Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świdnica wydała wojnę. Automaty muszą odejść

Małgorzata Moczulska
Specjaliści alarmują, że łatwa dostępność do automatów hazardowych prowadzi do masowych uzależnień
Specjaliści alarmują, że łatwa dostępność do automatów hazardowych prowadzi do masowych uzależnień Paweł Relikowski
Lokal z grami hazardowymi nie dostanie ulgi. Samorząd: premierze, pomóż nam walczyć.

Automaty o niskich wygranych są już nie tylko w barach i restauracjach. To także tysiące niewielkich punktów, gdzie rozkwita hazard. Od kilkunastu miesięcy w miastach i wsiach Dolnego Śląska, jak grzyby po deszczu, mnożą się miejsca, gdzie każdy może zagrać.

Prezydent Świdnicy Wojciech Murdzek postanowił zatrzymać tę lawinę. W 60-tysięcznym mieście takich automatów jest już prawie 120. Sposób ma prosty - bat finansowy.
- Jeśli ktoś ma u siebie automaty, to nie będzie mógł liczyć na zwolnienie z podatku od nieruchomości - tłumaczy prezydent Murdzek.

Dziś bowiem właściciel każdej restauracji, kawiarni czy hotelu w mieście może zaoszczędzić na podatku tyle, ile zainwestował w swój lokal. Sprawa jest o tyle bulwersująca, że te inwestycje to najczęściej zakup jednorękich bandytów, jak mówi się potocznie na automaty.

Samorządowcy przyznają, że problemowi przyjrzeli się po tym, jak w kraju wybuchła afera hazardowa. Liczą, że uda im się choć częściowo ukrócić ten proceder, bo ulgi w podatku sięgają nawet 15 tys. zł rocznie.
Chcą też wprowadzić zmiany, które będą utrudniały przekształcanie lokali użytkowych w punkty do gier.

O wsparcie w walce z jednorękimi bandytami samorządowcy poprosili premiera Donalda Tuska. Apel o zmiany w ustawie dotyczącej automatów trafił do jego kancelarii.
Chodzi o to, by punkty gry nie mogły uzyskać jakiejkolwiek pomocy publicznej. Inna propozycja to wprowadzenie rygorystycznych limitów - np. jeden punkt z automatami mógłby przypadać na 10 tys. mieszkańców. I kolejna rzecz - samorządy powinny decydować o udzieleniu zezwolenia na taką działalność.

Skąd takie radykalne kroki? Władze miasta wyliczyły, że mieszkańcy Świdnicy miesięcznie przegrywają na jednorękich bandytach około 2 mln zł. Te pieniądze mogliby przeznaczyć na zakupy, co z pewnością przyniosłoby całemu miastu większą korzyść.
Dziś na automatach zarabia przede wszystkim budżet państwa. Do kasy miejskiej wpływa jedynie część podatków płaconych przez firmy prowadzące hazardowe salony.
- Automaty dają złudną nadzieję na szybkie wzbogacenie się, a w rzeczywistości pustoszą nam kieszenie. Niestety, problem dotyka również osób, które nie narzekają na nadmiar gotówki - komentuje Wojciech Murdzek.

I rzeczywiście, okazuje się, że coraz więcej hazardzistów można spotkać w ośrodkach pomocy społecznej. Przegrywają zapomogi i zasiłki. Dlatego miasto od przyszłego roku chce przeznaczyć 150 tys. zł na specjalny program terapeutyczny, który pozwoli ludziom wyjść z hazardowego nałogu.
Z roku na rok liczba uzależnionych rośnie, bo automaty są łatwo dostępne. W 90-tysięcznej Jeleniej Górze jest ich obecnie ponad 240, w Wałbrzychu jest 21 salonów gier (w sumie ok. stu automatów). Według danych Urzędu Skarbowego, w Legnicy są 232 punkty.

Jeśli w lokalu znajduje się mniej niż cztery takie urządzenia, nie jest wymagana opinia gminy. Zdaniem prezydenta Legnicy Tadeusza Krzakowskiego, przepisy w tym zakresie są zdecydowanie zbyt liberalne. Wprawdzie nie ma skarg na użytkowników automatów, ale takie lokale stanowią coraz większe zagrożenie dla młodzieży, która może się w ten sposób uzależnić od hazardu.

- Dramaty ludzi uzależnionych, ich rodzin są równie bolesne jak problem z narkotykami i alkoholem. Tu też ludzie zostają bez domów, przegrywają majątki, popełniają samobójstwa i zaczynają kraść, by tylko mieć pieniądze na kolejną grę - tłumaczy dr Lubomira Szawdyn.

Jest ona nie tylko psychiatrą i psychoterapeutką uzależnień, ale także prekursorką lecznictwa odwykowego w Polsce, bo problemem zajmuje się od 45 lat. Jej zdaniem recepta na lawinowy wzrost uzależnień od hazardu jest jedna - trzeba zdecydowanie ograniczyć liczbę automatów do gier.

Takiego zdania jest coraz więcej osób. Wczoraj w Sejmie Ludwik Dorn ogłosił, że jego klub (Polska Plus) chce stopniowego wygaszania zezwoleń na prowadzenie działalności na automatach. Dzięki temu jednoręcy bandyci zniknęliby z lokali w ciągu sześciu lat.

Jest tysiąc
Na Dolnym Śląsku jest już tysiąc automatów do gier o niskich wygranych. W całej Polsce - 46 tys. Jeszcze 6 lat temu było ich zaledwie 4 tys. Wtedy jednak zezwolenia na ich postawienie musiały wydawać rady miast, a procedura uzyskania zgody była żmudna. W 2003 r. weszły w życie przepisy legalizujące grę na maszynach i od tego czasu mógł je mieć niemal każdy. I wielu z tego skorzystało. Rok później zarejestrowano w kraju ponad 14 tys. automatów. Dziś zezwolenie na ustawienie automatów do gry wydają izby skarbowe. Kosztuje ono 44 tys. zł. Właściciele punktów odprowadzają podatek ryczałtem - 180 euro miesięcznie od każdego automatu. Na jednej maszynie ustawionej w dobrym punkcie można miesięcznie zarobić 10-15 tys. zł.
Ubiegłoroczny zysk branży przekroczył 2,5 miliarda złotych.

Współpraca: PEKA, RS

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska