Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śląsk Wrocław - Odra Wodzisław 4:0 (zdjęcia i film)

Mariusz Wiśniewski
Zawodnicy Śląska mieli powody do radości
Zawodnicy Śląska mieli powody do radości Fot. Janusz Wójtowicz
Śląsk łatwo pokonał u siebie Odrę. Dwa gole i dwie asysty zaliczył Sebastian Mila.

W piątek Sebastian Mila został tatusiem i z entuzjazmem dzielił się swoimi pierwszymi wrażeniami z bycia ojcem. Radość i zastrzyk nowej energii szybko nie przeszedł, bo w sobotę był na boisku nie do powstrzymania. W ciągu 45 minut zdobył dwa gole, a przy kolejnych dwóch asystował.
- W 1982 roku urodził mi się pierwszy syn i akurat strzeliłem bramkę w Moskwie - ze śmiechem komentował trener Śląska, Ryszard Tarasiewicz.

Szkoleniowiec wrocławskiego zespołu miał powody do radości, bo Śląsk w sobotę okazał się zespołem przynajmniej o klasę lepszym i nie dał Odrze nadziei na wywiezienie choćby punktu ze stadionu z Oporowskiej. Na boisku istniała tylko jedna drużyna i jeden piłkarz.
Kanonada i popis Mili zaczęły się już w ósmej minucie. Po rzucie rożnym wykonywanym przez środkowego pomocnika Śląska na krótkim słupku znalazł się Amir Spahić i strzałem głową nie dał szans Michałowi Buchalikowi.

- Strzeliłem nareszcie bramkę i jestem chyba najszczęśliwszym człowiekiem na świecie - komentował po spotkaniu szczęśliwy strzelec. - Na ostatnim treningu przed meczem trener radził, bym przy rzucie rożnym starał się strzelać przy krótkim słupku. I tak się stało - dodał zawodnik.
Śląsk praktycznie robił na boisku, co chciał, ale duża w tym też zasługa Odry. Goście grali mało agresywnie, daleko od wrocławskich piłkarzy, i sprawiali wrażenie zagubionych.

Autor: Janusz Wójtowicz

We wrocławskim zespole bardzo dobrze współpracowali na prawym skrzydle Tadeusz Socha z Tomaszem Szewczukiem. Ten drugi w 15 min został sfaulowany przez Marcina Dymkowskiego i sędzia podyktował rzut karny. Powtórki telewizyjne pokazały, że całe zdarzenie miało jednak miejsce minimalnie przed polem karnym. Wymowne jest, że żaden z zawodników Odry nie protestował. Pewnym egzekutorem karnego okazał się szalejący na boisku Mila.

W tym momencie trener gości Robert Moskal nakazał zawodnikom rezerwowym się rozgrzewać. Ale zanim zdążył przeprowadzić zmianę, było już 3:0. Mila ładnie zagrał do wybiegającego zza pleców obrońców Vuka Sotirovicia, a ten strzałem w długi róg posłał piłkę do siatki.

Kilka chwil później napastnik Śląska musiał z powodu kontuzji opuścić boisko. W zasadzie Sotirović na uraz mięśnia nogi narzekał jeszcze przed meczem. Zagrał niejako z konieczności, bowiem trener Tarasiewicz bardzo liczy na instynkt strzelecki Sotirovicia i zdaje sobie sprawę, że bez niego jego zespół wiele traci na sile ofensywnej.
- Musiałem zejść, bo oberwałem w kostkę, a jeszcze wcześniej dał znać mięsień, z którym mam problemy od kilku miesięcy. Dobrze, że strzeliłem gola i pomogłem zespołowi, ale później musiałem zejść z murawy. Nie wiem, czy uda mi się wykurować do meczu z Arką - smutno komentował po spotkaniu Serb.

Na boisku pojawił się Łukasz Madej i był to najlepszy występ skrzydłowego w barwach Śląska. Nie bał się indywidualnych pojedynków i niekonwencjonalnych zagrań. Tuż przed przerwą w beznadziejnej, wydawało się, sytuacji wślizgiem dośrodkował w pole karne. Szewczuk przepuścił piłkę, do której dopadł Mila i z bliska mocnym strzałem zdobył swojego drugiego gola.
- Nie chcę się oceniać, ale myślę, że zagrałem dziś dobre spotkanie, choć zawsze może być lepiej. Szkoda tylko, że w drugiej połowie nie udało mi się trafić do siatki, bo było blisko - oceniał sam siebie po spotkaniu Madej.

Może gdyby skrzydłowy Śląska nie chciał strzelać ładnie. Była to najlepsza okazja na bramkę dla Śląska w drugiej połowie. Madej ładnie uwolnił się obrońcom i doszedł do prostopadłego podania. Nie przyjmował, lecz od razu uderzył, próbując lobować Buchalika. Ten jakimś cudem zdołał jednak przenieść piłkę nad poprzeczką. Gdyby wówczas padł gol, byłaby to bramka kolejki.

- Jeżeli w kolejnych meczach będziemy tak samo odpuszczać rywalom 2. połowę i kończyć mecze takimi wynikami, to będę zadowolony. Można było oczekiwać bardziej składnej gry i większej liczby sytuacji bramkowych, ale graliśmy z dużą przewagą i pewnością, więc trudno się dziwić moim piłkarzom, że nie grali z takim samym rytmem i z taką samą koncentracją w ataku jak w 1. połowie - tłumaczył swoich graczy trener Tarasiewicz.

Po przerwie na boisku nie działo się wiele. Śląsk atakował bez przekonania i z mniejszym zaangażowaniem.

Śląsk Wrocław - Odra Wodzisław 4:0 (4:0)
Bramki: Spahić 8, Mila 16 z karnego, 45, Sotirović 28
Sędziował: Piotr Siedlecki (Warszawa)
Widzów: 6000
Śląsk: Kaczmarek - Socha, Celeban, Pawelec, Spahić - Szewczuk, Łukasiewicz, Ulatowski, Mila (79. Klofik), J. Gancarczyk (61. Dudek) - Sotirović (34. Madej)
Odra: Buchalik - Kuranty, KowalczykIII, Dymkowski Mójta (46. Słodowy) - Wodecki, Jary (32. Kwiek), Malinowski, Woś (63. Bueno), Piechniak - Radzinevićius.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska