Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dobrze ułożone poczucie humoru prosto z filharmonii

Małgorzata Matuszewska
Listopad
Listopad Łukasz Rajchert
Filharmonia Wrocławska promuje się kalendarzem pod naszym patronatem. Rok temu podziwialiśmy piękne panie. Czas więc na dowcipnych panów!

Postanowiłem pokazać muzyków mających poczucie humoru i dystans do siebie samych - opowiada Łukasz Rajchert, autor zdjęć artystów. Październikowy Bartosz Bober, na co dzień pierwszy skrzypek, na zdjęciu stoi na... skrzypcach.
- Jak to zrobiliśmy, niech zostanie tajemnicą - Łukasz Rajchert nie zdradza pracy za kulisami kalendarza.

Zbigniew Subel - wrzesień - jest perkusistą, więc z jego głowy sterczy siedemnaście pałek. Wbite? Popatrzcie sami. Paweł Maliczowski grający na puzonie założył go na głowę. Czyżby dla ochrony przed lipcowym deszczykiem? A kontrabasista Jan Galik refleksyjnie podpiera rękami głowę. Nic dziwnego, luty to trudny miesiąc, więc ciężki kontrabas nie zmieścił się już na zdjęciu.

***
Na okładce widnieje fotografia Jacka Sosny, kontrabasisty i inspektora orkiestry. Inspektor jest głową zespołu, trzyma w ryzach kolegów i koleżanki, ściśle współpracuje z dyrektorem Filharmonii, a z bibliotekarzem ustala, jakich nut potrzeba muzykom.
- W Filharmonii Wrocławskiej pracuję od 1986 roku - wspomina Jacek Sosna. - Oczywiście kontrabas jest najważniejszym instrumentem, ponieważ na nim gram - śmieje się. I zaraz dodaje: - Podobnie jak każdy dom ma swój fundament, bez którego nie istnieje, tak w orkiestrze jest nim kontrabas.
Ale stanowisko inspektora i ważność instrumentu nie pozbawiły muzyka poczucia humoru.

I na dowód opowiada znany dowcip: "Kontrabasista zaprosił swojego kolegę na koncert. Spotkali się po koncercie i niecierpliwie pyta słuchacza: - Jak było? Jak było? - No wiesz, patrzyłem na waszą grupę, wszyscy bardzo się starali: przesuwali lewą ręką z góry na dół i z dołu do góry, a ty trzymałeś ją cały czas w jednym miejscu. Dlaczego? Kontrabasista odpowiada: - Bo wiesz, oni cały koncert szukali dźwięku, a ja już go znalazłem".

Rajchert: Postanowiłem pokazać muzyków mających poczucie humoru i dystans do siebie samych.

- Mówi się, że na kontrabasie nie ma dźwięku fis, ale my go cały czas szukamy i mam nadzieję, że kiedyś znajdziemy. Do emerytury powinno się udać - dodaje Sosna, który urodził się i wychował na Górnym Śląsku, uczył się w Liceum im. Karola Szymanowskiego w Katowicach, ale Akademię Muzyczną skończył we Wrocławiu, tu poznał żonę Dorotę i został. Ale, co podkreśla, w domu rodzinnym najczęściej mówi gwarą śląską.

- Wszystkie gwary: śląska, kaszubska, wielkopolska, podhalańska i inne są dobrem naszego kraju - tam są nasze korzenie - chwali różnorodność dźwięków.
Nie pochodzi z muzycznej rodziny, wprawdzie wuj, fagocista, grał w Filharmonii Śląskiej, ale rodzice nie są muzykami, a żona jest pedagogiem w poradni psychologiczno-pedagogicznej. Marysia, córka państwa Sosnów, jedna z czwórki rodzeństwa, uczy się w szkole muzycznej przy ul. Powstańców Śląskich. - Ku mojemu zaskoczeniu i dumie, ale także przerażeniu, na kontrabasie. Czemu ku przerażeniu? Bo wiem, z czym to się wiąże. To trudny instrument, jedna struna ma naciągu około 50 kg, jest więc co naciskać. Skrzypek, zmieniając pół tonu, przesuwa troszeczkę palec na strunie, my musimy zrobić na instrumencie trochę więcej kilometrów. Dla dziewczyny to trudny instrument, ale także po prostu ciężki - mówi ojciec kontrabasistki.
***
Najwyraźniej Miłoszowi Rutkowskiemu sierpniowe upały dodają energii, bo na zdjęciu energicznie uderza w wielki bęben.
- Zawsze chciałem grać, ale tak na serio zacząłem w siódmej klasie szkoły podstawowej, kiedy dostałem się do szkoły muzycznej przy Łowieckiej. Miałem za sobą naukę w MDK-u - byłem zafascynowany gitarą. Pani prowadząca zajęcia powiedziała jednak: "niestety, chłopczyku, rączka za mała na gitarę, zacznij od mandoliny".

I tak Miłosz Rutkowski zaczął grać w zespole mandolinistów.
- Grałem trzy smutne tremolka na krzyż, do dziś pamiętam, że był to utwór "Nad ruczajem" - śmieje się. - Po roku miałem tak serdecznie dość, że zostawiłem mandolinę w tramwaju. Ale muzyka to moja pasja, a perkusistą chciałem być od dzieciństwa. W domu ustawiałem różne garnki, tłukłem w nie, słuchając płyt z serii Polish Jazz - przypomina początki.

***
Fotografia Jana Tatarczyka znalazła się na kartce marcowej. Jego rodzice pracowali w Operze Wrocławskiej, on sam muzyką interesował się od zawsze, a w orkiestrze gra na klarnecie. I śmieje się, że nigdy nie żartuje w czasie koncertów, ale robienie dowcipów kolegom na próbach jest zajęciem przyjemnym.
- Kiedyś kolega w rewanżu za jakiś dowcip zdjął drugiemu jedną ze sprężyn w instrumencie. Dyrygent usłyszał, że coś brzmi nie tak - uśmiecha się. I dodaje, że kartka podłożona pod strunę, albo choćby niewidoczny włos sprawia, że instrument w ostatnim momencie płata figla.

Radosław Pujanek ułożony poznaniak wyrodził się z familii chemików, wybierając muzykę.

***
Radosław Pujanek, skrzypek, jest pierwszym koncertmistrzem. Dobrze ułożony poznaniak wyrodził się z familii chemików, wybierając muzykę.
- Jako koncertmistrz muszę uważać, co robię. Jestem przedstawicielem orkiestry, zawsze blisko dyrygenta, ale nie mam się mu przypochlebiać - mówi, a dla potwierdzenia tezy opowiada dowcip: - Zirytowany dyrygent podczas próby połknął altowiolistę. Połknięty muzyk przedzierał się przez dyrygenckie trzewia, aż tu nagle poczuł woń świeżo palonej kawy, dojrzał ognisko, a przy nim koncertmistrza spokojnie czytającego gazetę i popijającego z filiżanki aromatyczny napój.
- Skąd się tu wziąłeś, też cię połknął? - dopytuje się. - Nie, wszedłem wejściem dla artystów - odpowiedział spokojnie koncertmistrz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska