Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przejście na Świdnickiej po nowemu

Marcin Torz
Wrocławianie powinni przygotować się do tego, że przejścia podziemnego na Świdnickiej nie będzie. Kiedy zniknie? Tego na razie nie wiadomo.
Wrocławianie powinni przygotować się do tego, że przejścia podziemnego na Świdnickiej nie będzie. Kiedy zniknie? Tego na razie nie wiadomo. Archiwum prywatne
Przejście podziemne pod skrzyżowaniem ulic Świdnickiej i Kazimierza Wielkiego przestanie istnieć - zdecydowali radni. W ciągu 35 lat swojej historii stało się jednym z najbardziej kultowych miejsc w mieście. Ale chyba każdy się zgodzi, że tęsknić za nim nikt nie będzie - pisze Marcin Torz

Przejście podziemne na skrzyżowaniu ulic Kazimierza Wielkiego i Świdnickiej powstało w 1975 roku. Dlaczego? Aby piesi nie przeszkadzali przypadkiem pędzącym samochodom, dla których specjalnie wybudowano trasę W-Z (wschód - zachód). Przy okazji wyburzono też kilka pobliskich zabytkowych kamienic, które przeszkadzały w realizacji światłego planu poprowadzenia autostrady przez centrum Wrocławia. Angielski historyk Norman Davies, autor książki o Wrocławiu "Mikrokosmos", powstanie trasy W-Z określił mianem rany na zdrowym organizmie miasta.

Samo przejście od razu zaczęło wzbudzać kontrowersje - projektant tak zaplanował stopnie, że wrocławianie natychmiast zaczęli psioczyć, że pokonanie przejścia przypominało akrobatykę rodem z Ministerstwa Dziwnych Kroków Monty Pythona.

Jednak przejście miało i swoje wielkie plusy. To właśnie w nim powstał pierwszy we Wrocławiu bar z tostami. Ich zapach roznosił się na całą okolicę tak, że aż ślinka ciekła. I to właśnie tosty stały się jednym z kulinarnych znaków rozpoznawczych Wrocławia (tak jak później pita). Kilka lat temu przybytek został zamknięty. Teraz w tym samym miejscu jest już inny lokal.

Jedzenie serwowano także w pobliskim barze Barbara. - Smacznie i tanio - wspomina Józef Pinior, były eurodeputowany i legenda pierwszej Solidarności z Wrocławia. - Bar Barbara był miejscem spotkań młodych ludzi. To tam przy kawie czy herbacie spędzaliśmy całe godziny - opowiada Pinior, który podkreśla, że placyk między barem Barbara a przejściem był wśród studentów niezmiernie popularny.

Nic dziwnego zatem, że to właśnie tam pod koniec lat 80. zaczęli spotykać się członkowie i sympatycy Pomarańczowej Alternatywy. - Łatwo mogliśmy się tam skrzyknąć, wiele osób zawsze było na miejscu - tłumaczy Pinior.

To przed przejściem organizowano happeningi Pomarańczowej Alternatywy. Tam, gdzie teraz stoi zegar odliczający czas do Euro 2012, przemawiał założyciel PA Major Fydrych, dopingując wrocławian do udziału w kpinie z absurdów socjalizmu. A że niektórzy nie rozumieli idei happeningów, Major tłumaczył je tak:

- Ludziom na Zachodzie więcej powie o sytuacji w Polsce informacja o tym, że zamknięto mnie w areszcie za rozdawanie kobietom podpasek, niż czytanie książek i artykułów pisanych przez innych opozycjonistów.

Dziś to miejsce upamiętnia pomnik - mała figurka krasnoludka, symbolu PA, na dużym kamieniu.
W czasach przełomu swoje manifestacje organizowała przy przejściu także Solidarność Walcząca, radykalny odłam opozycji, z Kornelem Morawieckim na czele.
Już w latach 90. więcej działo się w samym przejściu. Choć jeszcze na powierzchni swoich sił próbował Janusz Korwin-Mikke - polityk kilka razy prowadził swoją kampanię (czy to do Sejmu, czy Senatu) tuż przy zegarze.

- Miejsce było świetne, bo przewijają się tam dziennie tysiące wrocławian. Ale dla mnie nie było zbyt szczęśliwe, bo nigdy, niestety, nie wygrałem - wspomina Janusz Korwin-Mikke. W końcu jednak polityka ustąpiła miejsca... muzyce. W przejściu bowiem grało, często dzień w dzień, mnóstwo ulicznych muzyków. A wśród nich takie sławy, jak Maciej Maleńczuk i Gabriel Fleszar. Swoje umiejętności prezentowali tam również Indianie z Ameryki Południowej (choć krążyła plotka, że to Wietnamczycy ze stadionu X-lecia...) i wielu innych artystów.

Jednak muzycy czy kuglarze musieli teren dzielić z żebrakami. Przynajmniej dwóch z nich na trwałe weszło do wrocławskich legend.

Miejsce na schodach od strony Solpolu miał na wyłączność Tańczący z Wilkami. Starszy pan, zawsze w towarzystwie kilku psów, siedział na środku schodów, na rozłożonych kartonach. Ile razy przeganiano go ze schodów, tyle razy wracał tam ze swoimi podopiecznymi. Przejście było też strefą penetracji słynnego Jasia Pawie Oczko, o którym do dziś krążą opowieści, jak to po wejściu do restauracji, zbliżał się do stolika i pytał biesiadników, czy będą "to" jedli. W "to" - aby nie było wątpliwości - wsadzał palec.

W latach 90. - tuż obok przejścia - wybudowano Solpol. Pierwszy nowoczesny dom handlowy we Wrocławiu. Nowoczesny jak na ówczesne realia, bo nie miał co się równać z Renomą czy Kameleonem, które powstały przed wojną.

Budynek do dziś budzi kontrowersje, bo dla jednych był architektoniczną ohydą, a dla innych powiewem zachodnich nowinek. Niebawem problem zostanie rozwiązany, bo ma być wyburzony.
A co z samym przejściem? Za kilka lat, gdy powstanie śródmiejska trasa południowa, przestanie istnieć. Ruch samochodowy na Kazimierza Wielkiego będzie mniejszy, a piesi wrócą na pasy.
Jednak przejście nie zostanie zasypane. Bo to idealne miejsce na restauracje. - Dobrze będzie, jeśli swoją nazwą nawiąże do przejścia. Bo jakiś ślad po nim musi pozostać - kończy Pinior.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska