Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magda Kumorek: Jestem sobie ogrodniczka, mam nasionek pół koszyczka

Małgorzata Matuszewska
Magda Kumorek
Magda Kumorek Wojtek Wilczyński
O kopaniu ogródka, lepieniu garnków z gliny, karierze teatralnej i filmowej oraz o życiu w podwrocławskiej wsi rozmawiamy z Magdą Kumorek, aktorką Teatru Muzycznego Capitol i gwiazdą seriali "Samo życie" i "Teraz albo nigdy".

Jak się Pani współpracuje z Piotrem Dziubkiem - kompozytorem, aranżerem, a prywatnie Pani mężem?

(śmiech) Nasza współpraca ewoluuje, oboje mamy wrażenie, że w dobrym kierunku. Choć praca z mężem na scenie nie jest łatwa.

To praca w domu i dom w pracy?

Założyliśmy sobie, że nie przenosimy pracy do domu i spraw domowych do pracy, na ile to jest, oczywiście, możliwe. Jednak Piotr tworzy muzykę w domu, więc dźwięki do "Idioty", w którym gram w Capitolu, słyszałam nawet wcześniej niż reżyser spektaklu Wojtek Kościelniak. To było dość zabawne, bo przystępując do pracy nad spektaklem, znałam już doskonale warstwę muzyczną. Wcześniej, myśląc o wspólnej pracy przy "Idiocie", mówiłam Piotrowi, że nie wiem, czy kiedy będę mieć go obok siebie na scenie, grającego na akordeonie, zdołam oddać się pracy całkowicie. A rola Nastazji Filipowny wymagała całkowitego zatracenia. Bałam się, że przez cały czas będę miała włączoną kontrolkę w głowie: Piotr patrzy, co robię, a jego krytyka jest dla mnie ważna. Okazało się jednak, że ta wspólna praca jest możliwa.

Państwa syn tańczy, śpiewa?

Jest uzdolniony muzycznie. Nie śpiewa i nie chce śpiewać. Myślę, że będzie muzykiem. Na razie interesuje się grą na perkusji.

Piotr tworzy muzykę w domu, więc dźwięki do "Idioty", w którym gram słyszałam wcześniej niż reżyser.

Od pewnego czasu stale Pani występuje w galach Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Ma Pani jakąś ulubioną piosenkę w życiu?
Do piosenek, z którymi spotkałam się w pracy, mam olbrzymi sentyment. Bardzo ważna jest "Ditko i Donia" Jacka Kaczmarskiego. Przy pracy nad przedstawieniem "Galeria" otworzyła mi się nowa przestrzeń myślenia o piosence aktorskiej i własnych możliwościach. To był jeden z tych momentów w życiu, kiedy człowiek zatrzymuje się i myśli o najważniejszych sprawach. To było bardzo ciekawe doświadczenie na wielu poziomach i bardzo ważne.

Jestem związana z teatrem muzycznym, więc stale pojawiają się w moim życiu nowe piosenki. W ten sposób co chwilę mogłabym mieć nową miłość, bo wszystkie piosenki muszę umiłować, żeby móc z nimi wyjść na scenę.

Ma Pani wymarzoną rolę, niekoniecznie w teatrze piosenki?

Powoli marzę o teatrze dramatycznym. Mam wrażenie, że "Idiota", mimo że został zrealizowany w teatrze muzycznym, przez jakość procesu pracy dotknął teatru dramatycznego. Chciałabym zanurkować głębiej w tym kierunku.
Czuję kulę energii, gromadzącą się w środku mnie i nie chciałabym tej kuli roztrwonić. Patrząc na moje zawodowe życie, uważam, że przytrafiały mi się same dobre rzeczy będące trampoliną sprawiającą, że mogłam skoczyć gdzieś dalej i głębiej. Dlatego z ufnością patrzę w przyszłość i myślę, że coś dobrego na pewno mi się przydarzy.

Pani stronę internetową otwiera śpiewający ptak. Co to za gatunek?

Prawdę mówiąc, nie wiem. Jest na pewno symbolem wolności, wyrazem werbalnej strony mojego życia, tego, że wyrażam siebie m.in. głosem. Postrzegam ptaki jako filuterne, radosne istoty, związane z naturą, mówiące własnym głosem.

Chciałaby Pani wyfrunąć z Wrocławia?

Nie. Studiowałam w Warszawie, przez chwilę tam mieszkałam, ale bardzo świadomie uciekłam z tego miejsca.

Warszawa nie daje większych możliwości niż Wrocław?

Czuję kulę energii, gromadzącą się w środku mnie i nie chciałabym tej kuli roztrwonić.

Oczywiście, że daje większe możliwości zawodowe. Kiedy stamtąd wyjeżdżałam, wszyscy mi mówili, że ugrzęznę na prowincji. Odpowiadałam, że Wrocław nie jest prowincją. Dobrze mi z tym, że mieszkam tutaj, a tam często pracuję. To mi daje pewien rodzaj wolności i pewność, że nie przeniosę pracy na grunt domowy. Pracuję w Warszawie przez jakiś czas, mieszkam tam, a potem wracam do domu i mogę być wyłącznie mamą, gosposią, ogrodniczką.

Ma Pani ogród?

Mam. I jak tylko znajduję czas, sieję i sadzę wszystko, co możliwe. W tym sezonie co dwa tygodnie przynosiłam do pracy kosz pełen cukinii i kabaczków, bo bardzo obrodziły i nie mogliśmy ich wszystkich zjeść. Koledzy się śmiali, bo prawie ich błagałam, żeby coś zabrali do domu. Ogród jest moją przestrzenią medytacyjną, choć zaskoczyło mnie to odkrycie. Daje szansę na wypoczynek głowy i zmęczenie ciała.

Kto kopie ogród?

Ja. Nauczyłam się to robić i cieszę się , że to potrafię. Ile razy mąż mówi: "Daj, ja ci skopię ogródek", nie chcę. Sprawia mi to frajdę.

Praca w Warszawie to plany filmowe?

Plany i koncerty.
W serialu "Samo życie" grała Pani dziennikarkę. Odeszła Pani z powodu Frania?

Nie. Zaczęłam pracować w "Samym życiu", będąc jeszcze studentką. Z dzisiejszego punktu widzenia nie do końca byłam na tyle wewnętrznie ukształtowana, by świadomie decydować o drodze artystycznej. Ale nie uważam, że udział w "Samym życiu" był błędem, bo wiele się przy tym serialu nauczyłam: współpracy z ludźmi, pracy z reżyserem, kamerą, opanowania tekstu na pstryknięcie palców, pewnej plastyczności.

To był bardzo ważny etap życia. Po dwóch latach ciężkiej pracy - 6 dni w tygodniu po 10 godzin, bo tylko niedziele miałam na odespanie - stwierdziłam, że nie wiem, czego chcę, nie mam zawodowych marzeń, bo jestem tak zmęczona, że nie jestem w stanie zrobić czegoś innego. Myśl o tym, że czas zakończyć ten etap w życiu, dać sobie szansę na pomarzenie o tym, w jakim kierunku iść dalej, dojrzewała we mnie kilka miesięcy. Potem okazało się, że jestem w ciąży.

Jest Pani teraz na wakacjach. Gdzie?

Z małą grupką przyjaciół we włoskim Tyrolu. To spontaniczny wyjazd, na nic się nie nastawiałam. Pojechałam, żeby przewietrzyć głowę i zobaczyć coś nowego.

To pierwsze wakacje w tym roku?

Nie, były już tygodniowe - latem w Łagowie, piękny rodzinny czas. Wcześniej przez tydzień na warsztatach ceramicznych uczyłam się lepić i wypalać glinę.

Jest Pani ceramiczką?

Serial "Samo życie " to był bardzo ważny etap życia. Dwa lata ciężkiej pracy - 6 dni w tygodniu po 10 godzin.

Nie. Marzyłam od dawna, żeby spróbować pracy na kole, pracy z gliną, zobaczyć, jak to się szkliwi.

Ta przyjaźń jest trwała?

Glina "chodziła za mną" wiele lat. W klasie maturalnej miałam olbrzymią potrzebę wyrażania siebie również poprzez prace manualne, a że nie potrafię rysować ani malować, to z gliny, której nie trzeba wypalać, lepiłam figurki, różne dziwne stwory.

Myślę, że jeśli w wieku 30 lat spróbowałam tego na poważnie, to pewnie będzie to refren powtarzający się w moim życiu. Chciałabym mieć odskocznię od zawodu aktorki i robić czasem coś innego, na przykład ulepić dzbanek lub misę dla znajomych. To przecież jest cudowne, móc komuś dać własnoręcznie zrobioną filiżankę i widzieć, jak ktoś pije z niej herbatę.

Co jest teraz odskocznią od zawodu?

Póki co, odpoczywam po premierze. Zdałam sobie sprawę, jak głęboko siedziałam w przedstawieniu "Idioty". Przez kilka ostatnich tygodni nie było mnie, była postać na scenie. Teraz marzę o dalszych planach i zastanawiam się, co chciałabym dalej zrobić.

Co Pani lubi robić z synem?

Nie musimy nigdzie wyjeżdżać, żeby odpocząć, bo mieszkamy na wsi koło Wrocławia i wystarczy, że wyjdziemy przed dom, a już jesteśmy w plenerze. Różnie spędzam czas z Franiem. Odczytuję jego potrzeby, inspiruję go moimi pomysłami. Franio jest na etapie fascynacji grami typu "chińczyk". Kręci go wszystko, co pozwala bawić się kostkami i pionkami. To świetne na jesienny czas: gry, herbata i rozmowy.

Poza tym jest w takim momencie życia, że inne zabawy z mamą nie bardzo go kręcą, bo samochodzikami ze mną nie pojeździ, i nie postrzela. Martwi mnie, że bajki, które syn chce oglądać, są naładowane fantastyką nieodpowiednią dla pięciolatka, bo moim zdaniem nie umie jej odebrać właściwie. Na razie idolem Frania jest tato piszący muzykę.

Mieszkają Państwo na wsi. Opiekuje się Pani ogrodem czy także zwierzętami?

Nie musimy nigdzie wyjeżdżać, żeby odpocząć, bo mieszkamy na wsi koło Wrocławia.

Mamy dwa psy podwórkowe. Starsza suczka - udomowiona i mądra - jest z nami trzy lata. Od marca mamy drugą psinkę - wielką indywidualność i wciąż próbujemy się z nią dogadać. Przekracza najśmielsze wyobrażenie o tym, co pies może zrobić. Kochamy ją tak bardzo, jak nas denerwuje.

Jaki jest Pani dom rodzinny?

Urodziłam się w Pyskowicach, przez całą wczesną młodość mieszkałam w Gliwicach. Moi rodzice byli inżynierami, brat jest informatykiem. Można zatem rzec, że mój rodzinny dom był bardzo matematyczny, mieszkali w nim logicznie myślący ludzie. W dalszej rodzinie są artystyczne dusze i mama była otwarta na możliwość, że taki ptaszek jak ja może się rozwijać pod jej skrzydłami. Jestem jej za to wdzięczna, że dała mi szansę: najpierw zapisała do szkoły muzycznej, a potem pozwalała na fanaberie typu kółko teatralne czy studio teatralne, w końcu szkoła teatralna. Kibicowała mi, choć może nie do końca rozumiała, jak można się czymś takim fascynować w sensie zawodu, nie pasji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Magda Kumorek: Jestem sobie ogrodniczka, mam nasionek pół koszyczka - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska