wydaniu książki Artura Domosławskiego o Ryszardzie Kapuścińskim, dotyczyć powinna tzw. obiektywizmu dziennikarskiego.

Jest bowiem szansa na zburzenie kolejnego mitu, rozprawienie się z kolejnym filarem poprawności politycznej. Czy obiektywizm dziennikarski w ogóle istnieje? Zdaję sobie sprawę, że już samo postawienie takiego pytania dla wielu odbiorców mediów może być obrazoburcze. Chwała Bogu, że postawić go można przy okazji książki o wielkim pisarzu, może podpieranie się jego nazwiskiem sprawi, że nie posypią się na mnie gromy.

Dla porządku dodam, że Domosławski, bardzo dobry reportażysta i przyjaciel Kapuścińskiego, pozwolił sobie napisać biografię swojego mistrza. Ale nie lukrowaną, a prawdziwą, gdzie wytyka Kapuścińskiemu pewne błędy. Zaraz też dodam - co nie znaczy, że zrzuca cesarza reportażu z cokołu. Ze słów Domosławskiego, a także Teresy Torańskiej czy Igora Jankego wynika, że pokazuje mistrza jako człowieka z krwi i kości, tyle że do mitu dorzuca trochę życia.

Ta - co wynika z opublikowanych fragmentów - fascynująca opowieść już zrodziła dyskusję nad życiem Kapuścińskiego, pojawiają się niemalże hasła lustracyjne, ktoś wątpi w jego uczciwość. Tymczasem mnie zainspirował fragment, gdzie mistrz mówi o obiektywizmie:
Nie wierzę w bezstronne dziennikarstwo, nie wierzę w formalny obiektywizm, dziennikarz nie może być obojętnym świadkiem... - mówi Kapuściński. Domosławski cytuje też Michaela Kaufmana, dawnego korespondenta The New York Times, który o tzw. obiektywizmie ma równie wyraziste zdanie: Gdy zaczynałem pracę w zawodzie, wielu moich kolegów uważało, że jeśli policjant bije Afroamerykanina (...), to obiektywna prawda leży pośrodku między bitym i bijącym. (...) To nonsens.

Dobrze, możemy uznać, że teraz wystawiam się na ciosy, ale powiem: to miód na moje serce. Mówmy o tym teraz, zastanawiajmy się, nie odłóżmy tego tematu na półkę jako załatwiony. Bo pokutujący mit dziennikarza obiektywnego robi krzywdę odbiorcom i samym dziennikarzom. Zawsze żyłem słowami, które słyszałem kiedyś bodajże od Marka Ostrowskiego, świetnego dziennikarza zajmującego się problematyką międzynarodową, że dziś młodzi redaktorzy mają gęby pełne haseł o obiektywizmie, bo w ten sposób zasłaniają swą niemoc intelektualną, bo nie są w stanie postawić jasnej tezy, bo nie potrafią pewnych spraw rozstrzygnąć. Więc przedstawią tylko wszystkie (oby wszystkie) strony problemu, z czego niewiele dla odbiorcy wynika.

Tzw. obiektywizm to często zasłona dla niemocy intelektualnej, gdy autor boi się postawić jasną tezę.

A dobry dziennikarz ma poglądy. Tak, wiem, hołdujący poprawności politycznej mnie zlinczują. Powiedzą - owszem ma, ale powinien je zostawić dla siebie. Nie zgadzam się z tym. Każde słowo, każde zdanie jest naznaczone wcześniejszym przemyśleniem autora. Lepiej postawić sprawę jasno i nie tkwić w błędnym przekonaniu o tzw. obiektywizmie. Oczywiście, wielu zrozumie to jako opowiedzenie się za jedną lub drugą opcją polityczną itd. Nie o to chodzi. Myślę tu szerzej: o tym, że dziennikarz zawsze napisze z większą troską o mieście, w którym żyje, że zawsze na uwadze będzie miał dobro tzw. zwykłego mieszkańca (którym on sam jest), że pochyli się nad wykluczonymi, bo tak rozumie swoją misję. To też jest opowiedzenie się za którąś ze stron ewentualnego konfliktu. Już to burzy mit o idealistycznie rozumianym obiektywizmie.

Odbiorcy oczywiście muszą mieć możliwość poznania opinii każdej strony - tu zgoda, że to obowiązek dziennikarza. Co nie znaczy jednak, że autor zawsze na tym poprzestaje. Nawet jeśli nie wyrazi tego słowami, to konstrukcja tekstu, użyte sformułowania i tak zdradzają jego przekonania. I pomnik postawiony obiektywizmowi mimo wszystko się sypie. Tę świadomość odbiorcy tych treści mieć muszą.

Wiem, że niektórzy uznają, iż rozszerzenie definicji Kapuścińskiego, który mówił o pracy reportera wojennego, na robotę przy tematach lokalnych, to nadużycie. Ale dziennikarstwo to dziennikarstwo. Dobrze, by każdy odbiorca wiedział, że to, co Kapuściński mówił o reportażach z wojny w Angoli dotyczy także np. tekstów o problemach Dolnego Śląska. Dobrych tekstów - dodam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska