25 października odbędzie się referendum. Rada miejska chce, by na rok przed upływem kadencji lubinianie dokonali oceny swego prezydenta i zdecydowali, czy powinien dalej sprawować tę funkcję. Jeśli do urn pójdzie co najmniej 30 procent uprawnionych mieszkańców i większość zagłosuje przeciwko Raczyńskie-mu, będzie musiał ustąpić.
Może zatem dojść do zmiany warty, na którą Platforma Obywatelska oraz stowarzyszenie Teraz Lubin czekają od lat. Tymczasem prezydent robi dobrą minę do złej gry.
- Jadę na ryby do Kunic - beztrosko deklaruje Robert Raczyński. - I będę zachęcał innych, żeby 25 października też pojechali sobie na ryby.
Bojkot zaleca Tymoteusz Myrda, szefujący prezydenckiemu ugrupowaniu Lubin 2006:
- Referendum to próba partyjnej manipulacji - mówi.
Zgodnie z tą strategią na ulicach Lubina nie rzucają się w oczy obwieszczenia z wykazem lokali wyborczych i terminem referendum. Wiszą sobie dyskretnie. Ale walka trwa.
Strategia prezydenta to obrona przez atak i odwrócenie uwagi od własnej osoby. Lubińska Spółka Inwestycyjna stara się więc przekonać opinię publiczną, że za dziurę, którą cztery lata temu wspólnie z niemieckim partnerem wykopała w Rynku, odpowiadają władze powiatu, bo odmówiły pozwolenia na budowę galerii handlowej bez parkingów. Krótko po ogłoszeniu referendum wykopy udekorowano billboardami z podobiznami starosty i wicestarosty, żeby nikt z wyborców nie kojarzył dziury z prezydentem.
Wystarczyło niewłaściwe skojarzenie i Marek Bubnowski, przewodniczący rady miasta, trafił przed sąd w trybie wyborczym. Ugrupowanie Lubin 2006 pozwało go za wywiad w Radiu Elka, z którego można było wywnioskować, że podstawą zwołania referendum przeciwko prezydentowi jest dziura w Rynku. To nieprawda, bo referendum jest konsekwencją nieudzielenia Robertowi Raczyńskiemu absolutorium za 2008 rok i dziura nie ma nic do rzeczy (choć głosując, lubinianie wezmą pod uwagę pełny bilans jego rządów).
Bubnowski zdziwił się, ujrzawszy kilka dni temu w centrum Lubina billboard ze swoim zdjęciem, nazwiskiem i treścią sprostowania, jakie zgodnie z sądową ugodą wygłosił w Radiu Elka. Okazało się, że reklamę zafundowało mu stowarzyszenie Lubin 2006.
- Chcieliśmy, by mieszkańcy dowiedzieli się o kłamstwie pana przewodniczącego - wyjaśnia Tymoteusz Myrda.
Na billboardzie z podobizną Bubnowskiego tłustą czcionką wyróżniono tylko fragment: "Prostuję nieprawdziwą informację, jakoby prezydent miasta Lubina Robert Raczyński odpowiedzialny był za dziurę w Rynku". Bledszym drukiem wydrukowano kluczową dla decyzji sądu końcówkę oświadczenia: "...i ta odpowiedzialność była powodem przeprowadzenia referendum lokalnego".
- To jest manipulacja, ale nie zamierzam pozywać jej autorów w trybie wyborczym - komentuje Marek Bubnowski. - Sąd to nie jest miejsce do rozstrzygania naszych lubińskich sporów. Wolę, żeby rozstrzygnęły się one 25 października przy urnach wyborczych.
Bubnowski przytacza cytat z czasów PRL-u: "Jeśli ktoś podniesie rękę na władzę ludową, to władza mu tę rękę utnie".
- W Lubinie jest podobnie. Kto krytykuje prezydenta, tego pozbawia się języka - dodaje Bubnowski.
Uwaga na efekt bumerangu
Z Romanem Baeckerem, politologiem z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, rozmawia Piotr Kanikowski
Czemu służy czarny piar?
Klasyczna kampania negatywna ma zniechęcić zwolenników przeciwnika, by np. nie wzięli udziału w referendum. Do wykorzystania jest cały szereg chwytów niemających często nic wspólnego z etyką. Wszystko zależy od pomysłowości sztabów i akceptowalności takich zachowań przez wyborców.
Czy to skuteczne?
Wyborcy niechętnie odnoszą się do kampanii pełnej brutalności i wyzwisk. Ale za to łatwo dają posłuch wszelkim aferom. Utopieni w nich politycy muszą dowieść, że nic ich z tą sprawą nie łączy, by wyjść z twarzą.
Czarny piar to chyba jednak ryzykowna metoda walki z przeciwnikiem?
Kampanii negatywnej towarzyszy wielokrotnie opisywany efekt bumerangu. Jeśli nie spełnia się pewnych zasad, to w końcu wyborcy odrzucają autora kampanii negatywnej. Klasycznym przykładem jest to, co zrobił Krzaklewski Kwaśniewskiemu. Mimo że informacje były prawdziwe, wyborcy uznali je za mało ważne, a Krzaklewski stracił.
Czy referendum na rok przed wyborami ma sens?
Tylko wtedy, kiedy dotyczy spraw żywotnie obchodzących daną społeczność. Z badań Andrzeja Piaseckiego wynika, że referenda nad odwołaniem władz samorządowych coraz częściej są skuteczne.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?