Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

40 lat sakry biskupiej kardynała Gulbinowicza

Katarzyna Kaczorowska
Jego Eminencja kardynał Henryk Gulbinowicz w zeszłym roku został uhonorowany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Orderem Orła Białego
Jego Eminencja kardynał Henryk Gulbinowicz w zeszłym roku został uhonorowany przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Orderem Orła Białego fot. Michał Pawlik
Trudno sobie bez niego wyobrazić historię Wrocławia. Kardynał Henryk Gulbinowicz w poniedziałek obchodzi 40-lecie sakry biskupiej.

Bez względu na to jakie budzi oceny i emocje, wszyscy są zgodni co do jednego - trudno wyobrazić sobie bez niego współczesną historię Wrocławia. Kardynał Henryk Gulbinowicz - człowiek legenda, o którym krążą dziesiątki rozmaitych anegdot budujących obraz postaci barwnej, niebanalnej, odważnej, choć kiedy trzeba również na swój sposób przebiegłej. Ten rok, to rok jubileuszy jednego z najważniejszych polskich hierarchów. 60-lecie święceń kapłańskich, 40-lecie sakry biskupiej, 25-lecie kreacji kardynalskiej. Taki rok to dobry czas na podsumowania i wspomnienia.

Próba sił

Wilniuk z krwi i kości, nie chciał opuszczać diecezji białostockiej - stąd do ukochanej Wileńszczyzny jest praktycznie rzut beretem. No i miał gwarancje najwyższe, że w Białymstoku zostanie. To w tamteszej farze 8 lutego 1970 roku Prymas Tysiąclecia kardynał Stefan Wyszyński, stanął z właściwą sobie godnością i powiedział: "Daję wam biskupa na 40 lat".
A, że powiedział to w obecności prawie 6000 wiernych, którzy przyszli na uroczystość sakry biskupiej swojego ordynariusza, Gulbinowicz uznał, że Prymas wie, co mówi. - No i byłem święcie przekonany, że już będę wśród swoich - wspomina.

Po śmierci kardynała Kominka w marcu 1974 roku stanowisko ordynariusza diecezji wrocławskiej przez dwa lata było nieobsadzone. Ówczesne władze chciały we Wrocławiurozpocząć praktykę decydowania o tym, kto będzie prowadził kolejne ordynariaty. Polski Kościół, mając za sobę poparcie Watykanu, kategorycznie nie chciał się na to zgodzić.

Chętnie mówi o sobie, że jest zwykłym, szarym biskupem, który nic nie może

Rozpoczęła się swoista próba sił - kolejni kandydaci przedstawiani przez stronę kościelną byli odrzucani. Jak wspomniał w zeszłym roku kardynał Henryk Gulbinowicz, Prymas Wyszyński nie wtajemniczał wielu osób w tę dramatyczna sytuację. Nie udało się jednak ukryć narastającego napięcia, które potęgowały różne pogłoski. Również wśród biskupów zaczęły się pojawiać spekulacje, kto w końcu trafi do Wrocławia - trudnej, bo ogromnej diecezji z 3,5 milionami wiernych, nadgranicznej, ze skomplikowaną historią.

A jednak Wrocław

List z zaproszeniem na spotkanie u prymasa Stefana Wyszyńskiego nie zapowiadał jakiejś rewolucji. Ot, kilka krótkich zdań. Arcybiskup z Białegostoku na Miodowej w Warszawie stawił się w ustalonym terminie. I siedząc w gabinecie prymasa vis-a-vis głowy polskiego Kościoła usłyszał, że po dwuletnich pertraktacjach władze państwa zgodziły się, by metropolita białostocki poszedł do pracy do Wrocławia.

Gulbinowicz, który słynie z ciętego języka, bez zastanowienia wypalił: - Proszę Jego Eminencji to chyba niemożliwe! Ksiądz kardynał publicznie powiedział, że daje biskupa do Białegostoku na 40 lat! No to co teraz?
- Prymas popatrzył na mnie: "Pamiętam, co powiedziałem. Sprawa wymaga zmian" - opowiadał na naszych łamach ksiądz kardynał rok temu. I choć opierał się, tłumaczył, że na Dolnym Śląsku był kilka razy w życiu, niewiele o nim, prymas powiedział jasno - od dwóch lat diecezja jest bez biskupa.

2 lutego 1976 roku rozpoczęła się era panowania arcybiskupa Henryka Gulbinowicza we Wrocławiu. Dzisiaj trudno wyobrazić sobię historię tego miasta bez niego. Tak jak nie sposób wyobrazić jej sobie bez kardynała Bolesława Kominka, autora słynnego "Listu biskupów polskich do biskupów niemieckich".

To w Pałacu Arcybiskupim w grudniu 1981 roku Józef Pinior ukrył 80 milionów złotych podjęte z konta "Solidarności". Kiedy razem ze Stanisławem Huskowskim stanęli w drzwiach rezydencji taszcząc walizki z gotówką, arcybiskup najpierw z charakterystycznym zaśpiewem powiedział "I co ja mam z tym zrobić?", by po chwili stało się jasne, że to najbezpieczniejsza kryjówka z wszelkich możliwych.

W tych trudnych czasach arcybiskup szybko wziął w swoje ręce nieformalny ster - to z jego polecenia w klasztorze na pl. Grunwaldzkim, w części klauzurowej, ukrywali się Pinior, Władysław Frasyniuk i Barbara Labuda To on negocjował wypuszczenie z internowania poważnie chorych profesorów: Stanisława Hartmanna, wybitnego matematyka i Tadeusza Zipsera, urbanisty.

Po prostu symbol

Kardynał to jednak nie tylko symbol zaangażowania Kościoła w solidarnościową opozycję. To również wyrazisty znak ekumenizmu i współpracy ponadreligijnej opartej na szacunku - co jak podkreśla wielu - stało się znakiem rozpoznawczym Wrocławia i zarazem jego wyróżnikiem, bo takie postawy wcale nie są powszechne w całym kraju. To on z powodzeniem zorganizował we Wrocławiu Kongres Eucharystyczny, wiele też mówi się o jego dobrych relacjach z Jolantą Kwaśniewską, która towarzyszyła wtedy prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu w spotkaniu z papieżem Janem Pawłem II.

Chętnie mówi o sobie, że zwykłym, szarym biskupem, że nie dosłyszy, niewiele może i jest po prostu emerytem. Kiedy zdawał wrocławski urząd metropolity, zapowiadał, że pojedzie do swojej pustelni w Henrykowie i tam będzie spędzał dnie na modlitwie i doglądaniu zwierząt. Nie spędza, choć w prezencie dostał swój portret.

Chętnie mówi o sobie, że jest zwykłym, szarym biskupem, który nic nie może

W stroju pustelnika, sandałach, zatopiony w modlitwie, mimowolnie budzi uśmiech niedowierzania - kardynał na dobrowolnym zesłaniu?
To przecież niemożliwe, bo trudno wyobrazić sobie Wrocław bez jego obecności .

Kardynał w anegdocie, czyli co o Nim mówią wrocławianie

prof. Alicja Chybicka, szefowa kliniki hematologii dziecięcej
Dzieci z kliniki dostały od Kardynała wiele darów. Kolorową pościel, żeby dobrze spały, buziaki, aby miały dobry humor i... ziemniaki, by nie były głodne.

proboszcz ks. mitrat Eugeniusz Cebulski
Proszę napisać, że to Wielki Henryk Spolegliwy. Sporo nas łączy - i Kresy, i to, że jedna z jego cioć była prawosławna. Od 1976 roku mieszkam na ulicy Katedralnej naprzeciwko Pałacu Arcybiskupiego. I kiedy ogłoszono wybór Karola Wojtyły na papieża, poszedłem do sąsiada i poprosiłem o przekazanie Janowi Pawłowi II złotego krzyżyka, daru od prawosławnych Sybiraków. Przyznam też, że przyznanie mu doktoratu honoris causa wrocławskiej Akademii Medycznej uważam za słuszne ze wszech miar - kiedy doskwierały mi problemy z kręgosłupem, przysłał mi swój pas. Ksiądz kardynał bardzo nas wspierał w odzyskaniu kaplicy prawosławnej w Sokołowsku. I na ja-kimś spotkaniu powiedział, że ma dla mnie taką ikonę, że mi oko zbieleje. Poszedłem więc do niego. Wszedłem do saloniku, a tam na stole oparte dwie ikony: Matki Bożej i świętego Jana Chrzciciela. - Którą? - zapytał. - Obie - powiedziałem. - Mowy nie ma, jedną. Wybieraj!
No to wybrałem Matkę Bożą, a świętego Jana oddałem katedrze na 1000-lecie biskupstwa wrocławskiego. Mateńkę Bożą zawinąłem w haftowany ręcznik, położyłem na tylnym siedzeniu auta i jeszcze tego samego dnia zawiozłem do Sokołowska, gdzie jest do dzisiaj.

Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia

W 1982 roku zjawiliśmy się wtedy jeszcze u arcybiskupa Gulbinowicza: Tesia Szostek i ja, aby - któryś już raz zresztą - zaczerpnąć ze słynnych 80 mln zł, które tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego dolnośląska Solidarność zdeponowała u metropolity w akcji godnej hollywoodzkiego filmu. Pieniędzy potrzebowaliśmy oczywiście na potrzeby podziemnej "S". Arcybiskup chciał nam przekazać pieniądze w obecności świadka i poprosił do siebie biskupa Dyczkowskiego. Ponieważ jednak wszyscy obawiali się wówczas podsłuchów, to kiedy biskup Dyczkowski wszedł do gabinetu, arcybiskup wskazując Tesię i mnie powiedział do Adama: "Księże biskupie, siostry przyszły do nas z prośbą o pieniądze na ochronkę". Ksiądz biskup nie zorientował się jednak o co chodzi i rozpostarłszy ramiona ruszył w moim kierunku mowiąc: "Witam, drogi Rafale!", bo znaliśmy się bardzo dobrze. Na co zirytowany Gulbinowicz trzasnął dłonią w biurko i podniesionym głosem rzucił: "Nie Rafał, tylko siostry, siostry, mówię!".

Władysław Frasyniuk, były przewodniczący PD
Po wyjściu z więzienia pojechałem do Zbyszka Bujaka. W domu zjawiłem się po kilku dniach i żona mi mówi, żebym szedł do księdza Orzechowskiego, bo tam trwa czuwanie w mojej intencji, żebym wrócił cały. Poszedłem do Orzecha, ale za mną pojawiło się ZOMO. Jak ludzie wyszli z kościoła, to zrobiła się rozróba, wielu pobito. Po jakimś czasie arcybiskup Gulbinowicz zaprosił mnie do siebie i w korytarzu pyta: - Panie Władysławie, po co pan chodzi do kościoła? - Pomodlić się. - Oj głupi, to nie wie, że Bóg jest wszędzie? Nie mógł się modlić w domu?

Chętnie mówi o sobie, że jest zwykłym, szarym biskupem, który nic nie może

Kilka lat później byłem już w Sejmie i spotykam kardynała na jakiejś oficjalnej uroczystości. - Pan poseł! Pan poseł Frasyniuk do kościoła nie chodzi! - usłyszałem. - Coś się zmieniło u Pana Boga, że trzeba do niego chodzić do kościoła? Kiedyś był wszędzie - odpowiedziałem. - No tak, do czarnych owiec zawsze znajdzie drogę - usłyszałem.

Jerzy Kichler, Centrum Informacji Żydowskiej
Kiedy w 1998 roku po wieloletnim remoncie otwieraliśmy synagogę Pod Białym Bocianem, Jego Eminencja bardzo mnie wzruszył, mówiąc, że we Wrocławiu Gmina Żydowska powstaje jak feniks z popiołów. Pamiętam też, jak w 2003 roku na koncercie Shmuela Barcilaia z okazji 800-lecia Gminy nie tylko powiedział wiele ciepłych słów, podkreślił, że dzieci żydowskie mogą się uczyć judaizmu we Wrocławiu, ale i tańczył z nami na scenie, kiedy kantor go tam zaprosił.

Józef Pinior, skarbnik "S" i były eurodeputowany
O Kardynale można by długo, wiele i barwnie. Zawsze, kiedy wychodziliśmy z kolacji u Kardynała - a kuchnia u niego była doskonała - dawał mnie i Władkowi Frasyniukowi po butelce szampana. Taki gest. Ale zaskoczył mnie zupełnie w czasie kampanii na rzecz referendum unijnego, którą prowadziłem jako pełnomocnik wojewody. Kardynał był gościem uroczystego obiadu, na który oprócz niego zaprosiłem ministra Tadeusza Iwińskiego z ówczesnego rządu Leszka Millera. Iwińskiego, członka SLD, trudno podejrzewać o jakieś szczególnie intensywne kontakty z ludźmi Kościoła i był chyba trochę spięty. Czekamy na Kardynała. Pojawia się. Podchodzi do nas. I daje każdemu z nas złotą monetę numizmatyczną, mówiąc: - Tylko wygrajcie to referendum.
Iwiński oniemiał, a potem powiedział mi, że jest zauroczony Kardynałem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska