Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Wiśniewska: Boli mnie, gdy czytam, że Michał to bankrut i alkoholik

Robert Migdał
Marcin Wasilewski/Polska
Rozmowa z Anią Wiśniewską, wokalistką zespołu Ich Troje, a prywatnie żoną Michała Wiśniewskiego, która właśnie wydała debiutancką płytę jako "Aniqa". O tym, czy jej małżeństwo jest szalone, dlaczego kobiety są lepsze w pokerze od mężczyzn i kiedy po raz trzeci zostanie mamą.

Jacek Łągwa, kompozytor Ich Troje, wypuścił niedawno na rynek swoją solową płytę, teraz Ty nagrałaś swoją... Koniec zespołu Ich Troje?

Nie, nie, nie (śmiech). To zbieg okoliczności. Nie rozpadamy się. Broń Boże. Zespół ma się dobrze, właśnie wróciliśmy z koncertów w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. A już w przyszłym roku wydajemy kolejną płytę Ich Troje.

Z solową płytą debiutujesz dość późno. Masz już 32 lata.

Niektórzy się śmieją, że w tym wieku to trzeba po pół godziny w piachu leżeć, żeby się przyzwyczaić. Ale tak serio, to długo dojrzewałam do tej płyty i chyba dobrze, że wydaję ją teraz, po trzydziestce, niż kiedy miałam 18 lat, a w głowie był "przeciąg": ciągle inne pomysły, wszystko latało.

Ta płyta bardzo mnie zaskoczyła. Bo przyzwyczaiłaś mnie do wizerunku dziewczyny z czerwonymi włosami, która śpiewa muzykę popową, na scenie wokół niej ognie, tańce, hulanki, a tu nagle Ania śpiewa spokojną muzykę, nastrojową. Od razu przypomniałem sobie Twój występ, wiele lat temu, w "Szansie na sukces", gdzie śpiewałaś piosenkę Sławy Przybylskiej "Pamiętasz, była jesień...".

Ta spokojna muzyka od zawsze siedziała w mojej głowie. Ja zaczynałam swoją przygodę ze śpiewaniem właśnie od tych mocno smutnych piosenek: taka mała Ania stała na scenie, ze swetrem do ziemi i nuciła o wielkich przeżyciach, miłościach... Historia zatoczyła kółko. Znów wracam do tego. Choć w Ich Troje nadal będę śpiewać swoje krzykliwe piosenki, a na scenę wyjdę w krótkiej spódniczce (śmiech).

Na nowej płycie stworzyłaś sobie też takie małe, nowe Ich Troje.

No tak. Znów trio, bo wiele na tę płytę wnieśli Adam Wajs i Adam Miłosz. Dzięki nim piosenki mają klimat utworów, jakie grano w latach przedwojennych i tuż powojennych w Polsce - bardzo proste utwory, ale nie prostackie. I przede wszystkim dobre dla ucha.

Taka płyta do włączenia wieczorem w domu, przy lampce wina.

Na pewno nie na koncert, gdzie są flagi i pochodnie w dłoniach. Ale na spokojny koncert - jak najbardziej.
To wytłumacz mi, jak to jest: zanim zaczęłaś śpiewać w Ich Troje, miałaś inną wrażliwość, podobała Ci się inna muzyka. A tu nagle wykonujesz krzykliwe piosenki, włosy sobie robisz na czerwono...

Bo weszłam do zespołu, który już grał, istniał, który miał swoją stylistykę wymyśloną przez Michała, swoich fanów, którzy pokochali taki wizerunek Ich Troje. Nie mogłam robić rewolucji. Musiałam się dostosować do tego, co zastałam.

A propos Michała. Dopinguje Cię, wspiera przy nowej płycie?

Bardzo mi kibicuje.

Wtrącał się w trakcie nagrywania?

Miał dużo pomysłów, jak ta moja płyta mogłaby wyglądać, ale szybko się wycofał. Powiedziałam mu jasno, że nie chcę, żeby nagranie mojej płyty było naszpikowane skandalami, żeby był wokół tego szum. Chciałam zrobić tę płytę po swojemu, tak trochę po cichu. Michał powiedział: "OK, rób, jak chcesz". Nie słyszał więc piosenek w trakcie ich powstawania, grzebania przy nich: dostał ode mnie gotową płytę, już skończoną.

I co powiedział?

Podobała mu się, ale stwierdził, że to nie jest nośnik hitów, jakie teraz królują w radiu i telewizji. Bo i rzeczywiście nie wyobrażam sobie, żeby moje utwory mogły być wykonane w jakimś popularnym, telewizyjnym show.

A czemu nie wykorzystałaś nazwiska "Wiśniewska", umieszczając je na okładce? Płycie byłoby łatwiej się przebić, zaistnieć. A tak występujesz pod pseudonimem "Aniqa".

Chciałam podpisać tę płytę "Ania", ale już zrobiła tak Ania Dąbrowska, więc nie mogłam. A czemu nie Wiśniewska? Michał mnie namówił. I dobrze, bo pokazuję w ten sposób, że na tej płycie jest inna muzyka niż ta, jaką gram w Ich Troje.

A czemu Aniqa?

To zlepek początku moich dwóch imion: Ania i Katarzyna. To lepsze, niż dać przezwisko jakie słyszałam przez całe lata: "Ania-bania". Kompletnie nie nadawało się na płytę (śmiech). Poza tym nazwisko "Wiśniewska" nie pomaga w życiu.
Dlaczego?

Rozgłośnie radiowe nie chcą grać mojej solowej płyty, bo na dźwięk nazwiska "Wiśniewska" reagują alergicznie. Choć nawet nie słuchali piosenek. Ciąży im moje nazwisko. Mnie na szczęście nie, bo jestem dumna, że nazywam się tak samo, jak mój mąż. Zresztą teraz są takie czasy, że szybko się rodzą różne gwiazdki i gwiazdeczki: wystarczy zrobić jakąś szaloną rzecz, wystąpić w popularnym show i już się ma popularność.

No, to już niedługo kolejna edycja programu "You Can Dance", albo powinnaś się rozebrać dla jakiegoś męskiego magazynu.

To już nie dla mnie. Kiedyś się rozbierałam dla męskich magazynów. Dwa razy to zrobiłam i wystarczy. A robienie tego przy okazji nowej płyty nie wchodzi w grę. To nie w moim stylu: nie będę robić reklamy płyty swoim ciałem. To by było sprzedawanie się.

Niektórzy złośliwi mówią: "Żona Wiśniewskiego wydała płytę, no to koniec małżeństwa. Tak samo było z Mandaryną - nagrała solowy krążek i się rozeszli".

Ci, co tak mówią, niech idą do lekarza i się leczą. Trudno jest mi się wypowiadać na temat poprzedniego małżeństwa mojego męża, ale wiem, że nagranie płyty przez Mandarynę na pewno nie było powodem ich rozwodu. Jeżeli płyta miałaby ich poróżnić, to by znaczyło, że to, co ich łączyło, było bardzo płytkie, a o coś takiego nie mogę nigdy podejrzewać mojego męża. Michał nie jest takim człowiekiem.

Ale milusi nie jest. Ostatnio na Naszą-klasę.pl wrzucił Twoje zdjęcie spod prysznica.

Jeżeli chodzi o upublicznianie przez Michała naszego życia prywatnego, to co prawda nie dochodzi między nami do rękoczynów, ale do ostrych słów i owszem. Odpokutował już to, że wrzucił moją fotkę do sieci. Strasznie mnie to zdenerwowało...

Dostał po głowie?

Dostał. Przekroczył pewną granicę. Niestety, nie zawsze mogę szybko zareagować, bo Michał robi pewne rzeczy szybko, kieruje się impulsem, a byłoby przecież miło, gdyby wcześniej mnie zapytał o zgodę. Choć oczywiście bym się nie zgodziła. Przeprosił mnie, a ja mu obiecałam, że w ramach rewanżu - a już przeszukuję moją biblioteczkę - też odpalę w sieci jakieś jego kompromitujące zdjęcia. A jak nie znajdę, to zrobię mu zdjęcie, jak się przebiera i będzie miał obciach.

Michał się tłumaczył, że wrzucił tę fotkę, bo chciał wszystkim pokazać Twój tatuaż na plecach. Dużo masz tatuaży?

Na razie trzy i planuję trzy następne, ale niewielkie, dlatego te trzy kolejne zrobię podczas jednej sesji.
A co to są za tatuaże?

Jeden z nich widziałem w internecie: Ty z Michałem. Został nawet okrzyknięty przez jeden z portali plotkarskich jako najbrzydszy tatuaż w polskim show-biznesie.

To kolejna informacja, która mnie rozbawiła, a nie zdołowała. Mam jeszcze nadgarstek wytatuowany i plecy - to są różne znaki, w różnych kombinacjach. Tatuaże robię w przełomowych momentach swojego życia. Że jak spojrzę na nie, to wiem, dlaczego to sobie zrobiłam na skórze. I nawet ten tatuaż na nodze, uznany za najmniej urodziwy w całej Rzeczypospolitej, dla mnie jest bardzo ważny, bo powstał, kiedy postanowiliśmy z Michałem być razem.

Sporo o Was czytałem w internecie.

O matko...

No właśnie. "Wiśniewski bankrut", "Szykuje się czwarta żona". "Kryzys u Wiśniewskich"... Czytasz to jeszcze?

To jest śmietnik. Starałam się tego nie czytać, zwłaszcza kiedy chodziłam w pierwszej i drugiej ciąży - żeby się nie denerwować. Te artykuły strasznie bolą, bo nie przeczytałam o sobie nic pozytywnego. I nie można się na to uodpornić, nie umiem sobie powiedzieć: "O, znowu napisali jakieś pierdoły o mnie". To zawsze rani - mniej lub bardziej, ale rani. Najbardziej, gdy czytam o moich najbliższych, o Michale. Nawet jak nie odpalam internetu, to ktoś znajomy zadzwoni i powie, że napisali coś złego, ludzie w sklepie zaczepią i zapytają: "Czy to prawda, że jest Pani trzeci raz w ciąży?".

No właśnie: jesteś trzeci raz w ciąży?

Nie jestem. Kiedy to przeczytałam, to się uśmiechnęłam.

Czemu?

Byliśmy w Stanach bez dzieciaków, bo graliśmy co drugi dzień i to by było dla naszych dziewczynek męczące, i po trzech latach pracy przy dzieciach, dźwigania ich, podnoszenia, biegania za nimi po schodach, latania koło nich nagle zajęłam się "fast foodami" - zajadałam hamburgery, hot dogi i mi się po prostu przytyło (śmiech). Przyjechałam do Polski cięższa o cztery kilogramy. I od razu pojawiły się plotki "Wiśniewska w ciąży". A ja najnormalniej w świecie się upasłam. Ale już zrzucam: zostało mi do pozbycia się półtora kilograma balastu.

Co Cię najbardziej zabolało?

Jak czytam na przykład, że Michał to bankrut, alkoholik, że zaniedbuje rodzinę... To bardzo boli, bo on taki nie jest.

To może trzeba pójść do sądu?

Tyle razy nas obrażano, że musielibyśmy zamieszkać w sądzie, żeby procesować się ze wszystkimi i nie mielibyśmy w ogóle normalnego życia.

Mówisz, że uśmiechnęłaś się, kiedy przeczytałaś, że jesteś w ciąży. Planujecie kolejne dzieci? Na razie macie dwie córeczki, może czas na chłopczyka...

Planowaliśmy z Michałem, żeby mieć trójkę dzieciaczków, a jak przyjeżdżają dzieci Michała z poprzedniego małżeństwa, to mamy pełen dom. Co prawda są starsze, ale nasza najstarsza córcia, Eti, też już podrosła, więc jest dla nich kompanem do zabaw.
A swoje trzecie?

Myślimy o tym, zwłaszcza Michał się zapalił do tego pomysłu. Bardzo chciałby mieć trzecie dziecko ze mną. Zwłaszcza kiedy nasz lekarz powiedział, że jest możliwość, poza medykamentami i inwazyjnymi zabiegami na organizmie, zaplanowania chłopca. I niekoniecznie trzeba patrzeć w niebo na fazy księżyca. I Michał łazi i powtarza: "Tak, jeszcze jeden syn! To by było super".

A Ty? Też chcesz?

Tak, ale za jakieś dwa lata, bo ja dopiero teraz wyszłam z domu po drugim dziecku. I myśl, że kolejny rok miałabym znów siedzieć w domu, z pieluchami, trochę mnie przeraża. Oczywiście korzystam z pomocy opiekunki, ale przez pierwsze miesiące wszystko jest na głowie matki. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła zostawić maluszka z kimś obcym i rzucić się w wir koncertów czy nagrywania płyty.

Wasz dom to wieczny chaos, rumor, gwar?

No co ty! Chociaż z obrazu mojej rodziny, jaki jest w gazetach i internecie, to rzeczywiście można odnieść wrażenie, że budzimy się i wszystko jest w biegu, na pełnych obrotach, a wieczorem zamiast odpoczynku rżniemy w karty. A to zupełnie wygląda inaczej, jest raczej nudno (śmiech). Pewnie mi się dostanie za to od Michała po głowie, bo on trochę pozuje na takiego polskiego "krejzola". A tak naprawdę jesteśmy zwykłą rodziną: rano wstaję, lecę ze szmatą po podłodze, gotuję obiad... Bo później jest fajnie wyjść na scenę, pokazać inne oblicze, zabawić się. To dwa światy: jeden w domu, drugi na scenie - bardzo różne.

Żadnego szaleństwa?

Szaleństwo jest w pracy, na koncertach. Ja nie mogłabym mieć szalonego życia w domu. Zwariowałabym. Muszę mieć czas, żeby się skupić nad dziećmi, nad piosenką, którą piszę. Wtedy muszę mieć ciszę, spokój. Ja nie wierzę, że ci nawet najwięksi artyści, którzy uchodzili za takich zwariowanych i nieprzewidywalnych, nie mieli ochoty na chwilę wyciszenia, kiedy skupiali się na muzyce, na tekstach. No chyba że byli na kompletnym odjeździe, bo używali i nadużywali różnych rzeczy.

A Ty potrzebujesz dopalaczy?

Nie, nie, nie. Miałam kilka takich przykładów wśród moich znajomych, którzy ćpali, pili i nie odważyłabym się na branie czegokolwiek. Chociaż jak byłam młodziutką Anią, to spróbowałam. Bo jestem z tych ludzi, którzy muszą się sparzyć, żeby wiedzieć, że coś jest gorące. Ten etap jest za mną. Nie tędy droga, bo ta droga jest dość ryzykowna. Lubię ryzyko, ale jednak kontrolowane.

Na przykład poker Cię kręci...

Tak, bo w pokerze dużo zależy od moich decyzji. To nie jest ruletka: wypadnie albo nie wypadnie. Tutaj muszę opracować pewną strategię gry, muszę myśleć.

W pokerze jesteś lepsza od Michała?

W tym roku akurat tak się zdarzyło. Zagraliśmy w mistrzostwach ogólnopolskich i okazało się, że wypadłam lepiej.

Był obrażony?

Nie. Cieszył się z mojego sukcesu, bo kobiety w pokerze to jeszcze niewielki odsetek wszystkich graczy. A szkoda, bo kobieta potrafi lepiej prowadzić strategię, no i to przecież babeczki trzymają w domu portfel, zarządzają finansami, budżetem domowym. I tak samo jest z żetonami do gry. Kobietom ta agresywna gra w pokerze, gdzie się często wchodzi "za wszystko", albo grasz, nawet jak nie jesteś pewien, że masz dobry układ kart, nie odpowiada. Kobiety są bardziej ostrożne. My przemyślimy trzy razy, zanim podejmiemy jakąś decyzję, zanim zrobimy jakiś krok. Bo tak mamy w życiu codziennym: zanim kupimy jakieś masło czy pomidora, to się zastanowimy, czy aby dobry, czy smaczny, czy ładnie wygląda. I tak jest w pokerze. Kobiety dłużej się utrzymują w grze, bo są ostrożniejsze, nie szastają pieniędzmi. I to procentuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Anna Wiśniewska: Boli mnie, gdy czytam, że Michał to bankrut i alkoholik - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska