Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy myślę, co im zrobił

Małgorzata Moczulska
Janusz Wójtowicz
Anię zgwałcił, Ewę molestował, a kiedy powiedziała "dość", za karę nie pozwolił zagrać w ważnym meczu. Chciała się zabić. Był dla nich autorytetem, co przez lata okrutnie wykorzystywał.

To było rok temu. Trener powiedział nam, że gramy nieźle, ale jesteśmy za słabe i potrzeba nam testosteronu - opowiada jedna z zawodniczek Stanisława S. - Mówił, że nie powinnyśmy go łykać w postaci sztucznych hormonów, bo może nam zaszkodzić, a w naturalnej postaci. Zaproponował, by była to jego sperma - dodaje czerwieniąc się Basia.

Na twarzach dziewcząt wzbudziło to uśmiech, część z nich nie do końca wiedziała, o co trenerowi chodzi. Miały wtedy po 13 lat. Kilka dni później Stanisław S. zawołał je na badania. Jak twierdził, miały one zweryfikować, które z nich kwalifikują się do podania testosteronu. Podczas badań kazał się rozebrać, dotykał w intymne miejsca, pytał, czy miesiączkują. Wybrał kilka. Kazał prowadzić kalendarzyk, a w nim zaznaczać, kiedy mają krwawienia. Prosił też, by nikomu nie mówiły o tym, co się stało, a już w szczególności rodzicom. Dziewczynki milczały. Nawet między sobą o tym nie rozmawiały, choć każda z osobna podejrzewała, że to może być coś złego. Wstydziły się o tym mówić.

Kilka dni później trener poprosił Anię, by po treningu została. Powiedział, że jest najlepsza i jako pierwsza kwalifikuje się do podania testosteronu. Poszli do pomieszczenia przy sali. Kazał jej się rozebrać do naga i położyć na stole. Dziewczynka posłusznie wykonywała wszystkie polecenia. Podszedł do niej, uniósł nogi do góry i zgwałcił ją. Po wszystkim kazał milczeć.

***

8 lutego. Rodzice zawodniczek trenujących piłkę ręczną w Gminnym Ludowym Klubie Sportowym "Świdnica" żądają spotkania z prezesem klubu. Mówią, że sprawa jest pilna. Ten zaprasza ich do siebie. Następnego dnia do klubu przychodzi 14 osób. - To, co usłyszałem, było dla mnie szokiem. Trudno mi w to uwierzyć - mówi prezes Leszek Noworól. - Natychmiast odsunąłem Stanisława S. od ich trenowania.

Tego samego dnia rodzice idą na policję. Zaczynają się przesłuchania. Trener chętnie rozmawia o tym, co się stało. Broni się. Mówi, że nie rozumie, dlaczego dziewczyny mu to robią. - Poświęciłem dla nich tak wiele, tyle je nauczyłem, to dla mnie cios w serce - twierdzi.

Córka nigdy się nie skarżyła. To był autorytet. Trener to, trener tamto

- Rzygać mi się chce, jak słyszę te jego tłumaczenia - mówi pani Krystyna, mama jednej z zawodniczek. Długo trzeba było ją namawiać na rozmowę. Zdenerwowana, niewyspana, odpala papierosa od papierosa.

- Gdybym go dorwała, rozszarpałabym własnymi rękoma. Przecież to dzieci, mają 13, 14 lat. Co to za bydlę, nie człowiek - denerwuje się.

Córka nigdy się nie skarżyła. To był autorytet. Trener to, trener tamto... Nie miała pojęcia, że dzieje się coś złego. - Dopiero kiedy jej koleżanka opowiedziała rodzicom, dlaczego chce zrezygnować z treningów, a ci zaalarmowali resztę, zapytałam Alę wprost. I wtedy ona pękła - opowiada pani Krystyna. Zaczyna płakać. - Mam do siebie żal, że nic nie zauważyłam. Może powinnam, ale on wzbudzał zaufanie - łka.
Stanisław S. potrafił doskonale zmanipulować zawodniczki. Powoli budował u nich swój autorytet. Był uznanym szkoleniowcem. Najpierw przez wiele lat sam grał w piłkę ręczną, przez kolejne 30 trenował. Dziewczęta najpierw chwalił za grę, obiecywał karierę, a nawet powołanie do kadry narodowej. Były w niego zapatrzone.

- Osiągał sukcesy i nie można mu nic zarzucić, ale jako człowiek jest bardzo trudny - mówią o nim anonimowo inni szkoleniowcy. - Potrafi być wulgarny i konfliktowy. Niestety, sporo mówiło się też od lat o jego słabości do młodych dziewczyn.

Twierdzą nawet, że kiedy przyszedł do Świdnicy, to miał trenować tylko chłopców, ale wymógł na zarządzie klubu, by powstała też sekcja dziewczyn.

Dziś o krążących o trenerze od lat plotkach w mieście aż huczy. Podobno wiedzieli o tym wszyscy, ale nikt nie miał dowodów.

- Myśleliśmy, że to taka łatka. Nikt nie wierzył, że człowiek, który ma w wieku zawodniczek wnuki, może robić takie rzeczy - mówi jeden z działaczy.

W III Liceum Ogólnokształcącym w Świdnicy, gdzie Stanisław S. kiedyś uczył, starsi nauczyciele do dziś pamiętają anegdotkę, jaka po nim w liceum pozostała.

- Trenował dziewczyny i by sprawdzić ich predyspozycje do gry w piłkę, mierzył im takim dużym, drewnianym cyrklem odległość od kości ogonowej do końca tułowia - opowiadają. - Dziewczyny musiały podczas tego badania rozbierać się do samych majtek. Ten cyrkiel do dziś jest w szkole.

***

16 lutego. Śledczy mają kolejne dowody przeciwko trenerowi. W latach 2000-2001 toczyły się przeciwko niemu dwie sprawy o molestowanie seksualne. Umorzono je, bo jak twierdzą śledczy, były to tylko słowa dziewczynek przeciwko słowom trenera i brakowało dowodów. Z tamtych akt wyłania się jednak coraz bardziej mroczna strona Stanisława S. Trener wyraźnie nie chce na ten temat rozmawiać. Odbiera telefon, ale kiedy pytam go o sprawy z przeszłości, odkłada słuchawkę. Potem telefon milczy.

Mam do siebie żal, że nic nie zauważyłam. Może powinnam, ale on wzbudzał zaufanie

Jedna z tych starych spraw dotyczy 12-letniej Marty. W 2001 roku trener jedzie na kolonie z zawodniczkami z Uczniowskiego Klubu Sportowego w Świebodzicach. Martę wyraźnie faworyzuje. Dużo z nią rozmawia, pyta, czy już miesiączkuje. Kiedy dziewczynka przyznaje, że tak, trener mówi, że powinna zajść w ciążę, bo w pierwszych tygodniach ciąży organizm jest najbardziej wydolny i to dla niej szansa, by osiągnęła sukces. Sugeruje, że mógłby zadbać, by zaszła w ciążę. Dziewczynka jest przerażona. Kiedy wraca do domu, mówi o wszystkim rodzicom. Ci składają zawiadomienie o popełnieniu przez Stanisława S. przestępstwa. Mężczyzna twierdzi, że został źle zrozumiany.

Druga sprawa dotyczy Zespołu Szkół w Strzegomiu. Stanisław S. pracuje tam w 2000 roku jako nauczyciel informatyki. Urządza w szkole castingi na modelki. Dziewczyny muszą prezentować się w samej bieliźnie. Dotyka je, proponuje seks.

***

22 lutego. Stanisław S. zostaje zatrzymany przez policję. Prokurator stawia mu zarzut pedofilii i gwałtu na nieletniej. Trafia na 3 miesiące do aresztu. Śledczy chcą przesłuchać wszystkie byłe zawodniczki trenera. - Zachodzi obawa, że krzywdził dziewczynki od wielu lat - tłumaczy prokurator Marek Rusin.

* Imiona bohaterek zostały zmienione.
Rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać...
Z Beatą Jarosz, psychologiem i specjalistą ds. edukacji seksualnej, o tym, jak ustrzec dzieci przed molestowaniem seksualnym, rozmawia Hanna Wieczorek

Można ochronić dzieci przed pedofilami?
Oczywiście, że tak. To jest już kolejna historia, w której ofiarą przemocy ze strony dorosłego, mającego władzę, pada cała grupa dzieci. A nakłada się na to tło społeczne: dziecko należące do tego zespołu wykazuje się, ma być coraz lepsze. W podświadomości rodziców pojawia się myśl, że jeżeli zabiorą je z tego środowiska, to uczynią mu krzywdę. Proszę się zastanowić, ile czasu mija od momentu, kiedy dziecko mówi coś w domu, do czasu, kiedy rodzice zaczynają między sobą rozmawiać, a więc weryfikują informacje i zaczynają działać. To niesamowite, my a priori zakładamy, że to dziecko mówi nieprawdę, a nie odwrotnie. To tak naprawdę dotyczy relacji rodzic - dziecko.

Jesteśmy w stanie przygotować dziecko na takie sytuacje?
Tak. Kochając dziecko, dla jego dobra, musimy przygotować je na to, że może znaleźć się w sytuacji, w której padnie ofiarą przemocy, w tym przemocy seksualnej. Mówić, że to się zdarza, na co trzeba zwracać uwagę. Problem leży w tym, że jeśli my nie rozmawiamy z dzieckiem na temat seksualności, to nie będzie ono wiedziało, jak nam powiedzieć o zagrożeniu. Dziecko musi wiedzieć, że kiedy zdarzy się coś złego, pomocy ma szukać nie u koleżanki, ale u mamy lub taty.

Co jest najtrudniejsze w rozmowach z dziećmi?
Nie ma trudności, zwłaszcza jeśli zależy nam na dobru naszego dziecka.
A jeśli rodzice nie potrafią rozmawiać o seksie, a więc i zagrożeniach?
Mogą poprosić o pomoc. Są organizacje, które pomagają. Wystarczy, że do takiej instytucji zwróci się z prośbą np. przedszkole czy szkoła.

Kto może szkolić rodziców?
Choćby wrocławski oddział Towarzystwa Rozwoju Rodziny. Takich organizacji naprawdę jest sporo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska