Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O tych, co czyszczą i linują kominy we Wrocławiu

Anna Gabińska
Mistrz  kominiarski Tomasz Kanecki  (po prawej) i czeladnik Jacek Jędrzejczyk (na zdjęciu po lewej). Trudno nie zauważyć kominiarza na ośnieżonym dachu...
Mistrz kominiarski Tomasz Kanecki (po prawej) i czeladnik Jacek Jędrzejczyk (na zdjęciu po lewej). Trudno nie zauważyć kominiarza na ośnieżonym dachu... Mikołaj Nowacki
Zawsze na czarno, z dwurzędową marynarką na 13 guzików, cylindrem i szczotkami na ramieniu. Dlaczego ludzie łapią kominiarza za guzik, kto wymyślił mu nakrycie głowy i do czego służy graca naramienna.

Godzina 8.00, mistrz Tomasz Kanecki i czeladnik Jacek Jędrzejczyk czekają na nas w siedzibie Spółdzielni Usług Kominiarskich Florian przy ul. Lubuskiej.
- Boczna Zaporoskiej, za rzędem blaszanych garaży - tłumaczą. Gdy przesuwamy spotkanie na 8.30, to już nie we Florianie. Jest sobota, ale trwa okres grzewczy - pracuje się teraz 6 dni w tygodniu aż do wiosny. Zatem możemy zobaczyć, co robią kominiarze na dachu, ale skoro dotrzemy pół godziny później, to już spotkamy się przy al. Hallera.

Opinia na junkersa
Poniemieckie trzypiętrowe szeregówki z zabawną płaskorzeźbą w kwadracie nad drzwiami każdej klatki schodowej (dąb z żołędziami, sarenka). Lodowe sople na kablach anten. Nikogo łatwiej się nie wypatrzy niż kominiarza w pracy na śniegu. Tomasz Konecki wychodzi po nas przed bramę, bo kolega już krąży po schodach i puka po sąsiadach.
- Pod dziewiątką nikogo nie ma, pod dziesiątką też - obwieszcza Jacek Jędrzejczyk. Wypisuje karteczki z informacją, kiedy będzie następnym razem i zostawia w drzwiach. Już wiadomo, że panu spod piątki kominiarze nie przygotują dziś opinii, czy będzie mógł podłączyć sobie w łazience nowy gazowy podgrzewacz wody firmy Junkers lub innej.

- To nasze trzecie podejście w tym miejscu - wzdycha Kanecki. Ale to żaden rekord. Najdłużej opinię robił 8 miesięcy. - A tylko jeden lokator blokował całą sprawę, bo nigdy nie było go w domu - wspomina Kanecki, który pochodzi z kominiarskiej rodziny (oczywiście ojciec był kominiarzem, bo kobiety to teraz dopiero zaczynają garnąć się do profesji) i wżenił się w taką samą (teść). Sam w zawodzie od 15 lat. Tłumaczy, że gdy nawet jeden mieszkaniec z całej kamienicy, jak w tym przypadku, chce podłączyć jakiś piecyk, trzeba sprawdzić cały pion. Nie ma rady.

Klucz na strych ma pan spod piątki, co chciał sobie zamontować nowy junkers.
- A ten spod szóstki to niezły aparat. Wrzuca do pieca wszystko, co znajdzie: śmieci, butelki plastikowe, kable - wylicza Tomasz. Pamięta, że dwa razy tu musiał kiedyś przyjeżdżać, bo komin się zapalił od tego całego cholerstwa.

Kula z gracą naramienną

- Na komin wchodzi się po ławie - tłumaczy Jacek, pokazując drogę. Jesteśmy na dachu. Ława to deska, drewniana podpórka specjalnie zrobiona dla kominiarzy, by mieli jak dojść i zajrzeć do przewodów: kominowych i wentylacyjnych. - Kiedy jest śnieg, jak dziś, to zanim się odgarnie nogą i stanie na niej, trzeba zobaczyć z dołu, wchodząc, czy nie jest pęknięta, bo można się zdziwić - przypomina Tomasz.
Chcąc wystawić opinię kominiarską, czy junkers może zostać zamontowany, musieliby podzielić się pracą. Jeden na dachu wpuszczałby na linie kulę kominiarską (żelazną, żeliwną lub gumową, waży 1,5-2 kg) do przewodu, a drugi sprawdzał w mieszkaniu, czy z komina pójdzie kurz albo sadza. W ten sposób można byłoby ustalić, czy mieszkanie ma wolny przewód, do którego można podłączyć nowy piec, a także to, czy jest on szczelny.

Gdyby chcieli przeczyścić komin, do kuli przyczepiliby szczotki wycierowe. Są z drutów stalowych lub włókien z tworzywa sztucznego, ułożonych w kształcie gwiazdy. Nie udałoby się to, gdyby nie mieli liny kominiarskiej: prosto z produkcji jest biała, ale po pierwszym linowaniu, czyli czyszczeniu komina, nabiera szlachetnej, głębokiej czerni. Lina ma od 15 do 40 metrów długości. Kominiarz nosi ją zwiniętą na ramieniu. Do niedawna spoczywała na niej graca naramienna, podstawowe i najstarsze narzędzie kominiarskie. Służy do otwierania zasuw, wygarniania sadzy, rozbijania cegły i opuszczania liny, zastępując stojak. Wyjątkowo może stać się przecinakiem, młotkiem lub nawet siekierą.
- Kiedy jeździliśmy rowerami, wszyscy ją nosili na sobie - wspomina Tomasz. Teraz większość porusza się samochodami w pracy. Graca powinna zmienić nazwę z naramiennej na bagażnikową.

Od sztyfta do mistrza
Tomasz Kanecki, lat 36, mimo kominiarskich tradycji najpierw został elektromonterem i pracował w MPK. Naprawiał trakcję tramwajową. Odsłużył wojsko, z robotą było różnie. Poznał swoją przyszłą żonę i to przyszły teść zaproponował mu kominiarstwo. Teraz ma 11-letnią córkę i 6-letniego syna. Wstaje codziennie o szóstej, żeby malucha odstawić do przedszkola i zdążyć na 7.15 do pracy. Poranna kawa i spotkanie z kierownikiem, który rozdziela zadania.

Obowiązuje 8 godzin, wywalczone przez Marksa i Engelsa, ale nie jest to robota za biurkiem, lecz zadaniowa. Oznacza to, że jak się z zadaniami człowiek opędzi wcześniej, to wcześniej skończy, a jak nie - to trudno, nie da się skończyć równo z zegarkiem.
- Ale to jest zajęcie, gdzie człowiek nie musi siedzieć w zamkniętym pomieszczeniu tyle godzin - zachwala Jacek Jędrzejczyk, lat 46. Najwyższy komin, jaki czyścił, miał 30 metrów i był na Hutmenie. - Nieźle się kołysał - wspomina.

Jacek przygotowuje się do egzaminu mistrzowskiego. Na razie jest czeladnikiem, czyli może robić wszystko, jak prawdziwy kominiarz, oprócz wystawiania opinii i sporządzania ekspertyz. To może Tomasz, bo jest mistrzem.

Dachy od początku pociągały Jacka zawodowo, bo zaczynał jako dekarz. Jeden dzień przepracował w firmie, gdzie miał za zadanie składać skrzynkę z urządzeniem elektrycznym w środku, ale rzucił ją, bo nie dał rady wytrzymać w zamkniętym pomieszczeniu.
- To był jakby rodzaj klaustrofobii - uśmiecha się. Po miesiącu, gdy kolega dostał wypłatę, trochę żałował, bo jak teraz średnio zarabia się 2 tys. zł, to wtedy przy takich średnich zarobkach przy składaniu skrzynek miałby 8 tys. zł!
Łatając dachy zaprzyjaźnił się z kominiarzem, który powoli przeciągnął go do właściwego zawodu. Na początku był sztyftem, czyli kotem. Potem przez dwa lata - uczniem. Teraz zdobył papiery czeladnicze, ale przed nim jeszcze mistrzostwo - egzamin w izbie rzemieślniczej: teoretyczny i praktyczny.

13 guzików plus cylinder
Zimowy strój kominiarza szyty jest ze sztruksu. Składa się - jak ten letni, bawełniany - z dwurzędowej marynarki, czyli koletu, z 13 guzikami: po 6 w każdym rzędzie i jeden pod szyją. Do tego spodnie, pas i cylinder.

- Ludzie łapią się za swoje guziki i uśmiechają do nas, jak widzą, i to jest przyjemne - opowiada Kanecki. - Ale jak syczą, że nic nie robimy, tylko łazimy i coś bez sensu sprawdzamy, to ciśnienie się podnosi - przyznaje, zaciągając się papierosem.

Z tymi guzikami to już nie wiadomo, kto i jak powinien być łapany. Niektórzy próbują wyrwać guzik kominiarzom - oczywiście na swoje szczęście. Ci są bliżej tradycji. Zwyczaj ten, jak poucza polska encyklopedia internetowa Wikipedia, pochodzi z dawnych czasów. "Przed wiekami do osady ciągnęli różni rzemieślnicy, w tym kominiarze" - tako rzecze Wikipedia.
"Każda gospodyni chciała, żeby to jej dom był odwiedzony przez kominiarza jako pierwszy. Jego ubranie było wówczas jeszcze czyste, nieosmolone sadzą. Gospodynie ciągnęły kominiarza za guzik do swojego domostwa. Ta, do której zawitał jako pierwszy, uchodziła za szczęściarę".

Jacek Jędrzejczyk czytał, że cylinder kominiarze noszą od XVI wieku, gdy królowa Elżbieta I uznała, że są przedstawicielami zawodu, który zapobiega pożarom. I jest godny nadania elementu w stroju, który przydaje szlachetności, bo dzięki nim w mieście jest bezpieczniej.
Ale w dzisiejszych czasach, gdy budynki nie palą się tak łatwo, dalej ratują życie. Dzięki przeglądom przewodów kominiarskich ratują mieszkańców od zatrucia tlenkiem węgla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska