I znowu będzie mi opowiadała, jak nie pozwala w Halloween synom przebierać się za kościotrupy i gryźć jabłek wiszących na sznurkach. Bo ona jest Polką i ma inny (w domyśle mądrzejszy) sposób na oswajanie śmierci niż dynia z zapaloną w środku świeczką.
Rozumiem ją, bo ja też należę do osób, które uważają, że "Tradycja" to nie jest dobre imię dla dziewczynki (film "Miś"). I dlatego też irytują mnie pomysły urzędników z Wrocławia i z Warszawy. Ci pierwsi chcą zlikwidować ławeczki przy grobach i zrobić z cmentarzy parki z szerokimi alejkami.
Drudzy poszli dalej, bo proponują zmiany w ustawie o "grzebalnictwie" i chcą alternatyw dla cmentarzy, czyli przechowywania urn z prochami w domach lub rozsypywania ich w jakimś dowolnie wybranym, malowniczym miejscu. Nawet zaprezentowali w telewizji jedną taką modną urnę - w kształcie piłki dla zmarłego kibica. Stała obok "tradycyjnej" trumny dla byłego myśliwego... z wyrytymi na wieku jeleniami.
Jelenie pominę milczeniem, ale wrocławskim urzędnikom dedykuję jeszcze jedną wypowiedź mojej koleżanki zza oceanu. Otóż, gdy już wywali z domu wszystkie dynie, to idzie na pobliski cmentarz, by tak po polsku się zadumać nad bólem istnienia i zagadką nieistnienia. Pusto, cicho, szerokie aleje, żadnych ławeczek przy grobach (bo tam nawet grobów nie ma, tylko tabliczki) i żadnej żywej duszy - oprócz faceta z kosiarką strzygącego trawnik. W Ameryce tylko kosiarze chodzą często na cmentarz. Czy u nas będzie tak samo? Czy urzędnikom uda się zamienić polskie cmentarze w olbrzymie trawniki lub w spacerowe deptaki z krzyżami w tle?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?