MKTG SR - pasek na kartach artykułów

KGHM: Prywatyzacja? Lepsze zarządzanie? Słabsze związki?

RED
Debata o przyszłości Polskiej Miedzi. Z zaproszenia redakcji skorzystali Herbert Wirth, prezes KGHM Polska Miedź, Józef Czyczerski, lider Solidarności w spółce, Leszek Hajdacki, wiceszef ZZ Pracowników Przemysłu Miedziowego, oraz prof. Jan Rymarczyk z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu. Dyskusję moderowali dziennikarze: Piotr Kanikowski, Grzegorz Chmielowski, Ryszard Żabiński i Marek Twaróg

10 procent kury

PIOTR KANIKOWSKI, dziennikarz "Polski-Gazety Wrocławskiej": Skarb Państwa, właściciel ok. 42 proc. akcji KGHM, zapowiada sprzedaż 10 proc. ze swoich udziałów, choć spółka wydaje się kurą, która znosi mu złote jaja. W ciągu czterech ostatnich lat zarobiła na czysto 12,5 miliarda złotych i wspomogła budżet państwa sumą 4,7 mld zło-tych wpłaconą w formie dywidendy. Po co więc prywatyzować tę spółkę?

_Prof. JAN RYMARCZYK, _ekonomista z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu, członek rady nadzorczej KGHM w latach 2001-2005: To może uwolnić firmę od wpływów politycznych. Gdyby KGHM został w pełni sprywatyzowany i gdyby zapewniono mu management o wysokich kwalifikacjach, mający przed sobą długą perspektywę działalności - bez ryzyka odwołania z najbliższą polityczną woltą w rządzie - to zaistniałaby szansa wdrożenia strategii zmieniającej ten zakład w transnarodową korporację. Można by wówczas realizować takie projekty, jak np. biogaz produkowany ze śmieci domo-wych. Dotychczasowy rozwój badań w KGHM stoi na niskim poziomie. Uruchomiona niedawno produkcja renu jest pewnym osiągnięciem, ale powinno być takich działań więcej.

LESZEK HAJDACKI, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego i członek rady nadzorczej KGHM z wyboru załogi: Niekoniecznie trzeba robić głęboką prywatyzację, aby przeciwdziałać tej politycznej chwiejności. Wystarczy zapis w statucie, w jaki sposób powołuje się zarząd i czego się od niego wymaga, aby zagwarantować sobie na dłuższy okres grupę ludzi, która będzie te zadania realizowała. Sprzedaż udziałów to zły pomysł, bo spowoduje zatrzymanie rozwoju tej firmy. Musimy sobie bowiem wszyscy uświadomić, że aby KGHM mógł funkcjonować, trzeba co roku wydawać ok. 1,7 mld złotych na inwestycje odtworzeniowe. Właściciel tej spółki musi mieć olbrzymią wolę inwestowania, aby w ogóle mogła ona w przyszłych latach funkcjonować. Dlatego ja uważam, że w Polskiej Miedzi nie ma problemu zarządzania. Jest problem wizji. Taką wizję może mieć tylko ktoś, kto widzi ten obszar w dłuższej perspektywie czasowej, czyli państwo. Bo ono musi patrzeć na KGHM nie w kategoriach jednej firmy, ale całego regionu, skupiska ludności, wszystkich nas, Polaków.

Hajdacki: Niekoniecznie trzeba robić głęboką prywatyzację, aby przeciwdziałać tej politycznej chwiejności.


J. Rymarczyk:
Państwo jest bardzo słabym właścicielem. Nie jest w stanie wdrożyć reform w KGHM. Jedyne, co może, to odwołać zarząd. Absolutnie nic więcej. Właścicielem spółki nie są też związki zawodowe, choć uzurpują sobie prawa właścicielskie.

JÓZEF CZYCZERSKI
, przewodniczący Sekcji Krajowej Górnictwa Rud Miedzi NSZZ "Solidarność" i członek rady nadzorczej KGHM z wyboru załogi : To, co zaproponował rząd i co tak entuzjastycznie wspiera pan profesor, jest fundamentalnym niebezpieczeństwem dla funkcjonowania tego przemysłu. My faktycznie musimy bez względu na koniunkturę czy dekoniunkturę inwestować 1,7 mld w tzw. odtworzenie majątku. Klimatyzacja ogromnych przestrzeni pod ziemią, żeby w ogóle można było prowadzić eksploatację, to ogromne wyzwanie. Więc nie można opowiadać dyrdymałów, że mamy się zająć biogazem, energetyką, czymkolwiek. To bajki na poziomie naukowym. My jesteśmy powołani, by wydobyć rudę, przetworzyć rudę i efektywnie ją sprzedawać. Na tym powinniśmy się skupić.

HERBERT WIRTH
, prezes KGHM Polska Miedź SA: Czy wolno nam negować prawa właściciela do tego, by decydował, co zrobi z akcjami? Ja osobiście stoję na stanowisku, że takiego prawa nie mam. Sprzedaż 10 procent akcji pozwoli na ograniczenie wpływów politycznych, rozumianych jako brak szans na dokończenie strategii spółki. Dotąd, jak zmienia-ły się opcje polityczne, to wraz z nimi zmieniały się zarządy, dyrektorzy kopalń, a co najgorsze - również średnia kadra inży-nieryjna. Gdy rządziła opcja prawicowa, to prawicowy inżynier był dobry, a gdy lewicowa, to lewicowy. Nie wiem, czy tak jak pan Leszek powiedział, można odciąć wpływy polityków, zmieniając statut. Skoro do tej pory tego nie zrobiono, to albo brak-ło woli politycznej, albo uznano, że lepszym rozwiązaniem jest sprzedaż udziałów.
Wredny kapitał

L. Hajdacki: Nikt nie będzie chciał włożyć 2 mld zł dzisiaj i czekać na zwrot za dziesiątki lat. Jeśli przyjdzie jakiś kapitał, to tylko z jedną potrzebą: zainwestuje, aby w przyzwoitym czasie odzyskać te pieniądze. A odzyskać można tylko w ten sposób, że bardzo szybko skróci listę potrzeb firmy. Nie będzie inwestował w nowe złoża i nowe technologie, nie będzie odtwarzał majątku. Po prostu skonsumuje tylko to, co było wcześniej przygotowane.

Alternatywą jest taka koncepcja, że Skarb Państwa pozostaje w firmie i widzi ją jako część Polski. Ma całe Zagłębie Miedziowe - ok. 100 tys. ludzi, którzy żyją z miedzi - i chce, żeby KGHM się rozwijał, dając przyzwoity dochód mieszkańcom i gminom.

H. Wirth: Panowie, straszy-cie wrogim przejęciem spółki. Skarb Państwa ma 42 proc. udziałów w KGHM. No to dlaczego do tej pory 58 proc. właścicieli nie wykorzystało szansy na przejęcie władzy w KGHM? Jeżeli mówimy, że to jest możliwe, zastanówmy się, czy to jest prawdopodobne.

L. Hajdacki:
Pan dobrze o tym wie, że akcje KGHM są w posiadaniu Kompanii Węglowej i PZU, więc dzisiaj Skarb Państwa kontroluje w sumie ok. 50 proc. udziałów w Polskiej Miedzi. Nie ma możliwości, że ktoś przyjdzie i powie, że ma więcej.

H. Wirth: Po sprzedaniu 10 procent z pakietu 40-procentowego nadal Skarb Państwa będzie miał udziały w KGHM poprzez inne spółki Skarbu Państwa. Inwestycja w górnictwo jest inwestycją długoterminową. I jeśli przyjdzie, jak pan mówi, kapitał wredny...

L. Hajdacki: Nie. Nie wredny. Kapitalistyczny. Normalny.

H. Wirth:
Nienormalny.

L. Hajdacki:
No jak? Taki, który chce odtwarzać swoje pieniądze.

Czyczerski: Prywatyzacja KGHM jest fundamentalnym zagrożeniem dla funkcjonowania przemysłu miedziowego.

J. Czyczerski: Jak prezes przychodzi na swoje stanowisko, to zajmuje się jedną rzeczą: jak sobie zapewnić status quo i nietykalność, bo wie, że ci na górze za chwilę się zmienią. I rzeczywiście, przychodzi zmiana polityczna, wyjeżdżają jedni, przyjeżdżają drudzy. I tak to trwa od dawna. Ale spółce nic się nie stało. Jest efektywną spółką, przynosi od 40 lat zysk, i to dosyć duży. Dalsza prywatyzacja KGHM jest fundamentalnym zagrożeniem dla funkcjonowania przemysłu miedziowego, bo otworzy realną możliwość wrogiego przejęcia spółki. Pozostawienie tylko 32 proc. akcji w posiadaniu Skarbu Państwa nie stanowi zabezpieczenia przed taką sytuacją.

J. Rymarczyk:
Nie zgadzam się. Uważam, że możliwość wrogiego przejęcia istnieje tylko teoretycznie. W praktyce absolutnie nie znajdzie się inwestor, który zacznie skupywać te akcje (to jest zresztą proces długo-trwały i podporządkowany pewnym regulaminom). Prywatyzacja sama w sobie może stanowić zagrożenie. Teoretycznie można sobie wyobrazić, że znajdzie się inwestor, który kupi od państwa 30 czy 40 procent udziałów, będzie eksploatował firmę przez 5 lat, a potem sprzeda te akcje i zostawi wszystko w ruinie. Może być też tak, że uznając przerost zatrudnienia w KGHM, zracjonalizuje produkcję i zwolni, powiedzmy, 30-40 proc. załogi.
Należałoby tak przeprowadzić proces prywatyzacji, żeby wyeliminować te zagrożenia. Uważam, że prywatyzacja 10 proc. może się odbyć przez giełdę. To bezpieczne. Jeśli chodzi o następnych 30 proc., to powinien je przejąć inwestor strategiczny, w żadnym wypadku inwestor branżowy, który by przejął rynki zbytu w RFN, Chinach, Francji, i na te rynki wysyłał swoją tanią miedź.

L. Hajdacki: Skarb Państwa dzisiaj ma 83,5 mln akcji KGHM. I na walnym zgromadzeniu KGHM nie pojawi się nikt, kto podważałby jego decyzje, bo nie jest możliwe dzisiaj na rynku zebranie w jednym miejscu tylu konkurencyjnych głosów.

Natomiast tych 10 procent, które rząd chce sprzedać, jest kluczem. Jeśli zostaną sprzedane na panelu elektronicznym komuś (nie wiadomo komu i nie wiadomo w jakim celu), to ten ktoś, przejmując akcje, będzie chciał doprowadzić do szybkiego zwrotu wyłożonego kapitału. Jak? Huta Miedzi w Głogowie jest hutą nowoczesną, opartą na piecu zawiesinowym, ale huta w Legnicy produkuje tylko i wyłącznie koszty.

Obok niej jest stara kopalnia, która nazywa się Zakłady Górnicze Lubin. Wystarczy pozamykać część niechcianej produkcji, zmniejszyć zatrudnienie do poziomu 9 tysięcy, utrzymać produkcję na potrzeby jednego pieca zawiesionowego w Głogowie (250 tys. ton miedzi elektrolitycznej) i w ciągu trzech lat oddać sobie włożone pieniądze, a w następne trzy lata wyeksploatować tylko to złoże, które zostało udostępnione. Bez dodatkowych nakładów. I dziękuję. Zarobiłem na tym interesie około 4 mld złotych i odchodzę.

J. Rymarczyk: _Ale w umowie można zawrzeć pewne warunki.
L. Hajdacki: _W jakiej umowie?

J. Rymarczyk: W umowie z inwestorem strategicznym.

L. Hajdacki: Ja mówię o tych 10 procentach.

Wirth: Dla mnie największym zagrożeniem są koszty.

_J. Rymarczyk: _Nie demonizujmy. Działania korporacji transnarodowych niezwykle się ucywilizowały. Ich podstawowy kanon mówi, że powinny się identyfikować z krajem, w którym są. Powinny działać dla dobra tego kraju. Czasy, kiedy korumpowały rządy itd., bezpowrotnie minęły. One starają się tworzyć dobre wrażenie w tym kraju i być inwestorem wiarygodnym. Bo jeśli raz zrobią skok na kasę w Polsce, to opinia pójdzie na cały świat. I takiego kapitału już nikt nie wpuści.

H. Wirth: Dla mnie największym zagrożeniem są koszty. Państwo mówiliście o bardzo wielu zagrożeniach: a to złoże lubińskie, a to huta Legnica. To wszystko prawda. Ale jednocześnie musicie pamiętać o jednym: złoże lubińskie to srebro. O ile mamy 30 gramów na tonę w północnych strefach, to w Lubinie jest to 60 gramów na tonę. Nikt nie wyłoży 2 mld i zamknie Lubin, tym bardziej że z punktu widzenia prawa to jest niemożliwe, bo musi mieć środki na zamknięcie kopalni. Więc dwa razy się zastanowi. Sposób sprzedaży zaproponowany przez Skarb Państwa jest dedykowany, ale w formie rozcieńczonej. To nie będzie pakiet 10 proc. akcji dedykowany do jednego inwestora, po to że-by zmniejszyć to zagrożenie wrogiego przejęcia. Bo to prawda. Teoretycznie to jest możliwe. Czy to jest prawdopodobne? Mało prawdopodobne. Czy mogę to wykluczyć ze 100-procentową pewnością? Nie. Ale jeszcze raz powtarzam: to mało prawdopodobne.
Gwarancje zatrudnienia a etyka

GRZEGORZ CHMIELOWSKI, dziennikarz "Polski-Gazety Wrocławskiej": Firma zatrudnia 18 tysięcy ludzi. Determinacja rządu, by sprzedać 10 proc. akcji, jest olbrzymia. Pojawia się sprawa pakietu socjalnego, zabezpieczenia miejsc pracy czy sytuacji socjalnej. To obowiązek i związkowców, i zarządu. Jak ta sprawa będzie rozwiązywana?

H. Wirth: Jeśli rozumieć pakiet socjalny jako zagwarantowanie prawa 10 lat pracy w KGHM, to ja mówię nie, bo praca w KGHM jest dobrem ogólnym. Dlaczego dzisiejszym pracownikom dać prawo zawłaszczania sobie tego dobra, ze szkodą dla ich dzieci i wnuków? To jest nieetyczne.

J. Czyczerski:
Gwarancja zatrudnienia jest nieetyczna?

J. Rymarczyk: Takie działania tylko spychałyby KGHM po równi pochyłej, bo to oznacza znowu podwyższanie kosztu produkcji.

Rymarczyk: Gwarancja zatrudnieni spychałaby KGHM po równi pochyłej, bo to oznacza znowu podwyższanie kosztu produkcji.

J. Czyczerski: Gwarancja zatrudnienia jest kosztem? To ja nie wiem, jak pan profesor te koszty wyliczył. Temat gwarancji zatrudnienia pojawił się 22 lipca. Zwróciliśmy się do akcjonariusza głównego, Skarbu Państwa, i do przedstawiciela tego akcjonariusza, który na co dzień go reprezentuje, tj. zarządu KGHM - żeby podjął z nami rozmowy, bo my widzimy zagrożenie. I się okazuje, że nie ma strony do dyskusji. Jeśli nie ma zagrożenia, to niech główny akcjonariusz usiądzie z nami do stołu i nas przekona, że nie ma zagrożenia. Niech prowadzi z nami normalny dialog.

H. Wirth: Zagrożeniem dla miejsc pracy nie jest sprzedaż 10 proc. Zagrożeniem są koszty. Samorządy uczestniczą w dzieleniu się KGHM. Czy jak przyjdzie prywatny inwestor, to się skończy? Nie sądzę, bo problem ochrony środowiska, problem zdrowia pozostanie.

PIOTR KANIKOWSKI: Po każdym zwyczajnym walnym zgromadzeniu akcjonariuszy krytykuje się Skarb Państwa za niekorzystny z punktu widzenia planów rozwojowych KGHM podział zysku. Tu wszyscy mówią, że zbyt dużo pieniędzy jest przeznaczanych na dywidendę dla udziałowców, za mało na inwestycje w przyszłość Polskiej Miedzi. Jednocześnie kiedy pojawia się pomysł prywatyzacji spół-ki, Skarb Państwa jest traktowany przez związki zawodowe i samorządowców jako gwarant bezpieczeństwa KGHM. Jak wyjaśnić tę sprzeczność?

L. Hajdacki:
Trzeba rozdzielić dwie rzeczy. Pierwsza to bieżąca sytuacja firmy i możliwości rozwojowe, a druga to kwestia istnienia firmy w ogóle. W przypadku kiedy Skarb Państwa jest udziałem większościowym, to wiemy, że mamy trudnego właściciela. Ale mamy też szansę nato, żeby ta firma funkcjonowała w dłuższym okresie. Natomiast w momencie kiedy nie będzie Skarbu Państwa, czyli takiego spojrzenia...

J. Czyczerski:
...społecznego...

L. Hajdacki:
...na region, ta firma będzie bardzo mocno okrojona i funkcjonująca do czasu, aż wypompuje się wszystko, co można. I etyki w tym biznesie nie ma, panie profesorze. Proszę zobaczyć, co się stało ze stoczniami, co się stało z Cegielskim, co się stało z cementowniami, i z naszym przemysłem metalowym. Tylko Skarb Państwa, nawet ten niedobry, nieraz okrzyczany właściciel, gwarantuje nam, że ta firma będzie funkcjonowała.

Brama jako katalizator nastrojów

J. Rymarczyk: Związki zawodowe są zainteresowane tym, żeby Skarb Państwa pozostał w KGHM, bo zależy im, żeby był słaby właściciel. Im słabszy właściciel, tym silniejsze są związki i tym większa władza dla działaczy. Tym skuteczniej mogą za pomocą taczek przestraszyć zarząd, bo wiedzą, że stoi za nim bardzo słaby właściciel, który co najwyżej odwoła prezesów. Trzeba ograniczyć samowolę związków zawodowych, zabronić istnienia 15 czy 30 central w jednym zakładzie. Powinno się zabronić wydawania społecznych pieniędzy na utrzymywanie funkcjonariuszy związkowych i olbrzymie gaże dla nich.

J. Czyczerski: Profesorze, pan się uparł, że trzeba zniszczyć związki, bo jak się zniszczy związki, to będą słabe i wszystko się uda przeprowadzić. W roku 1939 był już ktoś taki, kto przekonywał, że jak zniszczymy pewną grupę ludzi, to będzie fajnie na tym świecie. Nie chciałbym do tego dążyć. W spółce mamy ład korporacyjny i z tego wynika, że przestrzegamy wszystkich przepisów prawa.

J. Rymarczyk:
Jak wywalacie bramę w KGHM i jak używacie siły, to działacie wyłącznie zgodnie z ładem korporacyjnym?

Czyczerski: Profesorze, pan się uparł, że trzeba zniszczyć związki.

J. Czyczerski: Związki zawodowe w Polskiej Miedzi działają zgodnie z polskim prawem.
J. Rymarczyk: A wnioski do prokuratora?

L. Hajdacki:
Umorzone.

J. Czyczerski: My przestrzegamy tego prawa, bo jak nie, to pan prezes od razu pisze wniosek do prokuratury, czy ma rację, czy nie ma racji. A brama się wywróciła.

J. Rymarczyk: _Sama? (śmiech)

J. Czyczerski:_ No, niestety, zawiasy rdzewieją. Nie sprowadzajmy dyskusji o roli związków zawodowych do tego, że się wywróciła brama.

_L. Hajdacki: _Ta brama uspokoiła od maja do grudnia atmosferę w KGHM.

J. Rymarczyk: To rzeczywiście długo. Trzeba by rozwalać bramę co pół roku.
_L. Hajdacki: _Ta brama była zupełnie niepotrzebnym elementem konfliktu. Bo nikt nie musiał zamykać wejścia przed pracownikami, którzy nie szli tam z siekierami, toporami naruszać mir. Po prostu należało ich wpuścić.

Bardzo Wielka Polska Miedź

RYSZARD ŻABIŃSKI, dziennikarz "Polski Gazety-Wrocławskiej":
Czy KGHM powinien starać się zostać firmą globalną, wychodzić poza Polskę, pozyskiwać złoża zagraniczne?

H. Wirth:
Tak. Nie możemy na to zagadnienie patrzeć z perspektywy Konga, w którym oczywiście popełniliśmy jako firma szereg ogromnych błędów.

Hajdacki: Ta brama była zupełnie niepotrzebnym elementem konfliktu.

J. Czyczerski: Nie firma. Ludzie, panie prezesie. Nie może tak być, że kiedy powstaje ogromna strata i zwijamy ogon, to firma popełniła błędy. To ludzie...

H. Wirth:
Mając ogląd tego, jak wygląda górnictwo światowe, postawiliśmy tezę, że KGHM powinien być firmą globalną. Mamy potencjał. Ale jest też problem, jak wyjść z tego za-ścianka. W tej strategii po raz pierwszy mówimy, że chcemy być dużym producentem miedzi. Szanując złoże, które teraz eksploatujemy, zamierzamy zwiększyć produkcję z ponad 500 tysięcy ton miedzi elektrolitycznej do 700 tysięcy, ale 200 tysięcy pochodziłoby z produkcji zagranicznej. Wyjście za granicę - czy poprzez przejęcia, czy też szukanie na własne ryzyko i prace geologiczne - to szansa na duży wzrost wartości firmy.

J. Rymarczyk:
Sposób myślenia związków, że inwestycje zagraniczne to wywóz majątku, kiedy powinniśmy inwestować tutaj, jest z gruntu fałszywy. Związki nie dostrzegają możliwości uzyskania wartości dodanej w wyniku eksploatacji za granicą. Osiągane tam zyski można by wówczas inwestować w nowoczesne gałęzie przemysłu w kraju.
_
L. Hajdacki: _Wiemy, że na inwestycję za granicą musimy mieć 2-4 mld dolarów. Wszelkie zapożyczanie się KGHM oznaczało kłopoty. Ja przypominam: 2000/2001 rok, dwumiliardowe zadłużenie - tylko hossa na rynku miedziowym spowodowała, że udało nam się to szybciej spłacić i funkcjonować do dzisiejszego dnia. Tymczasem mamy duże złoża rudy miedzi u siebie. Dobro narodowe, nieporównywalne z niczym za granicą. Chcemy to wykorzystać, mówi o tym każda strategia.
Straszak brunatny

RYSZARD ŻABIŃSKI: Czy ogromne złoża węgla brunatnego pod Legnicą to jakaś szansa dla KGHM? Czy spół-ka zamierza wykorzystać tę szansę i jakie ma możliwości?

_H. Wirth: _Ten projekt funkcjonuje w KGHM od kilkunastu lat. Powstał, bo około 2030 roku wyczerpie się złoże miedzi i mniej więcej w tym samym czasie nastąpi zejście z produkcji węgla brunatnego w kraju do poziomu 30 mln ton. Zastanawiano się, jak połączyć ten efekt, szukając możliwości zagospodarowania miejsc pracy. Z dzisiejszej perspektywy widać, że jest bardzo dużo rzeczy, które zrobiono źle. Jako geolog mogę powiedzieć, że w latach 70., kiedy dokumentowano to złoże, rolą właściciela było wpisanie go w plan zagospodarowania przestrzennego. Stało się, jak się stało. Dziś jest to teren mocno zabudowany. Samorządy protestują, bo kto im wyrówna szkody wynikłe z zamrożenia inwestycji przez kilkanaście lat? Trzeba je poważnie traktować i zacząć rozmawiać. Skoro nie potrafiliśmy zrobić kiedyś tak, jak należało, to teraz siądźmy i rozmawiajmy. Czy KGHM się zaangażuje w węgiel brunatny? Unia Europejska podpisze zobowiązania związane z klimatem i emisją CO2. Jeśli do tego dojdzie, to w samym KGHM będzie nowa jakość. Angażowanie się w tej sytuacji w projekty, które z definicji będą się wiązały z emisją CO2, to duży znak zapytania.

Czyczerski: Był prezes, który pojawił się z genialnym pomysłem, że wejdziemy w węgiel brunatny.

_L. Hajdacki: _Po co mówimy dzisiaj o węglu brunatnym? Ja jestem przekonany, że jest to temat zastępczy przed uzyskaniem akceptacji społecznej do budowy elektrowni atomowych. I po to trzeba przestraszyć społeczeństwo i powiedzieć, że zawalą się domy, zniszczy się lasy, zginie region, zmieni się cała struktura gospodarcza tego terenu. Wszystko tylko po to, żeby uzyskać w innym miejscu akceptację: "To może już jak ma coś być, to niech będzie raczej ten atom".
J. Rymarczyk: To spiskowa teoria, że rząd wykorzystuje legnicki węgiel jako straszak. Nieprawda. Musimy dywersyfikować źródła energii. Mieć energię z węgla, atomu, gazu itd., bo potrzeby energetyczne są olbrzymie. Importujemy energię, więc jak w tej sytuacji rezygnować z olbrzymich złóż pod Legnicą?

Czyczerski: W historii KGHM był taki prezes, który pojawił się z genialnym pomysłem, że wejdziemy w węgiel brunatny. Zrobiono analizy, ekspertyzy, zarobili profesorowie na tym. Włożyliśmy to ładnie do koperty i schowaliśmy do szuflady. Nie minęło 6 lat i wracamy do tego tematu. Naszą misją jest wydobycie, przerób i sprzedaż miedzi. My mamy skupić się na tym. A jeśli akcjonariusz główny chce nas zaangażować do tego, byśmy ponosili koszty jako bank (!) inwestycyjny, to ja powiem nie.

Gaz w nowym złożu


PIOTR KANIKOWSKI
: W pobliżu złoża Głogów Głęboki Przemysłowy pojawił się gaz. Na razie niewiele wiemy o zjawisku, do jakiego doszło w ZG Rudna i o składzie tego gazu. Mimo to trzeba zadać pytanie: jakie mogą być skutki pojawienia się gazu w kopalniach miedzi? Jak to zmienia plany KGHM związane z Głogowem Głębokim Przemysłowym?

J. Czyczerski
: Mam nadzieję, że to tylko incydent. Ale jeśli nawet incydent, to bardzo niebezpieczny i nie wolno nam tego zlekceważyć.

H. Wirth:
W trakcie przechodzenia z obszaru rudniańskiego w kierunku Głogowa Głębokiego Przemysłowego natrafiono na nieznaną, nawet w literaturze, rzecz. Bo tak naprawdę to nie był wybuch gazu. To było wypełzanie masy skalnej. To jest zagrożenie, panie Józefie, ale nie demonizujmy go. Gdybyśmy szli dalej w kierunku mocno północnym na głębokości 1600- 2000 metrów, to mamy rzeczywiście w bliskim sąsiedztwie obszary tak zwanych złóż gazowych. Takie zagrożenie było. Czy było wystarczająco dokumentowane? Na razie mogę powiedzieć, że nie, ale wszystko robimy, aby je zidentyfikować i przeciwdziałać. Głogów Głęboki Przemysłowy będzie realizowany dalej. Jest zaprojektowany szyb na 1350 metrów. Będzie budowana infrastruktura wyrobiska na dole, oczywiście z pełną oceną zagrożeń.

L. Hajdacki: Czas nas goni. Wejście w złoże głębokie jest dla nas strategiczne, bo tylko przy istnieniu tej całej infrastruktury z tyłu można iść trochę do przodu. Jak się pojawia takie zdarzenie, że wypływa gaz, to konieczne jest dziś wydać nowe pieniądze, aby przodki w tamtym regionie obwiercać we wszystkie rejony świata, upewniając się, że nie ma gazu. Żeby eksploatować bezpiecznie, musimy prowadzić przewierty we wszystkich kierunkach świata, aby upewnić się że w złożu nie ma komór z gazem.

Wirth:To, że w okresie barbórkowym stawia się prezesa na beczce, to normalne.

Prezes na beczce

GRZEGORZ CHMIELOWSKI:
W czasie barbórkowych spotkań górnicy tradycyjnie wyrównują rachunki z prezesem. Jak Pan sobie poradzi z tym problemem w tym roku?

H. Wirth:
To, że w okresie barbórkowym stawia się prezesa na beczce, to normalne. Ja się ludzi nie boję, chętnie do nich wychodzę i wierzę w rozsądek. Wiem też, że każda zawierucha wokół KGHM to cios w naszą firmę, więc niekoniecznie emocje powinny odgrywać najważniejszą rolę. Ale jeśli mówimy o Barbórce, to korzystając ze sposobności, chciałem złożyć wielkie uszanowanie mojej braci górniczej. Dziękuję Wam za ten trudny rok, za dobre wyniki - i życzę Wam i Waszym rodzinom wszystkiego najlepszego. Szczęść Boże.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska