Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festung Breslau skazane na obronę

Katarzyna Kaczorowska
Dr Tomasz Głowiński
Dr Tomasz Głowiński Michał Pawlik
O czarnej legendzie obrony Festung Breslau, o tym, czy dowódcy twierdzy mogli ją poddać wcześniej Rosjanom i czy można było ewakuować ludność cywilną z zagrożonego miasta już w 1944 roku dr Tomasz Głowiński z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego opowiada Katarzynie Kaczorowskiej

Obrona Festung Breslau to - Pana zdaniem - temat wart odkrywania przez kolejne pokolenia historyków zawodowych i amatorów? Nie tak dawno temu ukazała się książka "Festung Breslau. 1945. Historia i pamięć" pod Pańską redakcją, pokłosie konferencji naukowej poświęconej twierdzy.
Ta książka pokazuje, że grono zainteresowanych tym tematem jest rzeczywiście dosyć szerokie. To zarówno historycy zawodowi, jak i amatorzy, ale przede wszystkim mieszkańcy Wrocławia, co cieszy, bo do tej pory temat nie był przesadnie dopieszczany medialnie.

Ale istniał kanon pisania o twierdzy, oparty na publikacjach profesora Karola Joncy i pułkownika Ryszarda Majewskiego.
Tak i nie. Ja powiedziałbym raczej, że istniał kanon beznazwiskowy, zgodnie z którym cokolwiek mówiono na temat Festung Breslau, można było sprowadzić do jednego - mówiono źle. I to był podstawowy wzorzec.

W swoim tekście zamieszczonym we wspomnianej książce przeprowadza Pan dość zaskakującą dla wielu paralelę, zderzając obronę Breslau z powstaniem warszawskim. Wytyka Pan też, że niemieckim dowódcom twierdzy zarzucano okrucieństwo wobec dezerterów, a nikt nie mówi np. o okrucieństwie rosyjskiego dowództwa pod Stalingradem. W Festung Breslau wykonano kilkadziesiąt wyroków śmierci, pod Stalingradem kilkanaście tysięcy.
Te porównania wywołały sporo zamieszania. Cóż, do sprawy Festung Breslau podchodzi się zbyt emocjonalnie. Gdybyśmy byli stroną walczącą o twierdzę, gdybyśmy byli zaangażowani w ten konflikt w sensie bezpośrednim, można by te emocje zrozumieć.

Oczywiście byliśmy zaangażowani pośrednio - przybyliśmy tu jako nowi mieszkańcy miasta na mocy nowego układu geopolitycznego Europy. Ale mam wrażenie, że ta niedobra, czarna legenda obrony Festung Breslau była trochę jak alibi. Przyjechaliśmy tu, bo Niemcy walczyli o złą sprawę i zniszczyli ładne miasto.

Czy dla obecnych Niemców tabu jest obrona Festung Breslau czy też wojna?

Raczej należałoby powiedzieć - zrównali z ziemią. Może gdyby go nie bronili, Wrocław wyglądałby dzisiaj jak Kraków?
A dlaczego mieli go nie bronić? Przecież to było ich miasto. Można się nie zgadzać z nazistami, ale mieli swoje przesłanki i naiwnością jest - jak wywodzono w Polsce przez lata - twierdzenie, że znaczna część Niemców potępiała tę obronę. U nas w kraju - żeby wrócić do pani wcześniejszego pytania - też nie wszyscy entuzjastycznie oceniali wybuch powstania warszawskiego.

I w dalszym ciągu jego skutki budzą kontrowersje.
Bo zginęło ponad 200 tysięcy ludzi, mieszkańców polskiej stolicy, a więc siłą rzeczy elity tamtego społeczeństwa. Przecież przeprowadza się symulacje, jak wyglądałaby Polska po II wojnie światowej, gdyby Warszawa nie przeszła tego kataklizmu, jak wyglądałby komunizm.

Być może byłoby inaczej, ale zdecydowano o powstaniu, choć pewnie nie wszyscy wtedy w sierpniu 1944 roku uważali, że to słuszna decyzja. Podobnie było w Breslau, choć w innej skali - byli Niemcy, którzy uważali, że miasta nie należy bronić, ale na pewno byli w mniejszości.
Tym porównaniem Festung Breslau z powstańczą Warszawą nie chciał Pan nikogo prowokować do dyskusji?
Raczej chciałem pokazać, że Festung Breslau nie jest jakimś światowym wyjątkiem. Jesienią 1944 roku Amerykanie z potężnych haubic rozstrzelali starożytne miasto Akwizgran zdobywając je na Niemcach. I jakoś nikt nie darł szat. Nie pamiętam czarnej legendy obrony Akwizgranu, choć to miasto Karola Wielkiego, wspaniałej historii, tradycji i zabytków.

Takich miast równanych z ziemią było w czasie II wojny światowej znacznie więcej i nie było to fajne. Ale w wojnie nie o to chodzi, żeby było fajnie, niestety. A jeśli działania wojenne rozgrywają się w miastach, to wychodzą one z nich okaleczone, czasem nawet bardzo.

Z czego wynika brak poważnych opracowań w piśmiennictwie niemieckim na temat Festung Breslau?
Niemcy rozliczają się ze swoją przeszłością bardzo boleśnie. Część niemieckich publicystów forsuje tezę, która w dużym uproszczeniu zrzuca odpowiedzialność za wojnę na Hitlera i nazistów.

Czy dla obecnych Niemców tabu jest obrona Festung Breslau czy też wojna?

Tylko, że ta teza jest nie do obrony - Hitler nie był przywódcą kosmitów; było to wygenerowane w określonych warunkach przedstawicielstwo narodu niemieckiego i to wygenerowane ze znaczącym poparciem większości tego narodu.

Rzeczywiście, nie da się ukryć, że na przykład na Śląsku naziści zdecydowanie wygrali wybory w 1933 roku.
Przytłaczające zwycięstwo odnieśli wtedy na całych tak zwanych kresach wschodnich Rzeszy. Pytanie więc powinno brzmieć: czy dla obecnych Niemców tabu jest obrona Festung Breslau, czy też sama II wojna światowa.

Obrona Breslau to dla niemieckiej historiografii temat trudny. W 1945 r. broni się twardo niemieckie miasto - miasto Krzyża Żelaznego. Ludność cierpi, krwawi wraz z wojskiem, ale broni się wśród ruin swoich domów. Na dodatek ich los i los ich miasta jest przesądzony, a koniec walk nie oznacza końca cierpień. Jak o tym napisać współczesnym Niemcom - źle czy dobrze?

A może po prostu obiektywnie?
No to napiszmy obiektywnie o obronie Westerplatte. A my mamy prościej, bo w II wojnie światowej byliśmy ofiarami. Niemcy byli agresorem i sprawcami niewyobrażalnych zbrodni, ale w drugiej połowie wojny ich ludność przeszła przez piekło.

Byli katami i ofiarami. To rodzi i wstyd, i poczucie niesprawiedliwości. Może dlatego łatwiej było im, jak to zrobił prof. Gleiss, zebrać 10 potężnych tomów dokumentów o Festung Breslau, niż napisać jedną książkę o jej obronie...
Ale czy nie jest też tak, że problem z Festung Breslau związany jest z decyzją o ewakuacji ludności cywilnej - w styczniu wydano rozkaz o zamknięciu miasta i wyprowadzeniu z niego cywili. W efekcie w drodze zamarzło około 90 tysięcy ludzi.
Nie będę adwokatem gauleitera Hankego, to nie jest człowiek z mojej bajki i nie mam zamiaru tłumaczyć jego decyzji.

Hanke wydał rozkaz ewakuacji ludności cywilnej, bo Breslau miał być broniony. Ale te decyzje były nie tylko jego, choć w pełni je popierał, ale były też decyzjami najwyższego dowództwa Rzeszy - Hitlera i jego sztabu.

Mnie jednak zawsze interesowało wielowątkowe podejście do historii. I oczywiście proste stwierdzenie brzmi: zimowa ewakuacja z Breslau przyniosła ludności cywilnej niewyobrażalne cierpienia. Ale wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby ci ludzie zostali w mieście, ostrzeliwanym i bombardowanym.

Przecież potężny terrorystyczny nalot wielkanocny w kwietniu 1945 roku zrównał centrum miasta z ziemią. O ofiarach, również w obozie przy dzisiejszej Hauke-Bosaka pisał ksiądz Paul Peikert. Gdyby Niemcy nie przeprowadzili ewakuacji, ci, którzy lubią stawiać tezy, twierdziliby, że zbrodniczo zostawili ludność cywilną na pewną śmierć. Jakby to wyglądało, pokazuje przykład Warszawy, gdzie powstańcy nie mieli możliwości wyprowadzenia z miasta cywili.

Czy dla obecnych Niemców tabu jest obrona Festung Breslau czy też wojna?

A może jednak była szansa ewakuacji przed styczniem 1945?
Szansa tak, ale nie możliwość. Do końca utrzymywało się wśród Niemców przekonanie, że ta wojna jest do wygrania, że Hitler w odpowiedniej chwili użyje Wunderwaffe. Poza tym nie ewakuuje się miasta leżącego 300 km za linią frontu. Frontu, który się broni. Pamiętajmy też, że Niemcy mieli przywództwo, któremu nie wypowiedzieli posłuszeństwa.

A już kompletną naiwnością są twierdzenia, że generałowie von Ahlfen i Niehoff mogli poddać Breslau wcześniej. Nie mogli.
Przysłano ich po to, by bronili miasta.

Gdyby próbowali je poddać, to by ich rozstrzelano. Jak w każdej armii. Wracając jednak do czarnej legendy Festung Breslau, tak samo bronione były przecież Königsberg, Poznań, Opole, Głogów, Szczecin i jakoś na nich ona nie ciąży.

Może to taki rewanż za to, że Breslau jako jedyna twierdza nie została zdobyta przez Rosjan, ale poddała się już po śmierci Hitlera?

Wspomniał Pan postać księdza Paula Peikerta. Był w Festung Breslau jedynym sprawiedliwym?
Jedynym może nie, ale na pewno był w tej wyjątkowej mniejszości.

Zresztą pytanie o niego to jest bardziej pytanie o ludzkie postawy - gdyby Niemcy przed 1933 rokiem prezentowali poziom odwagi osobistej, przenikliwości i wrażliwości księdza Peikerta, to Hitler nigdy nie zostałby kanclerzem. I nie byłoby wojny, a my nie rozmawialibyśmy teraz w polskim Wrocławiu, bo miasto to nazywałoby się pewnie nadal Breslau, a ja mieszkałbym może w Brześciu lub Grodnie...

Rozmawiała Katarzyna Kaczorowska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska