Mówił z cicha, niewyraźnie, jakby przez brodę, której na co dzień nie nosi: "Sześć, nie bałdzo mogę gadać. Właśnie jestem Świętym Mikołajem". Później zamieniłem trzy zdania z innym naszem championem - Pawłem Rańdą. Między jego spotkaniem w operetce z chorymi małolatami, a wizytą w domu dziecka.
Ci nasi olimpijczycy dużo z siebie dają, sukces ich nie zmienił. Za to panowie piłkarze niezmiennie wysuwają tylko żądania. Dobrały się ostatnio gazety do skóry PZPN-owi, że robi pod górkę Franzowi Smudzie. Że nie chce mu zatrudnić asystenta Wałdocha za 40 tys. zł miesięcznie. Bo w Latę i resztę ludków można, a nawet trzeba, walić jak w bęben. Zawsze, wszędzie i bez oporów najmniejszych.
A co to, instytucja charytatywna jakaś z PZPN-u?! Przecież ten Wałdoch to nawet szkoły trenerskiej nie skończył, z dziećmi w Gelsenkirchen pracował. Może by tak błysnął czymś najpierw? A może chociaż krzyknął 20 patyków plus kolejne 20 za dobre wyniki? Źle by było? Wszelako najprościej się uprzeć, że jedyna rzecz, która Lacie wyszła, to włosy. I jechać po tej łysinie do znudzenia. Jak trzeba, to trzeba, ale - ludzie! - nie z urzędu.
Przypomnę tylko, że jego poprzednik posądzony został niedawno o niegospodarność. Chcieli mu skrócić nazwisko do jednej literki. Przypomnę też, dlaczego marynarze admirała Nelsona byli niepokonani: bo płacili im wyłącznie za zwycięstwa.
A ten Pudzian to niezły kozak. Nawet mu się butów nie chciało ściągać na 44 sekundy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?