18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocławska fabryka snów

Małgorzata Kaczmar, Małgorzata Matuszewska
Niemcy nakręcili tu film "Anonima"
Niemcy nakręcili tu film "Anonima" Paweł Relikowski
Swoje filmy kręcili tu Has, Kieślowski i Wajda. W bufecie "U Waci" plotkowali przy kawie i herbacie Lenartowicz, Chęciński i Krzystek. Piszemy o historii wrocławskiej Wytwórni Filmów Fabularnych, która właśnie kończy 55 lat.

Ponad 400 filmów, tysiące kostiumów i rekwizytów. Po korytarzach wrocławskiej Wytwórni Filmów Fabularnych przechadzali się Andrzej Wajda, Beata Tyszkiewicz, Zbigniew Cybulski czy Kalina Jędrusik. Właśnie zaczynają się obchody tej szacownej instytucji, w której wyprodukowano jedną czwartą wszystkich polskich filmów.

Trudy z rękopisem
- Najwięcej problemów było z "Rękopisem znalezionym w Saragossie" - opowiada Tadeusz Kosarewicz, scenograf. - Nie skłamię, gdy powiem, że przy budowaniu średniowiecznych miast w samym sercu stolicy Dolnego Śląska pracowało nawet 300 osób - wspomina.

Wyzwanie było nie byle jakie, bo z polskiej rzeczywistości na filmowym ekranie trzeba było stworzyć średniowieczne miasteczka. W pracach nad scenografią brał udział sztab osób - studenci ASP i konserwatorzy zabytków, stolarze, sztukatorzy, malarze, a nawet żołnierze i więźniowie.
- Żyliśmy jak Cyganie - opowiada dziś scenograf. - Ciągle na planie - dodaje.
W reżyserowanym przez Wojciecha Hasa filmie zagrała plejada polskich gwiazd - m.in. Zbigniew Cybulski, Gustaw Holoubek czy Leon Niemczyk.

Ale "Pamiętnik..." to niejedyna superprodukcja nakręcona we Wrocławiu. Potężne dekoracje do "Lalki" Wojciecha Jerzego Hasa, które udawały ulice Warszawy, wybudowano przecież na Krzykach: tony drewna, setki rąk do pracy. Wytwórnia tętniła wtedy pracą.

Bufecik u pani Waci

Kosarewicz trafił do WFF-u w 1960 r. Dwa lata wcześniej poznał Sylwestra Chęcińskiego, późniejszego reżysera "Samych swoich" (też kręconych przez wrocławską Wytwórnię), który szukał statystów do filmu.
- Ale nie byłem stworzony do statystowania - śmieje się dziś scenograf.
Pierwszym filmem, przy którym Kosarewicz pracował, był "Zerwany most" Jerzego Passendorfera. Był asystentem u boku Ryszarda Potockiego, ojca aktorki i reżyserki Małgorzaty Potockiej.
Trudno też zapomnieć o bufeciku "U Waci", czyli pani Wacławy, przysadzistej kobiety o gołębim sercu, która w barze mieszczącym się w Wytwórni Filmów Fabularnych serwowała doskonałe pierogi.

Pracowali tu: Andrzej Wajda, Beata Tyszkiewicz, Zbigniew Cybulski czy Kalina Jędrusik.

- A na śniadanie była jajecznica z morzem dodatków: papryką, pomidorami, szynką czy pieczarkami - wspomina operator Stefan Kurzyp, który w Wytwórni zaczął pracować w latach sześćdziesiątych.

Połączyła ich kabała

Doskonale stołówkę Waci pamięta też Wanda Ziembicka (obecnie radna wrocławska) - jadała tam pyszne i tanie zupy. To tutaj, w WFF, na planie filmu "Lalka", w którym zagrała m.in. Beata Tyszkiewicz, przyszła dziennikarka poznała swojego późniejszego męża Wojciecha Jerzego Hasa.
Pani Wanda statystowała w "Lalce", bo ucząc się w technikum księgarskim dorabiała, żeby móc kupić książki. Z reżyserem połączyła ją kabała. Wanda Ziembicka uprawiała ją z powodzeniem, a Has powiedział do Wojciecha Solarza (drugiego reżysera, który w "Lalce" wystąpił jako żydowski skrzypek): "Dawaj tu tę czarownicę".
Kręcąc "Lalkę", Has wciąż palił mnóstwo papierosów. Wymagał wiele od siebie i innych. Ziembicka wspomina, że - statystując także w innych filmach - na korytarzach wrocławskiej fabryki snów co chwilę mijała gwiazdy. Przecież pracowali tu chyba wszyscy ówcześni polscy reżyserzy: Stanisław Lenartowicz, Sylwester Chęciński, Aleksander Ford, Agnieszka Holland, Tadeusz Konwicki, Kazimierz Kutz, Marek Piwowski czy Roman Polański. Takie nagromadzenie reżyserkich sław na jeden kilometr kwadratowy można było w tamtych czasach spotkać chyba tylko w Hollywood.

Spotkania na szczycie

Ale bufet pani Waci nie był jedynym kultowym miejscem. Bo był jeszcze mały klub naprzeciwko iglicy, gdzie przesiadywali Sylwester Chęciński i Stanisław Lenartowicz. Zdarzało się, że dołączał do nich pochodzący z Legnicy, a obecnie mieszkający we Wrocławiu reżyser Waldemar Krzystek. - Pili herbatę i rozmawiali o filmach. To było takie miejsce służbowe - opowiada Kurzyp, który w Wytwórni Filmów Fabularnych kręcił m.in. "Czterech pancernych i psa". - Chęciński chodził po południu do Klubu Dziennikarza, gdzie godzinami potrafił grać w brydża - opowiada.

Waldemar Krzystek, który wraz z Lenartowiczem i Chęcińskim miał w zwyczaju siadać i toczyć długie rozmowy, w Wytwórni Filmów Fabularnych nakręcił m.in "Powinowactwo" z Ewą Błaszczyk i Jadwigą Jankowską-Cieślak. Trwający niecałe 50 minut film został wyprodukowany ćwierć wieku temu.

- Kiedy młody człowiek przychodził do Wytwórni z godzinnym filmem, nie mógł znaleźć wolnego kierownika produkcji. Na każdym korytarzu pracowała inna ekipa - wspomina reżyser. - Stało się w wielkiej kolejce do lepszych, nowocześniejszych kamer. No i oczywiście sam Wrocław, w czasach cenzury, był rajem dla filmowców. Daleko od Warszawy: zanim Komitet Centralny zorientował się, że kręci się coś niezgodnego z panującą ideologią, można było w miarę spokojnie pracować. Dziś, kiedy światem rządzi pieniądz, możemy robić, co chcemy, ale nie bardzo jest gdzie - dodaje twórca m.in. ostatniej "Małej Moskwy", a wcześniej "Zwolnionych z życia" czy "W zawieszeniu".
Waldemar Krzystek przyjaźni się do dziś z nestorami wrocławskich reżyserów związanych z WFF, z którymi kiedyś spędzał długie godziny na filmowych rozmowach.

Kręcąc "Lalkę", Has wciąż palił mnóstwo papierosów. Wymagał wiele od siebie i innych.

Jak ojciec z synem
W Wytwórni pracowały całe pokolenia artystów. Nieżyjący już montażysta Roman Kolski, ojciec reżysera Jana Jakuba Kolskiego ( twórcy "Jancia Wodnika" czy "Historii kina w Popielawach"), filmowiec po babce i ojcu, spędził w WFF ponad 40 lat.

Najpierw był dyrektorem do spraw administracyjnych, a potem montażystą. Fachu uczył się w Wytwórni, pracował pod kierunkiem doświadczonych kolegów, a w 1962 roku zmontował film Tadeusza Chmielewskiego "Dwaj panowie". Na koncie ma około czterdziestu filmów fabularnych (wśród nich m.in. "Kobietę samotną" Agnieszki Holland, "Nadzór" Wiesława Saniewskiego, "Pograbka" swojego syna), ponad setkę odcinków najbardziej znanych seriali: "Stawka większa niż życie" (Wrocław udawał w filmie Berlin), "Wojna domowa", "Czterej pancerni i pies".
Aktor Robert Gonera tak wspomina pierwszy dzień w WFF:
- Był 1988 rok, poszedłem na zdjęcia próbne do "Marcowych migdałów". Założyłem amerykańską kurtkę i ciemne okulary, bo byłem zafascynowany Zbyszkiem Cybulskim. Szliśmy na zdjęcia z Moniką Bolly i Robertem Kowalskim. Monika zagrała w filmie Bronkę, Robert Maćka, a ja "Hefajstosa".

- Wytwórnia była moim miejscem, tu się pracowało i nie myślało o wyjazdach z Wrocławia. Ze szkoły teatralnej na Krzykach szło się na Bisku-pin, gdzie była Wytwórnia, po przekątnej miasta, i uczestniczyło w filmowych działaniach.

Smutne lata dziewięćdziesiąte

Kryzys wrocławskiej fabryki snów zaczął się wraz z nadejściem stanu wojennego. W latach osiemdziesiątych nakręcono tam raptem kilkanaście filmów.
W kolejnych dziesięcioleciach ilość obrazów produkowanych w Wytwórni spadła jeszcze bardziej - W 1990 - 7, w 1991 - 3, a w 1992 - tylko 2.

Na początku lat 90. do drzwi WFF zapukali Czesi z propozycją współpracy. Odmówił ówczesny dyrektor Wytwórni Filmów Fabularnych. Dziś w dzielnicy Barrandov w Pradze kręci się kasowe holly-woodzkie produkcje, m.in. "Casino Royale", "Iluzjonistę" czy "Hostel".
Ponad dziesięć lat później wrocławską fabrykę snów, która lata świetności miała już za sobą, odwiedził sam Steven Spielberg. Jadł nawet obiad w restauracji "Bazylia", ale swoje "Monachium" kręcił na Węgrzech. Tymczasem Wytwórnia powoli zanurzała się w morzu długów.
Dziś od czasu do czasu wynajmuje swoje hale.

Na początku lat 90. do drzwi WFF zapukali Czesi z propozycją współpracy.

- To ogromny obiekt, który musi jakoś na siebie zarobić - tłumaczy obecny dyrektor WFF Robert Gawłowski, który marzy, by w tym miejscu w przyszłości powstawało kino artystyczne z prawdziwego zdarzenia.

Ale zapewnia, że do Wytwórni filmy wkrótce powrócą.
- Współpracujemy z Maciejem Żurawskim przy realizacji dokumentu "Szklane domy". Także Lech Majewski, reżyser filmu "Wojaczek", przymierza się do realizacji swojego nowego obrazu w Wytwórni- opowiada Gawłowski.
Poza tym dyrektor WFF chce, by realizowali tu swoje filmy debiutanci. Ocenia, że już w przyszłym roku mogłyby się zacząć zdjęcia do pierwszego z nich.
Ale to nie wszystko.

- Chcemy także stworzyć wirtualne muzeum Wytwórni - zapowiada Gawłowski. - W końcu będziemy mieć bi-bliotekę internetową z prawdziwego zdarzenia. Będzie tu można oglądać fragmenty filmów i zdjęcia - zapowiada kierownik WFF.

Ale czy kiedyś Wytwórnia wróci do dawnych lat świetności, kiedy przyciągała do siebie i aktorskie, i reżyserskie sławy? Raczej marne są na to szanse. Nie wystarczy jeden Peter Greneeway, który nakręcił w WFF swoją "Straż nocną". Sławę i lata chwały Wytwórnia ma już za sobą i można o nich poczytać jedynie na kartach historii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska