Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Radykalny liberalizm, który trąci myszką

Dr Antoni Kamiński, Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu
Dr Antoni Kamiński, Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu
Dr Antoni Kamiński, Uniwersytet Ekonomiczny we Wrocławiu Tomasz Hołod
Byłem na wykładzie Balcerowicza. Przypominał akademię ku jego czci.

Profesor Leszek Balcerowicz przyjął za dobrą monetę aż nadto kurtuazyjne słowa rektora Uniwersytetu Ekonomicznego i zdaje się uwierzył, że jest geniuszem ekonomicznym i jedynym zbawcą narodu. Takie sprawiał wrażenie - przynajmniej w moich oczach. W związku z tym jego wykład przekształcił się w akademię ku czci prelegenta. W zgodzie z poetyką chwalebnej uroczystości prelegent przedstawił sukcesy dwudziestu lat transformacji, zapominając o jej
ciemnych stronach. Prezentowane wykresy, diagramy, zestawienia były tak jednostronnie i selektywnie dobrane, że mogły wzbudzić uśmiech zażenowania.

Ja - nieekonomista - bez większego trudu mógłbym wskazać na liczne dane, które świadczą o tym, jak bardzo wciąż odstajemy od innych krajów, jak niezmiennie zajmujemy końcowe miejsca w statystycznych tabelach. O impasie cywilizacyjnym, w którym znajduje się Polska, nie usłyszeliśmy od Leszka Balcerowicza ani słowa.

Ku mojemu zdziwieniu odniosłem wrażenie, że prof. Balcerowicz wciąż zdaje się nie rozumieć, że w XXI w. najważniejszym czynnikiem decydującym o postępie gospodarczym jest nauka. Nie rozumiał tego, gdy był wicepremierem i ministrem finansów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, Jana Krzysztofa Bieleckiego i po latach przerwy w rządzie Jerzego Buzka, nie rozumie i dzisiaj. Na niedawnym Zgromadzeniu Ogólnym PAN prof. Kuźnicki przypomniał, że polska nauka jest "mało efektywna wskutek działań od 1990 r. wicepremiera Balcerowicza, który obciął nakłady na naukę i tak jest do dziś".

Prof. Balcerowicz wciąż zdaje się nie rozumieć, że w XXI w. najważniejszym czynnikiem decydującym o postępie gospodarczym jest nauka.

Między innymi L. Balcerowicza miał na uwadze prof. A. K. Wróblewski, gdy w 1998 r. pisał w dramatycznym liście do środowiska akademickiego: "Jest tragiczne dla Polski, że przez kilka ostatnich lat na stanowisku ministra finansów mamy samych ślepców, ludzi, którzy nie rozumieją podstawowej prawdy, że nakłady na edukację i badania naukowe to najlepiej opłacalna inwestycja". Polityka ekonomiczna Balcerowicza w dużym stopniu przyczyniła się do tego, że nasza gospodarka stała się "gospodarką oddziałów firm zagranicznych" (S. Dunin-Wąsowicz), a nasz eksport "w minimalnym tylko stopniu składa się z nowoczesnych produktów" (T. Kowalik). Dlatego symbolem Polski wciąż pozostaje "przystojny hydraulik". Na moje pytanie, czy czuje się współwinnym za ten stan rzeczy, nie uzyskałem odpowiedzi.

Prof. Balcerowicza najwyraźniej nie martwi fakt, że Czesi wydają na naukę prawie 1,5% PKB, Węgrzy - niemal 1%, a Polska zaledwie pół procenta. Skutki tej różnicy widzimy już dziś (Budapeszt jako siedziba EIT), jeszcze wyraziściej dadzą o sobie znać za kilkanaście lat. Francuski noblista G. Charpak, gdy dowiedział się, ile w Polsce wydaje się na naukę, wykrzyknął: "Wasze 0,5% to dywersja. Przeciw Polsce i przeciw jej talentom. To zbrodnia". I nikt u nas się tym nie przejął.
Balcerowicz wierzy w rynek, prywatną własność i monetaryzm z religijnym wręcz namaszczeniem. Tę samą przypadłość - przypomnijmy - zauważano przed laty u Miltona Friedmana i jego uczniów. Liberalna nadgorliwość każe mu chorobliwie reagować na krytykę czy choćby wątpliwości podkopujące tę wiarę.

Ta gorliwość każe mu surowo osądzać odszczepieńców. Jeffrey Sachs, niegdysiejszy mentor, który dziś odżegnuje się od reform zastosowanych w Polsce, jest "utopijnym uzdrowicielem ludzkości". Zapewne z podobną wyższością - można się tylko domyślić, bo nie było czasu na zadawanie pytań - ocenia Balcerowicz poglądy J. Stiglitza, G. Sorosa i wielu innych, którzy się z nim nie zgadzają. Nie było czasu zapytać o stosunek do argumentów wysuwanych przeciwko jego planowi przez tak wybitnych uczonych, jak prof. T. Kowalik ("operacja niepotrzebna i chybiona"), prof. E. Mączyńska ("nie ma nic bardziej złudnego jak wiara w proste recepty"), prof. M. Jarosz ("przeniesienie na grunt polski modelu funkcjonującego w całkiem odmiennych krajach okazało się nieefektywne gospodarczo i politycznie nietrafne").
Balcerowiczowi obcy jest autokrytycyzm, nie potrafi spojrzeć na własne, niemałe przecież, dokonania okiem dialektyka (profesor najwyraźniej nie lubi tego słowa przypominającego mu marksistowską młodość). To się udało, to się nie udało, to wyszło dobrze, w tym się pomyliłem - takich sądów z ust Balcerowicza nie usłyszeliśmy. Trudno się temu zresztą dziwić. Gdy się czyta o sobie: "Balcerowicz spadł nam z nieba", gdy się słyszy, że przerosło się K. Druckiego-Lubeckiego i E. Kwiatkowskiego, niełatwo zachować dystans do samego siebie. Jakże łatwo wtedy mogą "puścić nerwy" (puściły), gdy jakiś "prosty student" zapyta o przejrzystość i zasadność niektórych decyzji sprzed lat.

Przekonany o swej nieomylności Balcerowicz nie zauważył, że radykalny liberalizm, który z taką misyjną wiarą wyznaje, trąci co najmniej trzydziestoletnią myszką. Jak przystało na "betonowego" liberała, za drobiazg, którym nie warto zaprzątać sobie głowy ("społeczny koszt"), uważa permanentnie wysokie bezrobocie, nie wzrusza go fakt, że 1,5 miliona Polaków musi szukać byle jakiej pracy w Anglii i Niemczech. Nie widzi w tym tragedii i wstydu narodowego. Słowem się o tym nie zająknął. Dla tego pokroju liberałów takie pojęcie, jak "etyka biznesu" jest ledwie tolerowanym manikiurem na niewidzialnej ręce rynku. Kultura to dla nich towar jak każdy inny. Zdanie Balcerowicza: "Głównym miernikiem wartości dzieła kultury nie może być to, że ludzie nie chcą za niego zapłacić", wielki polski dyrygent Antoni Wit skwitował jakże trafną uwagą: "Trudno o bardziej nonsensowną wypowiedź na temat kultury". Nic dodać, nic ująć.

Balcerowiczowi obcy jest autokrytycyzm, nie potrafi spojrzeć na własne, niemałe przecież, dokonania.

Na wszystkie bolączki i niedomagania Balcerowicz ma jedną receptę - prywatyzować. Także szkolnictwo wyższe w Polsce. Nie widzi zła w jego katastrofalnym niedofinansowaniu, w przestarzałej strukturze i odstających programach nauczania, nie dostrzega szerzących się w nim plag - zatrważającego obniżenia poziomu prac doktorskich i habilitacyjnych, korozji etosu nauczyciela akademickiego, szerzącego się nepotyzmu. Nie spędza mu snu z powiek świadomość, że "większość z 2 mln dzisiejszych studentów nie ma pojęcia, czym są prawdziwe studia, jakiej pracy i jakiego wysiłku wymagają" (K. Dołowy). Nie martwi go fakt, że nasi studenci tak naprawdę odbywają kursy, a nie studia. Nie widzi biedy w tym, że nasze szkoły wyższe wciąż są zorientowane na kształcenie zawodowe i nie są w stanie przyjąć do wiadomości oczywistego faktu, że w XXI w. taki model kształcenia to jaskrawy anachronizm!

Tak bardzo psiocząc na różnego rodzaju populistów L. Balcerowicz nie zauważył, że sam na tę drogę wkroczył. Czymże innym bowiem, jak nie tanim populizmem jest jego wezwanie - zupełnie poważnie rzucone - do dogonienia Niemców w 20 lat! Jak na populistę przystało, nie wskazał, jaka przepaść nas od nich dzieli i co trzeba zrobić, aby ten dystans zmniejszyć. Tak zawsze rzeczowy, tym razem całkowicie oderwał się od rzeczywistości, zostawił na boku suche liczby i wskaźniki i zwrócił się do serc. Hasło "Polak potrafi" wprawdzie nie padło - ale wisiało w powietrzu. Daj nam Panie Boże - chciałoby się powiedzieć - żebyśmy w jakiejś nie za dalekiej perspektywie dogonili Czechy i Węgry. Później spróbujmy może dogonić Portugalię, ale póki co - Niemcy zostawmy w spokoju, szkoda zawracać sobie głowy, chyba że stanie się jakiś cud, co, jak wiadomo, należy do boskich kompetencji. Obawiam się jednak, że limit boskich cudów w odniesieniu do Polski został już wyczerpany.
Pożytek z wykładu wyniosłem jeden - teraz już wiem, dlaczego po Wrocławiu jeżdżą czeskie tramwaje. Czesi nie mieli swojego Balcerowicza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Radykalny liberalizm, który trąci myszką - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska