Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbliża się do nas prawdziwa rewolucja praw autorskich

Lidia Geringer de Oedenberg
Lidia Geringer de Oedenberg, dolnośląska europosłanka
Lidia Geringer de Oedenberg, dolnośląska europosłanka Tomasz Hołod
Google chce udostępnić internautom miliony książek. Debatę o wielkim projekcie rozpoczyna Parlament Europejski.

Największa biblioteka na świecie budzi sprzeciw... autorów, księgarzy i wydawców. Czyli piekło wybrukowane jest dobrymi intencjami.

Nowe możliwości, jakie oferuje internet, zainspirowały Google, by książki o wyczerpanym nakładzie, często zapomniane, pokryte "kurzem historii" na nowo przywrócić do życia w e-przestrzeni. Idea szczytna. Popularna wyszukiwarka od razu podpowiadałaby, co i kto na dany temat napisał i gdzie to znaleźć. Zeskanowane książki mogłyby być natychmiast dostępne na ekranie naszego komputera. Gigantyczna spuścizna tego, co do tej pory opublikowano, byłaby dostępna dla każdego internauty. Byłaby, pod warunkiem że autor, wydawca i dystrybutor książek nie będą się sprzeciwiać. Książki niechronione prawami autorskimi będzie można sobie wydrukować w domu, inne - chronione - zamówić indywidualnie. A w przypadku wyczerpanego nakładu będzie można zamówić nawet 1 egz. do druku na zamówienie.

Brzmi to jak fantastyczna wiadomość dla czytelników i autorów, których książek wydawca nie zamierzał wznawiać. Google chce skanować książki i udostępniać je internautom nieodpłatnie, ale w zgodzie z prawem. Ktoś będzie musiał zapłacić za prawa autorskie i nie będzie to bezpośrednio internauta. W świecie nie ma jednak nic za darmo, zatem za prawa autorskie zapłacą reklamodawcy. Akcja także promuje książki, i te nowe, i stare. Autor, z którego książki nawet jedna strona została opublikowana, będzie miał prawa do części wpływu z reklam; tak może być np. w przypadku książki kucharskiej.

Szczytna idea utworzenia współczesnego odpowiednika słynnej Biblioteki Aleksandryjskiej doprowadziła jednak do sporu w kwestii praw autorskich. Osiągnięte przed czterema tygodniami porozumienie zadowoliło już Zrzeszenie Twórców i Stowarzyszenie Wydawców Amerykańskich oraz niektórych ich europejskich odpowiedników. Umowa przewiduje możliwość skanowania i udostępniania za opłatą pozycji wydanych na terytorium czterech państw: Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Australii i Kanady.
Internauci z tych krajów będą mogli przeczytać 20 proc. e-książki za darmo (koszty pokryją reklamodawcy), z kolei za pozostałe 80 proc. zapłacą już z własnej kieszeni. Z punktu widzenia autora i wydawnictwa oznacza to dwojakie korzyści. Po pierwsze: jednorazową opłatę od Google za możliwość zeskanowania książki (od 60 do 300 dolarów). Po drugie: 63 proc. z zysków generowanych przez e-książkę w serwisie Google Books. Mało kto zdaje sobie sprawę z faktu, że europejski użytkownik serwisu Google Books poza Brytyjczykami - np. internauta z Belgii czy Polski - nie będzie miał dostępu nawet do wspomnianych 20 proc. e-książki.

Jak poinformowano mnie w biurze Google w Brukseli, w serwisie znajdą się głównie tytuły anglojęzyczne, zaś każdy europejski wydawca i autor, który wyrazi chęć przystąpienia do programu, będzie musiał porozumieć się z Google na własną rękę. Europejczykom pozostanie jedynie darmowy dostęp do najmniej atrakcyjnej kategorii książek - pozycji będących dobrami publicznymi, wobec których prawa autorskie wygasły już dawno (na przykład we francuskiej bibliotece narodowej książki takie nie były wypożyczane od 200 lat). W ten sposób nie uda się zbudować kompletnej, elektronicznej biblioteki europejskich tytułów. Mimo pewnych obaw związanych z projektem Google, takich jak: monopol firmy na przygotowanie i dystrybucję e-książek oraz konieczność odstąpienia jej części zysków z opłat i z reklam, uważam, że sam projekt jest dobry. Potrzeba nam jednolitych rozwiązań w dziedzinie praw autorskich. Zamieszanie wokół projektu Google wykazało już konsekwencje braku jednolitego unijnego prawa w tej dziedzinie. Dzisiaj w Parlamencie Europejskim o tym dyskutujemy. Moim zdaniem nadchodzi prawdziwa copyrights-rewolucja...

Sąd nad Google
Sąd w Paryżu orzekł, że amerykańska firma internetowa Google Inc., realizująca wielki projekt digitalizacji książek, łamie prawo francuskie - poinformowały kilka dni temu agencje prasowe. Google skazano na 10 tys. euro grzywny dziennie do czasu usunięcia fragmentów zeskanowanych francuskich książek z publicznie dostępnej bazy danych. Ponadto Google ma zapłacić 300 tys. euro odszkodowania francuskiemu wydawnictwu La Martiniere, które wniosło sprawę przeciw firmie Google w imieniu grupy francuskich wydawców. Koncern od dawna pracuje nad projektem, który zakłada zeskanowanie wielu milionów książek i udostępnienie ich internautom z całego świata. Przedsięwzięcie wywołuje niesłabnące protesty wydawców, bibliotek i twórców. Amerykańskiemu koncernowi zarzuca się brak poszanowania dla praw autorskich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska