Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Festiwal: świetny i potrzebny

Dr hab. Adam Pawłowski
Dr hab. Adam Pawłowski
Dr hab. Adam Pawłowski Archiwum prywatne
Pozowanie na skromność, o ile nie jest tylko chwytem retorycznym, oznacza umiar i pewien takt w formułowaniu sądów.

Poniedziałkowe wydanie "Gazety Wrocławskiej" (19.10.2009) przyniosło wywiad z prof. Mirosławem Soroką z Politechniki Wrocławskiej, poświęcony krytyce idei i realizacji festiwali nauki w ogólności, a Dolnośląskiego Festiwalu Nauki w szczególności.

Uznałem, że jako Uniwersytecki Koordynator DFN, a więc jeden z organizatorów tej imprezy, powinienem podjąć polemikę z Jego tezami. Wspomniany tekst zawiera kilka inspirujących, chociaż nienowych sugestii, nie brak mu jednak elementów demagogii, krzywdzących organizatorów Festiwalu oraz jego uczestników.

Trudno mi pogodzić określenie "skromny prowincjonalny profesor chemii" (tak właśnie prof. Soroka mówi o sobie) z litanią kategorycznych sądów na temat DFN oraz świata nauki, w imieniu którego prof. Soroka mówi. "Skromny prowincjonalny profesor" powołuje się zresztą dwukrotnie na zupełnie nieskromnego Napoleona Bonaparte i z iście kapralsko-cesarską nonszalancją feruje wyroki o tym, że "Każde plemię powinno za wszelką cenę chronić uczonych przed tym, żeby się zajmowali czymkolwiek innym niż ich pasja", że grzechem jest odrywać naukowców "od ich obowiązków, a zarazem przyjemności", zmuszając do, cytuję, "błazenady". Pozowanie na skromność, o ile nie jest tylko chwytem retorycznym, oznacza umiar i pewien takt w formułowaniu sądów. Niestety, w tekście profesora Soroki a propos DFN umiaru brak, padają za to określenia błazenada, horror, bzdura, jest też mowa o robieniu z siebie idioty w kontekście wykładów festiwalowych. Ujmując rzecz metaforycznie, powiem, że retoryka jest jak arsenał ostrej broni, którą łatwo skaleczyć nie tylko innych, ale i siebie samego. Skoro więc już Autor kreuje się na "skromnego profesora", powinien swoje sądy miarkować.

Nieprzekonująco brzmią uwagi prof. Soroki na temat języka nauki.

Nieprzekonująco brzmią uwagi prof. Soroki na temat języka nauki. Zapytuje on, "jak mam mówić do słuchaczy o zawiłościach mechanizmu reakcji przegrupowania fosforynów trialkilowych do alkilofosfonianów dialkilowych, zwanej reakcją Arbuzowa, skoro oni nie znają hermetycznego języka chemii"? Pytanie to, w mniemaniu jego Autora, miało być retoryczne (mówiąc otwartym tekstem oznacza ono: nie mogę nauczyć tego słuchaczy, bo to za trudne, a oni za głupi), a w rzeczywistości jest demagogiczne. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że Festiwal Nauki nie jest konferencją naukową dla specjalistów, lecz imprezą popularyzującą wiedzę. Po wtóre dlatego, że profesor wyższej uczelni, który, jak sam twierdzi, nie potrafi w jasny sposób przekazać innym swej naukowej wiedzy ze swojej dyscypliny, powinien rozważyć, czy rola wykładowcy jest dla niego odpowiednia.

Co do braku motywacji uczniów, którzy na imprezy festiwalowe przychodzą całymi klasami, nigdzie chyba nie zdarzyło się trafić na grupę o identycznych zainteresowaniach. Problemem nie jest więc to, że tylko część słuchaczy z pokazu lub wykładu skorzysta, podczas gdy inni będą się nudzić. Taka sytuacja jest przecież normą także na wykładach akademickich. Chodzi raczej o to, że nie każdy wykładowca chce i potrafi podjąć wyzwanie, polegające na zainteresowaniu swych słuchaczy nowymi obszarami wiedzy. Przy okazji warto przypomnieć, że uczniowie to przeważnie osoby niepełnoletnie, za których bezpieczeństwo w godzinach lekcji odpowiada szkoła. Ze względów bezpieczeństwa nie jest więc możliwe zapraszanie młodzieży bez opieki nauczyciela.
Uwaga na temat niemożności czasoprzestrzennego pogodzenia udziału we wszystkich imprezach jest także niezrozumiała na tle reszty wywodu. Prof. Soroka twierdzi bowiem w jednym miejscu, że Festiwal to błazenada, ale po chwili ubolewa nad tym, że nie da się obejrzeć wszystkich imprez, ponieważ jest się w "innej czasoprzestrzeni". Jednak żaden człowiek nie wchłonie w tak krótkim czasie kilkuset wykładów czy pokazów, może natomiast wybrać te kilka imprez, które go szczególnie interesują. Ubolewanie nad brakiem możliwości uczestnictwa w jakiejś imprezie z powodu wygłaszania własnego wykładu jest także nieporozumieniem, ponieważ terminy takich spotkań ustalane są przez zgłaszających. Skoro prof. Soroka wybrał sobie zły dzień i godzinę wykładu, pretensje z tego powodu powinien kierować tylko pod własnym adresem. Tym bardziej że pierwszą zasadą organizacyjną DFN jest całkowita dobrowolność uczestnictwa.

Czy jednak w tekście prof. Soroki nie ma sugestii wartościowych? Oczywiście są. Imprezy pokazowe, głównie z chemii i fizyki, nie powinny być kojarzone jedynie z efektami wizualnymi. Potrzebne jest ich objaśnianie, a więc wytłumaczenie przyczyn i mechanizmów tego, co gołym okiem na ekranie albo pod mikroskopem, obserwujemy. Także postulat rozłożenia imprez popularyzujących naukę na cały rok wart jest zastanowienia.

Koszt festiwalu, biorąc pod uwagę uzyskiwane efekty, jest niewielki.

Inne postulaty prof. Soroki mają szczytny i ogólny charakter - może podpisać się pod nimi nie tylko naukowiec. Ich listę popieram więc w całej rozciągłości, mogę ją nawet twórczo rozwinąć. Podobnie jak mój Szanowny Adwersarz uważam więc, że nie należy marnować niczyjego czasu, że wiele czynności rytualnych życia zawodowego, na przykład zebrania, służy zaspokojeniu ambicji przełożonych albo celom towarzyskim, a nie merytorycznym, że nadmiar celebry nie może przysłaniać treści (a szczególnie jej braku), że nadmiar biurokracji szkodzi, że wszyscy uczeni oraz inni pracownicy mają prawo do realizowania swych twórczych ambicji w zasobnych laboratoriach lub w zaciszu biblioteki, pracując w atmosferze spokoju i życzliwości, że wreszcie zmorą nauki są pseudonaukowcy zadręczający swych kolegów i podwładnych wyimaginowanymi, niepotrzebnymi obowiązkami organizacyjnymi.

Tyle tylko, że Dolnośląski Festiwal Nauki jest, jak na polskie warunki, imprezą mało zbiurokratyzowaną, korzystającą z entuzjazmu młodych naukowców i doktorantów, którzy chcą upowszechniać wiedzę i budować korzystny wizerunek nauki, uczelni wyższych i instytutów. Koszt festiwalu, biorąc pod uwagę uzyskiwane efekty, jest niewielki. O potrzebie istnienia tej imprezy najlepiej jednak świadczą dziesiątki tysięcy odwiedzających nas gości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska