Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moim Betlejem jest Zawidów. Mała ojczyzna

Arkadiusz Franas
Arkadiusz Franas, zastępca redaktora naczelnego "Polski-Gazety Wrocławskiej"
Arkadiusz Franas, zastępca redaktora naczelnego "Polski-Gazety Wrocławskiej"
Nieładnie jest podsłuchiwać. Wiem o tym doskonale, ale czasami jest tak, że ktoś mówi, a ty słyszysz.

I właśnie jakieś kilkanaście lat temu podczas spotkania towarzyskiego słyszę, jak mój kolega, który próbował nawiązać bliższą znajomość z pewną koleżanką, i nie wnikam, o jaką bliskość mu chodziło, jakoś dziwnie się zaczyna tłumaczyć. Z czego?

Ano padło pytanie, skąd pochodzisz. A ów adorator to mój krajan rodem z Zawidowa, niewielkiego miasteczka na granicy polsko-czeskiej. I co ów niewyrośnięty Don Juan odpowiada?
- No wiesz, chyba nie znasz - duka, jakby miał jej się przyznać do przejścia kilku wstydliwych chorób. - Pochodzę z takiej miejscowości... No, spod Zgorzelca - wyjęczał.
- A ty lebiego niewidymko - myślę sobie. Wstydzisz się swojego miejsca urodzenia. Ponieważ nie chciałem mu psuć misternie realizowanego planu zdobycia serca (i nie tylko) owej panny, więc przemilczałem. Dostało mu się później, ale cały czas nie mogę wyjść z podziwu: Jak można się wstydzić swego miejsca urodzenia. W jaki sposób o mnie może źle świadczyć to, że pierwsze lata swego życia (lub nawet całe) spędziłem w miejscowości, która nie jest zatłoczona, jak Nowy Jork, Warszawa czy Wrocław.

Spod Zgorzelca? Nie, ja jestem z Zawidowa. Tak samo jak jestem z Polski, a nie z kraju leżącego blisko Niemiec i Rosji. To w Zawidowie wszystko się zaczęło. To tam poszedłem do szkoły (choć skończyłem ją już we Wrocławiu), to tam nauczycielka kazała mi zaprzestać pisania lewą ręką. I nie mam o to do niej żalu, bo tak wtedy uczono. A mańkutem i tak jestem, bo widocznie mój charakter był silniejszy niż naprawdę delikatna perswazja pani wychowawczyni.
To w Zawidowie słuchałem pięknych kazań księdza dziekana Stanisława Gawlika, cytującego Cypriana Norwida. Już potem podobnie dobrego duszpasterza nie spotkałem. To tam byłem na pierwszej pasterce, gdzie pękający w szwach kościół zakrzyknął "Bóóóóóg sięęęę rooooodzi", a kolęda miała zapach naftaliny wydobywający się z powyciąganych na tę okazję z szaf kożuchów, pomieszany z lekkim powiewem śledzika mocno przesiąkniętego marynowaną cebulką. I czasami chyba jeszcze czymś, co na pewno nie było tradycyjną wigilijną potrawą..., a śledzik lubi pływać.

To w Zawidowie spotkałem ludzi, którzy jako pierwsi opowiadali mi o tym, skąd się wzięliśmy w tym miasteczku i jak kształtował się Dolny Śląsk. Dzięki nim słyszałem o zbrodniach hitlerowskich, ale i oni dali mi pierwszą lekcję przebaczenia, bo na długo przed mszą w Krzyżowej w swoich domach bez obaw przyjmowali Niemców, do których te domy kiedyś należały.

Uważam, że miałem po prostu szczęście urodzić się w Zawidowie, który leży na styku granic Polski, Czech i Niemiec, do którego 60 lat temu zjechali ludzie prawie z całego świata, a już na pewno z całej przedwojennej Polski. Przez to miejscu naprawdę niezwykłym. Dzięki ludziom i historii. Choć wiem, że to często dopiero dostrzegamy, gdy już tam nas nie ma.

I gdy już nie mieszkałem w Zawidowie, natrafiłem na taki wiersz naszego największego z największych, Adama Mickiewicza "Do Joachima Lelewela":
"Nieraz myślisz, że zdanie urodziłeś z siebie,/ A ono jest wyssane w macierzystym chlebie;/ Albo nim nauczyciel poił ucho twoje,/ Zawżdy część własnej duszy mieszając w napoje./ A tak, gdzie się obrócisz, z każdej wydasz stopy,/ Żeś znad Niemna, żeś Polak, mieszkaniec Europy".
Mój Niemen płynie w Zawidowie. A Państwa w Gryfowie, Pieńsku, Gromadce, Złotoryi, Miękini, Stroniu Śląskim. Bo każdy ma swoją małą ojczyznę, jak mamę i tatę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska