Wysadzana brylantami złota kolia za 158 tys. zł, zegarek z drogimi kamieniami za 30 tys. zł albo koniak, który w dębowej beczce leżakował ponad wiek. Wszystko to można kupić we wrocławskich galeriach handlowych. Luksusowe produkty z cztero- czy pięciocyfrowymi cenami coraz częściej leżą nawet na półkach supermarketów.
- To tylko atrapa alkoholu - uspokaja Anna Karbowniczak ze stoiska monopolowego w sklepie Alba w Arkadach Wrocławskich, wskazując stojącą na honorowym miejscu w sklepie butelkę z grubego szkła. Prawdziwy trunek znajduje się w zamykanej na klucz gablocie. Za koniak Henessy Richard trzeba zapłacić dokładnie 9700 zł. Sama butelka jest warta ponad 1000 zł. - Alkohol nie stoi na wierzchu po tym, jak ktoś ukradł nam ze sklepu inny koniak, Henessy Paradis za 1800 zł - wspomina Anna Karbowniczak.
W sklepie jubilerskim W. Śliwiński gabloty zamykane na klucz to norma. Co nie dziwi, gdy wziąć pod uwagę, że ceny biżuterii często są 6-cyfrowe. Najdroższa kolia z żółtego złota, wysadzana brylantami, którą można tu w tej chwili kupić, kosztuje 158 tys. zł.
W sklepie bywa taka para po 50-tce: w ciągu 10 minut wydają 200 tysięcy złotych.
Sprzedawca Jacek Szczyciński tłumaczy, że w sklepie pojawiają się najróżniejsi klienci.
- Zdarzają się kobiety, które nawet, gdy nie ma mrozów, zawsze przychodzą ubrane w futro z norek - opowiada. - Ale zaglądają też niepozorni mężczyźni w niewyprasowanych koszulach, którzy chcą kupić prezent żonie i bez wahania decydują się na bransoletkę za 50 tys. zł - tłumaczy.
W sklepie bywa też para po pięćdziesiątce - kobieta w futrze, cała w złotej biżuterii, z mężczyzną ubranym od stóp do głów w markowe ubrania. Potrafią wydać 200 tys. złotych w 10 minut!
- Szybko się decydują. Nie spędzają w sklepie całego dnia, nie wydziwiają i nie grymaszą - opowiada Szczyciński. Ale zdarzają się i tacy, którzy biżuterię i zegarki traktują jak eksponaty w muzeum. Przez kilka miesięcy co kilka dni przychodzą i wpatrują się w wymarzony przedmiot.
- Tak było z panem, który prawie przez rok oglądał zegarek firmy Rado za 18 tys. zł - wspomina Szczyciński. - Umówiliśmy się, że odłożymy go do sejfu, a klient co miesiąc przychodził i przynosił nam kilka tysięcy zł. W końcu uzbierał całą kwotę. Był naprawdę szczęśliwy - tłumaczy Szczyciński.
Wrocławianki potrafią wydać prawdziwą fortunę na kosmetyki. Są takie, które na nowy krem czy perfumy wyciągają z portmonetek naraz ponad tysiąc złotych.
Na półkach drogerii Douglas w Arkadach można znaleźć krem do twarzy Shiseido za 1134 zł, Kanebo za 2600, ale też La Prairie za 3500 zł. Są też perfumy Lalique za 4 tys. zł.
- To limitowane wersje, w dekoracyjnych butelkach, przygotowane specjalnie dla kolekcjonerów - tłumaczy Anna Księżarek ze sklepu Douglas w Arkadach Wrocławskich. Za prawie 4 tys. zł można też kupić skórzaną teczkę w sklepie Wittchen. Amator luksusowego towaru zdarza się tam średnio raz na miesiąc.
Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?