Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzeba zachować pamięć, by nie powtórzyła się straszna historia

Małgorzata Matuszewska
Abraham Ascher
Abraham Ascher Janusz Wójtowicz
Rozmowa z Abrahamem Ascherem, emerytowanym profesorem City University of New York urodzonym w Breslau, który w rocznicę nocy kryształowej odwiedził Wrocław

Odwiedził Pan miejsca znane z dawnego Breslau?

Pierwszy raz po wojnie przyjechałem do Polski w 1988 roku, do miejsca, gdzie się urodziłem - przy ul. Grabiszyńskiej 2. Chciałem zobaczyć, jak to miejsce wygląda, miałem ze sobą kamerę, bo chciałem pokazać moim dzieciom miejsce, w którym przyszedłem na świat. Wyglądało fatalnie, budynki były w tak złym stanie, że kiedy je filmowałem, przechodnie patrzyli na mnie ze zdziwieniem.

Pewnie myśleli, że postradałem zmysły, bo uwieczniałem bardzo brzydkie miejsca. Po latach nieobecności w rodzinnym mieście bardzo się wzruszyłem. Odwiedziłem cmentarz, synagogę Pod Białym Bocianem, wówczas prawie całkiem zrujnowaną. Chciałem przede wszystkim pójść do synagogi, do której chodziliśmy z rodzicami - my, polscy Żydzi. Tej synagogi przy dzisiejszej ul. Kolejowej już nie ma, to było dla mnie przykre przeżycie. Tym razem byłem nawet w Monopolu, w apartamencie Hitlera. To było poruszające przeżycie.

Dlaczego został Pan historykiem, specjalistą dziejów Europy? Nie chciał Pan zająć się historią Stanów Zjednoczonych, nowej ojczyzny, świata, który obiecywał lepsze życie?

Mogłem oczywiście wybrać inną drogę i zająć się czymś innym, ale powodowały mną uwarunkowania losowe. Miałem możliwość studiowania w City College, miałem predyspozycje i zaczynałem się interesować określonymi dziedzinami wiedzy. Zastanawiałem się, czy nie zostać księgowym, ale po dwóch miesiącach stwierdziłem, że to jest nudne i niewiele obiecujące. I postanowiłem zająć się historią, bo ona mnie fascynowała.

Zdecydowałem się studiować tę dziedzinę historii, która ze względów rodzinnych jest dla mnie najważniejsza. Później pracę doktorską poświęciłem historii Niemiec. Ale musiałem zaprzestać badań historii Niemiec, bo byłem emocjonalnie roztrzęsiony, tak zdenerwowany dziejami, które cały czas czytałem, że nie mogłem udźwignąć ich ciężaru. To było dla mnie zbyt wiele. Zdecydowałem się więc na badanie historii Rosji.

Ale książką "Oblężona społeczność. Wrocławscy Żydzi w czasach nazizmu" wrócił Pan do rodzinnego miasta i opisał ważny fragment jego historii. To Pana własne dzieje. Nie ciążyły Panu?

Kiedy przestałem pracować, znów sięgnąłem do najbardziej emocjonującej dla mnie historii. Wróciłem do historii mojego własnego życia w dzisiejszym Wrocławiu. Zająłem się też dziejami Żydów przed nocą kryształową i II wojną światową. Najciekawsze i bardzo ważne było zbadanie, ilu Żydów zostało w mieście. Większość znanych mi osobiście ocalała. Chciałem zgłębić ich życie na tych ziemiach w czasach hitleryzmu. To było fascynujące. Człowiek im starszy, tym chętniej wraca do własnej przeszłości.
Jak wyglądało wówczas wspólne życie Żydów niemieckich i Żydów, którzy przyjechali do Breslau ze Wschodu?

Nasze wspólne życie polegało na tym, że byliśmy raczej obojętni wobec siebie, stanowiliśmy dwie dość odrębne grupy. Żydzi ze Wschodu to przede wszystkim byli polscy Żydzi. Typowych Żydów w naszej wspólnocie było ok. dziesięć procent. Wspólnota gminy żydowskiej była podzielona na tzw. sektory. Każdy Żyd, który chciał być w naszej wspólnocie, musiał wpłacić określony podatek - daninę. Daniny zostały tak rozparcelowane, że każdy wpłacający był przydzielany do swojej grupy: ortodoksi, Żydzi niemieccy, polscy i inne podgrupy. Na początku byliśmy dość obojętni wobec siebie, nie było wzajemnego przenikania się, tylko raczej życie obok siebie. Kiedy nastały czasy nazizmu, zaczęliśmy się scalać i pomagać sobie.

W angielskiej szkole z internatem, do której trafił Pan po szczęśliwym wyjeździe z Breslau, był Pan wierny tradycjom żydowskim. One zostały na zawsze Pana ojczyzną, czymś najbliższym, pozwalającym Panu żyć?

Moja matka nie była bardzo religijna, ojciec był głęboko wierzącym Żydem. Rodzina została podzielona: ojciec był w Nowym Jorku, my w Breslau. Latem 1939 roku opuściłem Niemcy, znalazłem się w Anglii. Odczuwałem wewnętrzny opór: byłem wściekły na Hitlera i na to, co się działo. Moja tradycja, wyniesiona z domu, była odruchem obronnym dziecka przed złem ogarniającym świat. Najważniejsze było jej ścisłe przestrzeganie, choć warunki były trudne. Starałem się jeść koszerne jedzenie, choć nie miałem możliwości spożywania koszernych posiłków. Mieszkałem u Anglików, musiałem im to wszystko wytłumaczyć, a nie znałem ich języka.

Na początku sytuacja była trudna, ale starałem się przestrzegać wpojonych zasad religijnych. Wciąż staram się pielęgnować religijne tradycje, choć nie mogę określić się mianem ortodoksyjnego wierzącego. Religia towarzyszy jednak całemu mojemu życiu.

Bardzo się Pan bał, słuchając w 1937 roku Hitlera przemawiającego z balkonu hotelu Monopol? Jakiś Niemiec wziął Pana na ręce, ale Pan nie wiwatował, więc rozpoznał, że jest Pan Żydem i rzucił Pana na ziemię, krzycząc.

Nie opowiedziałem o tym nikomu, nawet matce. Poszliśmy tam z kuzynem bez wiedzy rodziny. Zauważyłem wtedy pierwszy raz, jak bardzo Żydzi są znienawidzeni i nieakceptowani, odczułem wrogość. To wspomnienie zostało we mnie na zawsze i wyznaczyło koleje mojego życia. Nasi przyjaciele, którzy przeżyli, rozpierzchli się po całej Europie, musieli gdzieś żyć. My, Żydzi, staraliśmy się przeciwdziałać złu, robić coś, by nie być tylko pasywnymi odbiorcami agresji. Spotkanie z Hitlerem było dla mnie wielkim przeżyciem. Współczesny wrocławianin przyniósł mi zdjęcie Hitlera przemawiającego z Monopolu. Od lat niektórzy znajomi, słysząc moje wspomnienia, mówili, że Hitlera nigdy nie było w Monopolu i to, co opisałem, nie mogło się zdarzyć. Teraz mam dowód obecności tam Hitlera.
Pamięta Pan noc kryształową? Uczestniczył Pan w Marszu Milczenia we Wrocławiu, czym jest dla Pana przejście ulicami w ciszy?

Miałem wtedy 10 lat, mieszkaliśmy przy dzisiejszej Grabiszyńskiej. Ojciec kilka dni wcześniej pojechał do Stanów. Byliśmy - my, czworo rodzeństwa - sami z matką. Obudził nas hałas, dobiegający ze sklepu ze sprzętem gospodarstwa domowego, znajdującego się piętro niżej. Esesmani i zwykli Niemcy tłukli szkło, wynosili towar. Straszny był huk, przeraziliśmy się. Rano okazało się, że sklep jest splądrowany. U nas schowali się niemieccy Żydzi, wtedy wydalani do obozów koncentracyjnych. To wydarzenie dla nas było wstrząsające. Po nocy kryształowej dla Żydów życie nie było takie samo. Dziś Marsz Milczenia jest bardzo ważny.

W Stanach Zjednoczonych też zawsze uczestniczę w różnych wydarzeniach upamiętniających ważne dla Żydów rocznice. Należy pamiętać, wspomnienie tamtych wydarzeń musi zostać w umysłach współczesnych.

Przed przyjazdem do Wrocławia odwiedził Pan obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau. Dlaczego?

Pierwszy raz byłem tam z moją żoną w 1992 roku. Teraz znów pojechałem do Oświęcimia. Jeżdżę, bo mam dług wobec ludzi, którzy zginęli. Moi rodzice i rodzeństwo ocaleli z Zagłady, ale zginęła w niej moja dalsza rodzina, dwadzieścia dwie osoby - dziadkowie, wujkowie, ciotki, dzieci. Wszyscy mieszkali w Strzyżowie w Galicji i w Nowym Sączu. Nasza rodzina bardzo wiele wycierpiała, a moje wizyty w obozie koncentracyjnym to hołd im złożony. Ważne, żeby historię znali młodzi ludzie, którzy nie doświadczyli jej sami. To, co się zdarzyło wtedy, nie zdarzy się ponownie tylko wtedy, jeśli będziemy dobrze wiedzieli, co, dlaczego się stało i jak to było naprawdę. Moje dzieci nie pamiętają tamtych czasów, ale znają historię.

Pana książka ukazała się we wrocławskim wydawnictwie Via Nova. Pokazuje ciągłość historii tego miasta, składającą się z wielu elementów, z życia wielu narodów. Wyobraża Pan sobie, jak potoczyłoby się Pana życie, gdyby nie Hitler?

Mieszkałbym pewnie we Wrocławiu, ale nigdy nie zostałbym historykiem (śmiech). Moja rodzina wiodła tu całkiem dobre życie, nie w nadmiernym dobrobycie, ale też nie w nędzy. Mieliśmy swoją małą firmę. Jeden z moich braci był bardzo zdolny, na pewno poszedłby na uniwersytet, ja być może też chciałbym studiować. Na pewno żylibyśmy tu normalnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska