Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Żebrowski: Moje pierwsze dziecko pojawi się na świecie już wiosną

Robert Migdał
Michał Żebrowski
Michał Żebrowski Universal Music
Czy kiedy był małym Michasiem lubił straszne bajki, o tym, jakim chciałby być ojcem, o trudach pracy dla dzieci, a także co fascynującego jest w baśniach Hansa Christiana Andersena. Rozmowa z aktorem Michałem Żebrowskim.

Jaka jest najpiękniejsza bajka, którą Pan pamięta z dzieciństwa?
Kiedy byłem małym chłopcem, to był to "Dzielny ołowiany żołnierz", ale dzisiaj, już dla dorosłego mężczyzny, najpiękniejsza jest "Mała syrena".

Czemu akurat "Dzielny ołowiany żołnierz"?
Bo chciałem być żołnierzem. Takim mężczyzną, który jest silny i dzielny. Myślałem jak każdy, klasyczny chłopak. Bo z chłopakami tak jest: jak mu nie kupisz karabinu w sklepie, to znajdzie patyk na ziemi i będzie z nim biegał po podwórku i z niego strzelał.

Właśnie ukazał się trzypłytowy album, na którym czyta Pan najpiękniejsze baśnie Hansa Christiana Andersena. Sam Pan wybierał te utwory, które trafiły na płyty?
Tak. Wybierałem te baśnie, które mi się od dzieciństwa podobały. Jest więc i "Dzielny...", i "Mała syrena". To są baśnie, które pozwoliły mnie i reżyserowi, i kompozytorowi muzyki do tych słuchowisk - Januszowi Stroblowi - opowiedzieć dzieciom o metaforze ludzkiego istnienia.
Ale to nie są łatwe, proste bajeczki. To opowieści nie dla wszystkich...

To jest wyższa półka, jeżeli chodzi o literaturę dziecięcą. To taki rodzaj filozofii dziecięcej.
Filozofii?

Tak, bo poprzez baśnie opowiadamy o tym, czym jest świat. To uczenie świata poprzez sztukę.

Nie pierwszy raz czyta Pan bajki.

Lubię to, a i nie ukrywam, że tymi płytami wychowuję sobie przyszłe pokolenie fanów (śmiech). Bo ufam, że jak będę przez lata nagrywał na płyty "Przeczytaj mi tato" czy "Małego księcia" albo jak teraz baśnie Andersena, a będę to robił starannie i uczciwie, to za dwadzieścia, trzydzieści lat na widowni zobaczę rzesze dorosłych osób. Będą mnie pamiętały i będę się im kojarzył z tymi pięknymi, wzruszającymi, mądrymi chwilami w dzieciństwie, kiedy słuchali moich bajek.
Robi Pan to z premedytacją.

Tak, ale z premedytacją służącą sztuce.
Te baśnie, które Pan wybrał na płytę, to są straszne baśnie.

Bo Hans Christian Andersen nie jest łatwy, miły i przyjemny...
Dla mnie baśń, którą do dzisiaj pamiętam z dzieciństwa, to "Dzikie łabędzie": ta biedna dziewczyna, która chodzi nocą po cmentarzu, zrywa pokrzywy, tka z nich koszule dla braci zaklętych w ptaki.
Dzieci lubią się bać. To jest dla najmłodszych taki pierwszy, niewinny kontakt z emocjami, z którymi zetkną się już jako dorośli ludzie. Na razie to egzamin, który przechodzą leżąc we własnym łóżku, czytając w towarzystwie rodziców. Może to być dla nich mały stres.
To jest tak, jak z pójściem do przedszkola: to też taki pierwszy sprawdzian tego, jak sobie dziecko będzie radzić w życiu, z innymi ludźmi, w grupie. Tak samo działa posłuchanie bajki, w której jest wiele emocji, takich jak strach, wzruszenie, ból. Bo przecież u Andersena stokrotka nie żyje albo jaskółka prawie umiera. To jest wyższa szkoła jazdy.

Rodzice Panu czytali bajki przed snem?

Tato mi czytał "Biblię dzieciom". Ja natomiast namiętnie słuchałam słynnych wydań bajek na płytach winylowych - gdzie Barbara Krafftówna cudownie grała Czerwonego Kapturka, a Władysław Hańcza wcielał się w rolę Złego Wilka. Robił to w tak wspaniały sposób, że do dzisiaj pamiętam jego głos. Albo Irena Kwiatkowska wykonująca "Ptasie radio". Majstersztyk... To były takie małe arcydzieła.

Rodzice Panu tylko czytali czy też wymyślali swoje, niestworzone historie?
Miałem nianię, która na poczekaniu wymyślała różne historie. Były to niekiedy bardzo zabawne historyjki, a niekiedy mroczne opowieści. Pamiętam do dziś jedną z nich. Opowiadała mi, że pewien tata jechał z dziećmi przez las, wilki ich goniły, a on zapalał słomę, rzucał za sanie, a wilki bały się tego ognia i nie dogoniły dzieci. Bardzo lubiłem jej słuchać.

Trochę straszna ta historyjka. Wilki, ogień, uciekające dzieci...
No, straszna, dlatego ją zapamiętałem i pamiętam dzisiaj.

Lubił się Pan bać?

Dziecko odczuwa strach niezależnie od tego, czy lubi się bać, czy też nie. Ja lubiłem historie, które wyzwalały we mnie to, że muszę być silny, odpowiedzialny, dzielny.

Ma Pan rodzeństwo?

Tak: dwie siostry i dziesięcioro siostrzeńców. To moja pierwsza gromadka krytyków.

Więc kiedy puścił im Pan swoje baśnie, to jaka była ich reakcja?

Te rodzinne recenzje nie są obiektywne: dla nich zawsze będę wujkiem Michałem, a nie aktorem - Michałem Żebrowskim. Więc trudno wymagać od nich ocen i poważnego ustosunkowania się. Ale myślę, że zdałem egzamin (śmiech).

Artyści, którzy tworzą dla dzieci, twierdzą, że to najbardziej trudna publiczność.

Nie można przed nią nic ukryć, szybko wszystko wychwyci. Bo dziecko nie ma powodów, żeby być nieszczere: albo słucha, albo nie.Ale jak słucha - to już można być dumnym.

Siostrzeńcom czyta Pan bajki na dobranoc?
Moje siostry to robią. A ja już sam pomalutku przygotowuję się do roli ojca. Będę czytał swoim dzieciom.
Chce Pan być tatą?
Czy chcę? Ja będę tatą. I to już niedługo. Można nawet powiedzieć, że już jestem tatą! Dzieciątko już jest w brzuchu mamy. Mając 37 lat na koncie, zakola na głowie i siwiznę, mężczyzna bardzo chce być ojcem.

A jakim chciałby być Pan tatą?

Mądrym, solidnym, odpowiedzialnym i kochającym.

Bardziej trzymającym dziecko w ryzach czy rozpieszczającym?
Jest czas na to i na to.

Chłopczyk czy dziewczynka?
Nie chcemy wiedzieć. Poprosiliśmy lekarza, który robił żonie USG, żeby nam nie mówił. Chcemy mieć niespodziankę.

Kiedy się pojawi na świecie?
Na wiosnę.

Zamieszkacie razem na Podhalu, z widokiem na góry, w góralskim domu. Skąd pochodzi Pana rodzina? Ma Pan jakieś tradycje góralskie?
Moja mama jest z Warszawy, a tata z Podlasia. Ja jednak duchowo jestem związany z Podhalem, bo tam od dziecka spędzałem wakacje, bardzo przylgnąłem do górali, którzy traktują mnie jak własną rodzinę: więc każdą wolną chwilę spędzam u siebie, w górach.

Te pierwsze rodzinne święta będą w górach?
Wigilię spędzimy u mojej mamy, ale już pierwszy dzień świąt - u siebie, w górach, i tam czekamy na naszych przyjaciół, którzy przyjadą ze swoimi dziećmi. Będziemy świętować do początku stycznia.

Jakoś się Pan specjalnie szykuje na te pierwsze, rodzinne święta: ze swoją rodziną, w nowym domu?
Ponieważ dziecko jest jeszcze w brzuchu mamy, to te prawdziwe, prawdziwie rodzinne Boże Narodzenie będzie za rok, kiedy dziecko już pojawi się na świecie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska