Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław: Naukowiec z Uniwersytetu Ekonomicznego ukarany za żart

Jerzy Wójcik
Na Uniwersytecie Ekonomicznym we Wrocławiu ciąg dalszy opisywanej przez nas już wczoraj afery wokół dr. Bartosza Scheuera, prowadzącego ćwiczenia z mikroekonomii.

W niedzielę na oficjalnej stronie internetowej uczelni zamieścił ironiczną informację dla studentów: "Wszystkim 80 osobom, które nie zdały egzaminu poprawkowego z mikroekonomii, życzę szczęśliwej podróży do Dublina (proponuję wykupienie biletu zbiorowego, będzie taniej), sympatycznej pracy w KFC lub wielu niezapomnianych chwil pod pośredniakiem". Tych, którzy planowali po egzaminie zrobić sobie krzywdę, doktor prosił dalej, by nie robili tego w budynku L, bo z tamtejszego linoleum ciężko usuwa się krew.

- To tylko żart adresowany do wąskiej grupy studentów, którzy wiedzą, co mam na myśli, bo mają ze mną ćwiczenia - tłumaczył nam naukowiec.

Ale nie wszyscy chcieli słuchać tłumaczeń. Link do wypowiedzi doktora od niedzieli robił furorę w internecie.

Wczoraj rano doktor trafił na dywanik rektora Uniwersytetu Ekonomicznego. Władze uczelni tłumaczyły, że zachowanie pracownika godzi w dobre imię uczelni i jest nie do zaakceptowania. Sam Bartosz Scheuer przyznawał, że rozumie swój błąd i przepraszał.

To żart adresowany do wąskiej grupy studentów, którzy wiedzą, co mam na myśli, bo mają ze mną ćwiczenia

Po południu na stronie uczelni pojawił się także komunikat, w którym przyznano, że wypowiedź pracownika Uniwersytetu narusza standardy moralne i obyczaje akademickie. Na wniosek dziekana wydziału inżynieryjno-ekonomicznego wszczęte zostało także postępowanie wyjaśniająco-dyscyplinarne. W ciągu kilkunastu dni zbierze się komisja dyscyplinarna złożona z przedstawicieli studentów i naukowców. Nieoficjalnie wiadomo, że dr Scheuer może zostać ukarany naganą.

- To zdecydowanie nie jest tak, że z góry na dół potępiamy doktora Scheuera - mówi Witold Abramowicz, przewodniczący samorządu studenckiego Uniwersytetu Ekonomicznego. - Rozumiemy, że ktoś może mieć niecodzienny sposób prowadzenia zajęć i kontaktu ze studentami - dodaje. I tłumaczy, że zdaniem młodych ludzi błędem było umieszczanie takiej informacji na stronach internetowych.
Z dr. Bartoszem Scheuerem, adiunktem w Katedrze Ekonomii i Gospodarowania Środowiskiem Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, rozmawia Jerzy Wójcik

Dziś jest Pan na ustach wszystkich...
Zdecydowanie nie było to moim zamiarem i żałuję, że tak się wszystko potoczyło. Na pewno niepotrzebnie zamieszczałem taki komunikat na oficjalnej stronie internetowej uczelni. Jednak muszę przyznać, że już po tym, jak sprawa ujrzała światło dzienne, nie usłyszałem złego słowa od swoich studentów. Wręcz przeciwnie. Spotkałem się z dużym zrozumieniem.

Studenci lubią. jak się ich obraża?
To kolejne nieporozumienie, które jest na okrągło powtarzane. Nie miałem zamiaru nikogo obrazić, a gdy zrozumiałem, że niektórzy mogą to tak odebrać, z góry oficjalnie za to przeprosiłem. To nie jest mój taki "jednorazowy wybryk". Mam po prostu taki styl prowadzenia zajęć i często urządzam ze studentami różne gierki słowne i staram się urozmaicić zajęcia.

A jeśli jakiemuś studentowi się to nie podoba?
To zawsze może mi o tym otwarcie powiedzieć. A teraz ma doskonałą okazję, żeby głośno oznajmić, że Bartosz Scheuer to facet, który nie nadaje się do prowadzenia ćwiczeń i dodatkowo obraża studentów. Do tej pory nie słyszałem żadnych tego typu sygnałów, a to oznacza, że młodzi ludzie akceptują taki styl prowadzenia zajęć.

Polegający na prowokacji?
Również. Młodych ludzi trzeba rozruszać, czasem sprowokować, żeby zainteresowali się nauką i wzięli do roboty. Oczywiście, cały czas traktuję studentów jako intelektualną elitę. Dlatego nawet w słowach o podróży do Dublina czy samobójstwie na uczelnianym korytarzu są ukryte podteksty, które zrozumieją tylko ci, którzy uczęszczali na moje zajęcia. Nie ma w nich cienia drwiny i ironii z trudnej sytuacji studentów.

Dr Scheuer to nie wredny ćwiczeniowiec, który nabija się z nieszczęścia swoich studentów?
Mam wrażenie, że już wyjaśniłem, że jest zupełnie odwrotnie. Dodam jeszcze, że nie pamiętam, kiedy ktoś nie zaliczył u mnie ćwiczeń. Osoby, które mają problemy, zawsze mogą liczyć na pomoc i sprawiedliwe traktowanie. Przy tym robię wszystko, by nie być postrzeganym jako nudny belfer i sztywniak. Studenci już raz to docenili. Dwa lata temu uczelniana gazeta "B.e.s.t." przyznała mi tytuł najbardziej luzackiego wykładowcy na uczelni. To też świadczy o tym, że młodzi ludzie rozumieją mój styl bycia.

Mam taki styl prowadzenia zajęć, często urządzam na nich gierki słowne

Będzie miał Pan teraz problemy?
Wszystko wyjaśni się w przeciągu dwóch, trzech tygodni, gdy spotka się komisja dyscyplinarna, która ma podjąć decyzję w mojej sprawie. Nie zmienię swojego sposobu prowadzenia zajęć i traktowania studentów, dopóki oni nie uznają, że im to przeszkadza. Na pewno będę bardziej uważał z zamieszczaniem oficjalnych komunikatów, tak by nikogo nie urazić.

Pisał Pan o 80 studentach, którzy nie zdali egzaminu poprawkowego z mikroekonomii. Ilu ich ostatecznie było?
Z tego, co mi wiadomo, egzaminu nie zdało ostatecznie kilkanaście osób. To także pokazuje, że to, co napisałem, było jedynie formą żartu, który jednak nigdy nie powinien trafić na oficjalne strony uczelni.

A prywatnie? Nasłuchał się Pan od studentów?
Jak już mówiłem, od swoich studentów nie. Ale skrzynkę mejlową mam pełną wiadomości, wiele z nich z pogróżkami i niecenzuralnymi zwrotami. Proszę mi wierzyć, że miłe to nie jest.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wrocław: Naukowiec z Uniwersytetu Ekonomicznego ukarany za żart - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska