Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do opery bez coli i popcornu

Hanna Wieczorek
Roberto Skolmowski
Roberto Skolmowski Michał Pawlik
Rozmowa z Roberto Skolmowskim, dyrektorem Wrocławskiego Teatru Lalek i reżyserem widowisk operowych.

Kiedy mówię "muzyka poważna", córka poprawia mnie: "To jest muzyka klasyczna". Bo kiedy powstawała, często była rozrywką dla ludu. Dlaczego dziś boimy się opery?

Opera powstała w środowiskach arystokratycznych, strasznie wyrafinowanych, ale potem bardzo szybko zeszła piętro niżej w rejony burżuazji. A potem, również bardzo szybko, okazało się, że opera może zejść jeszcze niżej i stać się własnością ulicy.

Nie przesadza Pan?

Tak się przecież działo za czasów Mozarta. Jego opery stawały się własnością społeczną. Myślę, że to jest kwestia wykształcenia społeczeństwa.

Wykształcenia? Dzisiaj nie jesteśmy lepiej kształceni?

Kiedy mówimy o zamierzchłych czasach, mówimy o społeczeństwie, które umiało rozmawiać, uczyło się muzyki na co dzień. Normą było, że w domach zawsze ktoś z rodziny grał - to było naturalnym odruchem. I nie tylko wśród arystokracji. Mieszczaństwo także namiętnie uprawiało muzykę. Dużo czasu spędzano w domu, śpiewano, grano. Społeczeństwa osiemnasto-, dziewiętnastowieczne, a nawet wcześniejsze, miały bardziej naturalne wykształcenie muzyczne. Nie mówię oczywiście o szkołach. Kiedy spojrzymy na życiorysy popularnych kompozytorów, okaże się, że często byli to bardzo popularni ludzie. Wielu pisało muzykę, którą dzisiaj nazwalibyśmy popową.

Co trzeba zrobić, żeby ludzie chodzili do opery?

Myślę, że mamy we Wrocławiu znakomity przykład tego, co należy zrobić. Pani Ewa Michnik nam to udowodniła, robiąc wielkie widowiska muzyczne. Przecież ona pokazywała nie tylko takie hity, jak "Nabucco", "Aida", "Carmina Burana" czy "Trubadur", ale sięgnęła też po utwory sakramencko trudne, jak dzieła Wagner czy "Borys Godunow", o którym trudno powiedzieć, że jest muzyką popularną. Ale tłumy ludzi na to przychodziły, ponieważ operze zawsze towarzyszy widowisko. Ludzie kochają igrzyska, cyrk w dobrym tego słowa znaczeniu. To, co zrobiła Ewa Michnik, to dowód, że opera może być fantastycznie odbierana także dzisiaj. Wszędzie na świecie są festiwale, gdzie grają wielkie widowiska operowe i przychodzą na nie dziesiątki tysięcy ludzi.

Do opery trzeba chodzić w stroju wieczorowym? Czy można przyjść w dżinsach i adidasach?

Nastąpiła zmiana obyczajów i stroje wieczorowe nie są już obowiązkowe.

Czy to Pana razi?

Sam nie mam garnituru, fatalnie się w nim czuję. Natomiast imponuje mi Górny Śląsk, gdzie ludzie na co dzień przychodzą do teatru elegancko ubrani. Tak ich wychowano.

A czy kiedykolwiek będzie można usiąść na widowni opery z popcornem w jednej ręce, a z colą w drugiej?

Nie wyobrażam sobie tego. Są granice brawury.

Czy są operowe hity, które wszyscy znają?

Jest ich kilka, na przykład "Carmen". Kiedy przygotowywałem tę operę, zwróciłem uwagę, że aria toreadora jest wszędzie. Słyszy się ją nawet jako dzwonek do telefonu. Aria toreadora jest takim hitem. "Carmen" jest utworem o zabarwieniu popularnym, podobnie jak "Traviata" czy "Nabucco" Verdiego. Ludzie słuchają muzyki, tematów współczesnych pisanych na kanwie tych utworów i nie wiedzą, jakie jest ich źródło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska