Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Osoby publiczne powinny być jak żona Cezara

dr Radosław Solarz
Tomasz Hołod
Funkcjonariusz publiczny, w tym przypadku radny, nie powinien mieć możliwości korzystania z publicznych dróg uzyskiwania pieniędzy w celach prywatnych.

Jerzy Pokój, przewodniczący sejmiku dolnośląskiego i jeleniogórski biznesmen, złożył ostatnio wniosek o unijne dofinansowanie do budowy pensjonatu Palomino. Nie jest to sprzeczne z prawem, ale wniosek rozpatruje instytucja powołana do życia przez sejmik, któremu szefuje przecież wnioskodawca.
Dziwaczne, że jest to zgodne z prawem. Funkcjonariusz publiczny, w tym przypadku radny, nie powinien mieć możliwości korzystania z publicznych dróg uzyskiwania pieniędzy w celach prywatnych. To budzi podejrzenie. Nie przekonują mnie argumenty, które podnoszą politycy: że w życiu gospodarczym jest równość i nie powinni być gorzej traktowani niż inni obywatele RP.

W takich sytuacjach zawsze gdzieś w głowie kołacze się myśl, że radny został potraktowany lepiej niż konkurenci.
My tego nie wiemy, ale w takich sytuacjach pojawiają się spekulacje, że ktoś wykorzystał stanowisko publiczne w celach prywatnych. To nie jest zresztą tylko polski problem. Różne kraje starają się za pomocą prawa wyeliminować lub ograniczyć do minimum tego typu sytuacje.

Ale w jaki sposób to zrobić?
Na przykład w belgijskim systemie prawnym jest zasada, że radny nie może brać udziału w posiedzeniach rady i podejmowaniu tych decyzji, które dotyczą jakiejkolwiek sprawy dającej się wyrazić w jego finansowym interesie.

Bardzo to skomplikowane.
To prościej - jeżeli rada podejmuje decyzję, że gdzieś stanie hipermarket i jeśli w wyniku tej decyzji wzrośnie cena gruntów, które należą do radnego lub kogokolwiek z jego rodziny, to nie może on głosować w tej sprawie.

A jeśli zagłosuje?
Reguluje to dość makabryczna norma, która mówi, że taka decyzja rady zostaje unieważniona.

Prawo, oczywiście, nie może wszystkiego regulować. Wpadlibyśmy wtedy w kwadraturę koła.

Makabryczna?
Proszę sobie wyobrazić: rada wyraża zgodę na lokalizację hipermarketu, ktoś rozpoczyna inwestycję, potem okazuje się, że jacyś radni mieli w tym interes i nagle z definicji to jest nieważne. Niesie to ze sobą gigantyczne koszty dla gminy. Anglicy mają dla odmiany bzika na punkcie bankrutów. Nawet jeśli upadłość była przeprowadzona zgodnie z prawem, taki człowiek radnym nie zostanie. Wiele systemów jest tak skonstruowanych, by wyłowić ludzi, którzy dają jak największe gwarancje prawidłowego dysponowania funduszami publicznymi.

Sprowadzając rzecz do absurdu, możemy powiedzieć, że radni jeżdżący komunikacją zbiorową nie powinni decydować o cenach biletów, a ci, którzy mają bieżącą wodę w mieszkaniach, o jej cenach.
Prawo, oczywiście, nie może wszystkiego regulować. Wpadlibyśmy wtedy w kwadraturę koła, nie moglibyśmy normalnie funkcjonować. Dlatego podstawowe rozwiązania są proste: radny nie może czerpać korzyści z decyzji podejmowanych przez gminę, nie może być zatrudniony w instytucjach przez nią finansowanych, a w niektórych krajach w radzie nie mogą zasiadać ludzie spokrewnieni ze sobą do trzeciego stopnia.

Czyli mąż, żona...
W Belgii to idzie dalej, w jednej radzie nie może zasiadać kuzynostwo. Wracając do tematu, ostateczną kontrolą są wyborcy. Kiedy gdzieś pojawia się informacja, że jakiś polityk mógł wykorzystać swoje stanowisko do prywatnych celów, to najważniejsze jest pytanie, czy tego typu informacja ma znaczenie dla wyborców. Czy słysząc ją, modyfikują swoje zachowanie, czy nie. Jeżeli nie, to nie ma możliwości kontrolowania. A ja mam wrażenie, że polskich wyborców guzik to obchodzi.

rozmawiała Hanna Wieczorek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska