Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Właśnie leci kabarecik w KGHM Polska Miedź SA

Piotr Kanikowski
Piotr Kanikowski, dziennikarz "Polski-Gazety Wrocławskiej"
Piotr Kanikowski, dziennikarz "Polski-Gazety Wrocławskiej"
Górnicy, którzy 11 sierpnia 2009 roku strajkowali przeciw dalszej prywatyzacji KGHM, oświadczają, że nie strajkowali, tylko zabrakło im sił, aby dopchać się do windy.

Przy windzie stało ponoć paru takich, że wystarczyło raz rzucić okiem i było wiadomo, że - kurdebalans - czego jak czego, ale sił mają w nadmiarze. Biceps przy bicepsie, triceps przy tricepsie, więc nawet jak ktoś miał ochotę trochę sobie tego ranka pofedrować na większą chwałę Skarbu Państwa, to walił głową w mur mięśni i odpadał. Tylko głowa bolała. Mógł taki co najwyżej wypłakać się w szorstką flanelę koszuli sztygarowi zmianowemu.

Działacze związkowi, którzy 11 sierpnia 2009 roku zorganizowali dwugodzinny strajk ostrzegawczy przeciwko dalszej prywatyzacji KGHM, twierdzą, że to nie był strajk, tylko taka sobie zwyczajna masówka, a wszelkie podobieństwo do strajku właściwego (w rozumieniu ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych) jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone. Po prostu, gdy minister Aleksander Grad wyjawił zamiar sprzedaży państwowych udziałów w Polskiej Miedzi, to poczuli nagłą, niepohamowaną potrzebę osobistego podzielenia się z załogą swoimi przemyśleniami. A że przemyśleń było sporo, to dwie godziny zleciały jak z bicza trzasł. No i wydobycie takoż zleciało.

I tylko osamotniony w swym szaleństwie zarząd KGHM wciąż twierdzi, że 11 sierpnia 2009 roku w kopalniach Lubin, Polkowice-Sieroszowice i Rudna doszło do nielegalnego strajku ostrzegawczego.
Ale w miarę jak rośnie stosik oświadczeń od górników, którzy potrzaskali sobie głowy o mur bicepsów, cały ten strajk zaczyna przypominać własną parodię.

Wkrótce okaże się, że to tylko związkowi liderzy Czyczerski, Zbrzyzny, Hajdacki i Kurek bronili wstępu do szybu, bo cała reszta chciała pracować tak mocno, jak mocno teraz pragnie czternastej pensji. Górnicy, którzy biorą od Piotra Trempały, szefa kolejnego związku, druczki oświadczeń i kładą pod nim swoje podpisy, puszczają oko do zarządu KGHM, a zarząd KGHM puszcza oko do nich. Bo w gruncie rzeczy w tym postrajkowym polowaniu wartość ma tylko skórka ściągnięta z hardego etatowego związkowca.

Przepraszam, wiem, że się zagalopowałem, a pisanie o tak poważnych sprawach jak prywatyzacja i przyszłość KGHM w konwencji kabaretu jest niestosowne. Od początku prowokuję. Prowokuję, bo tęsknię za czymś, co nie byłoby dobrą miną do złej gry, błazenadą i harcerskimi podchodami. Tęsknię za czymś serio.

Na przykład za etosem niezależnych samorządnych związków zawodowych lat 80., które jeśli robiły strajk w zakładzie, to na poważnie - z Matką Boską na bramie i plecami gotowymi na pałowanie. Za robotnikami, którzy mogli stracić nie tylko czternastkę, ale głowę nosili wysoko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska