Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szalety czynne tylko w dzień

Maciej Czujko
Pilna potrzeba w centrum? Biegnij na Zakrzów. Tylko tam miejska ubikacja pracuje nocą.

Na dużym parkingu przy ulicy Wilanowskiej, czyli aż na Zakrzowie, działać będzie jedyna we Wrocławiu całodobowa publiczna toaleta, gdy Zarząd Dróg i Utrzymania Miasta rozstrzygnie przetarg na prowadzenie 17 należących do niego szaletów. Pozostałe mają być zamykane zaraz po zmroku.
Jeśli więc przyciśnie kogoś późnym wieczorem do wyboru będzie miał długą wycieczkę, przeciskanie się przez tłumy w knajpach albo ryzykowne załatwianie na dziko: czyli w bramie albo w krzakach.
- Z naszych obserwacji wynika, że nie ma zapotrzebowania na szalety po godzinie 22, a nawet po już 20 - wyjaśnia Ewa Mazur, rzeczniczka Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta. - Chyba że te w bezpośrednim centrum miasta. Dlatego toaleta przy pl. Solnym w wakacje jest otwarta całą dobę - zapewnia.

Każda wrocławska toaleta ma też swój limit zużycia wody przez jedną osobę. Najoszczędniejszym trzeba być przy pl. Wróblewskiego, tam wolno zużyć tylko 10 litrów w czasie jednego pobytu.
Wodę lać - i to zdrowo - można za to w szalecie flagowym, tym przy ul. Wilanowskiej - aż 25 litrów. ZDiUM jednak uspokaja. Tłumaczy, że ilość wody na głowę w dokumentach przetargu podana jest tylko dla orientacji firmy, która będzie prowadziła szalet. Nikt nie będzie stał nad osobą korzystająca z pisuaru i pilnował, ile wody zużywa.

Miejskie szalety ma też Zarząd Zasobu Komunalnego - jest ich sześć. Firma, które je od niego dzierżawi, zamyka je przed zmierzchem, więc i tutaj nie można załatwić potrzeby fizjologicznej po zmroku. Jednym szaletem dysponuje także Zarząd Zieleni Miejskiej, ale to ruina, w której załatwiać się już nie można. Są jeszcze miejskie toalety przy obiektach sportowych, ale i one nie pracują całą dobę.
Miasto nie ma planu budowy nowych szaletów. Jeśli będą powstawać, to przy okazji innych, większych inwestycji. Takich, jak duże parkingi czy stadiony.

Na razie pozostaje nam więc korzystanie z istniejących szaletów albo próba szczęścia w przygodnie napotkanych barach lub restauracjach. Nie brakuje też takich, którzy bez skrupułów opróżniają pęcherz w bramach i krzakach. Straż miejska twierdzi, że ich liczba w centrum miasta lawinowo rośnie w weekendy.
- Problem stwarzają ci, którzy mocno się opili, przede wszystkim napojami alkoholowymi - mówi Robert Korzeniowski ze straży miejskiej. - Potrafią wyjść z lokali i dopiero wtedy załatwić swoją potrzebę. To kwestia kultury - dodaje.
Takie niekulturalne zachowanie może kosztować nawet 500 złotych. Mandat w takiej wysokości może wystawić straż miejska. Jak tłumaczą się przyłapani? Oczywiście zaklinają się, że już nie mogli wytrzymać.

Ale są tacy, którzy uważają, że większa liczba szaletów czynnych całą dobę zachęciłaby mieszkańców miasta do korzystania z ich usług. Piotr Krzemiński, wrocławski student, który nocą też wychodzi do miasta, zawsze korzysta z ubikacji w knajpach.
- Czasem jednak są one tak zapchane, że ludzie szukają innego rozwiązania - opowiada student. - Gdyby więc wybiegali w nocy z knajpy w poszukiwaniu dobrego miejsca i napotkali miejski szalet, to nie rzucaliby się krzaki - przewiduje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska