Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie traćmy widzialności

Katarzyna Kaczorowska
Katarzyna Kaczorowska
Katarzyna Kaczorowska Paweł Relikowski
Każdy z nas, prędzej czy później, znajdzie się w sytuacji, kiedy będzie zależny od innych.

Starzenie się podlega stopniowej utracie widzialności. Starych ludzi dostrzega się tylko wtedy, gdy robią kłopoty albo stają się dokuczliwi, albo gdy umierają.
To cytat z jednej z powieści swego czasu bardzo popularnego w Polsce pisarza Jonathana Carolla. Pisarz już tak popularny nie jest, ale ten cytat nie stracił nic na aktualności. Co więcej, myślę, że ten szczególny proces utraty widzialności dotyka nie tylko starych (co w tym wypadku należałoby odczytywać - niepotrzebnych) ludzi. Nie widzimy lub nie chcemy widzieć wielu rzeczy, które mogłyby nas wytrącić z bezpiecznej koleiny codziennych obowiązków. Wielu z nas nie chce zauważyć bitych dzieci, cierpiących zwierząt, nędzy.

Bo gdybyśmy je zobaczyli, sumienie czy poczucie odpowiedzialności nakazywałoby nam podjąć choćby minimalne działanie - zadzwonić do instytucji, która z racji wyznaczonych prawem ram mogłaby interweniować.

Starzenie się podlega stopniowej utracie widzialności.

Stosunek do słabszych - a ci słabsi to w gruncie rzeczy dzieci, starcy i zwierzęta - jest miarą naszego człowieczeństwa. I kiedy czytam wstrząsającą historię "Pensjonatu dla zwierząt" z poddzierżoniowskiego Dobrocina opisaną przez dziennikarkę naszej gazety, to cały czas myślę o jednym - jaka jest prawdziwa cena cierpienia zwierząt trafiających do "hotelu", pod opiekę człowieka, który mówi, że dobrze się nimi zajmuje.

Przypomnę, że gmina płaci za każdego odłowionego, bezpańskiego psa. Za tego, który trafia do schroniska, 2000 złotych, za tego, który trafia do hotelu, 900 złotych. To tyle, ile niektórym ludziom musi wystarczyć na przeżycie całego miesiąca. Jeśli oni są w stanie to zrobić, to jak to jest możliwe, że nie da się za taką kwotę utrzymać psa, zapewniając mu jedzenie, suchą budę, minimalną choćby opiekę.
Tymczasem niezapowiedziana kontrola powiatowego lekarza weterynarii w Dobrocinie skończyła się zawiadomieniem do prokuratora - psy, które trafiły do "hotelu", nie miały wody, nie dostawały jedzenia, nie miały ocieplonych bud, pilnowało ich dwóch pijanych panów. I jakby mało było tej makabry - wstrząśnięty lekarz w jednej z klatek znalazł na wpół zjedzonego przez wygłodniałe psy szczura, a w zamrażarkach, zamiast karmy dla 70 zwierząt, znalazł... kilka zamrożonych psów. Horror? Nie. Jedna z wielu odsłon wcale nie tak rzadkiego znów problemu, naszego stosunku i sposobu traktowania zwierząt. Żeby była jasność - nie tylko tych bezpańskich.

Co jakiś czas media odsłaniają przed nami ten ponury świat, w którym nie istnieje wrażliwość i choćby minimalne poczucie odpowiedzialności za tych, którzy trafili pod czyjąś opiekę, a wszystkim rządzi chęć zysku. To szokujące skandale w domach opieki, do których rodziny oddają swoich bliskich, a w których ci, zamiast godnego przeżycia ostatnich dni, dostają wyzwiska, kuksańce i obojętność. Pamiętają Państwo zapewne wstrząsającą sprawę domu opieki w podwarszawskiej Radości opisaną na naszych łamach, która skończyła się wyrokami skazującymi dla "opiekunów" znęcających się nad swoimi podopiecznymi.

Równie szokujące są doniesienia z legalnych i nielegalnych schronisk dla zwierząt, w których psy zdychają z głodu lub zagryzają się nawzajem. Zawsze, kiedy czytam o takich sprawach, kiedy oglądam wstrząsające zdjęcia czy - jak w przypadku sprawy z Radości - filmy nagrane z ukrycia, zastanawiam się, co dzieje się z ludźmi, że tracą coś, co psycholodzy uczenie nazywają empatią.
Ktoś ich źle wychował? Ktoś pozbawił ich choćby najmniejszej autorefleksji nad skutkami własnych czynów?

Co jakiś czas media odsłaniają przed nami ten ponury świat, w którym nie istnieje wrażliwość.

Przecież każdy z nas, prędzej czy później, znajdzie się w sytuacji, kiedy będzie zależny od innych. Kiedy będzie słaby, chory, już nie tak sprawny, nie tak szybki w załatwianiu wielu codziennych, życiowych spraw. Co zrobi wtedy z tą utratą widzialności, jak zniesie to, że przeszkadza, jak wytrzyma czasem fizyczne, a czasem psychiczne kopniaki, takie same jakie pozbawieni wrażliwości ludzie wymierzają bezpańskim psom.

Przyznam, że chciałabym - pewnie naiwnie - obudzić się któregoś dnia i nie znaleźć żadnej informacji w gazecie czy na jakimkolwiek serwisie internetowym o maltretowanych dzieciach, katowanych staruszkach czy głodzonych zwierzętach. I przeraża mnie wewnętrzne przekonanie, że to po prostu jest niemożliwe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska