Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dyrektor Jakub Jarosz już odpiera stos oskarżeń

Michał Sałkowski
Praca Jakuba Jarosza zeszła w Zagłębiu na drugi plan. Niedługo zupełnie usunie się w cień
Praca Jakuba Jarosza zeszła w Zagłębiu na drugi plan. Niedługo zupełnie usunie się w cień Tomasz Folta
Co znaczy wsadzić kij w mrowisko, czyli dalszy ciąg zwolnień w KGHM Zagłębiu Lubin.

Pisaliśmy wczoraj o kadrowych zmianach w Zagłębiu. Pracę straci dyrektor sportowy Jakub Jarosz. Transferową inicjatywę przejmie trener Franciszek Smuda. Już dokonało się nieformalne ograniczenie kompetencji dyrektora Jarosza.

To wiąże się i z inną kwestią. Stosem testowych niewypałów, jaki w ostatnim czasie zasypał Lubin. Nad samymi sprawdzanymi zawodnikami pastwić się nie będziemy. Pochylimy się jeszcze nad polityką personalną.

Pod adresem dyrektora sportowego padło ostatnio sporo oskarżeń: niejasności przy transferach na przykład. Jak się na sprawę zapatruje sam zainteresowany?
- Nie rozumiem takiego sposobu dyskusji. Jeszcze bardziej dziwią mnie postawione zarzuty. Niejasność transferowa? Ja rekomenduję potencjalne transfery, ale do sformalizowania jest daleka droga. Sprawa przechodzi przez zarząd, radę nadzorczą, to są decydujące gremia. Gdyby już w tym miejscu pojawiły się jakieś wątpliwości, transfer by upadł - tłumaczy Jarosz.

Po chwili dodaje stanowczo: - Jeśli ktokolwiek ma zarzuty do mojej pracy, to dobrze byłoby, żeby rozmawiał ze mną profesjonalnie, twarzą w twarz, a nie załatwiał spraw za pośrednictwem mediów - komentuje.

Ustosunkowuje się też do swoich ostatnich zakupów.

Jakub Jarosz: Jak ktoś ma zarzuty do mojej pracy, niech wypowie je twarzą w twarz.

- Podaje się nieprawdziwe informacje do prasy, że za transfery Portugalczyków zapłaciliśmy duże pieniądze. Otóż, David Caiado jest wypożyczony na rok za 50000 euro z opcją kupna, w kontrakcie, w wysokości 250 tysięcy euro. A Fernando Dinis rozwiązał umowę z poprzednim klubem i przyszedł do nas z wolnego transferu! Bezgotówkowo! Mam twarde dokumenty dotyczące każdego transferu. Mogę je, jeśli taka będzie wola, przedstawić w każdej chwili. Nie robię rzeczy, które trzeba byłoby zamiatać pod dywan. Jestem profesjonalistą. Rozmawiałem z prezesem i zapewnił mnie, że nie ma żadnych zastrzeżeń co do merytoryki mojej pracy. Poza tym, w klubie istnieje system dekretacji - każdy ważny dokument podpisuje sam prezes. Odnoszę wrażenie, że to względy pozamerytoryczne zdecydowały o zerwaniu umowy - kończy.

Należy przyznać, że sam dyrektor po prostu czuje pismo nosem. Zwolnienie to odprawa, ale też alternatywne rozwiązanie.

Dziennikarski obiektywizm nakazuje udostępnić pole dyskursu pracodawcy. Wyroczni, co zdecyduje o dalszej polityce transferowej. Prezesa Zagłębia Jerzego Kozińskiego złapaliśmy w drodze ze służbowego spotkania we Wrocławiu.
- Nie będę oficjalnie zajmował stanowiska w tej kwestii. Niezręcznie mi jest rozmawiać o sprawach klubowych na łamach prasy. Nie ten czas, nie to miejsce - uciął.

Ot, dyplomacja. Zegar jednak tyka. Jeśli postanowienie nabierze mocy i rozwiąże języki, nadejdzie czas, by zastanowić się, czy powierzanie decyzji transferowych tylko Smudzie (bez menedżera sportowego) jest optymalne. Jeśli tak, to w porządku, choć trzeba konsekwencji (patrz: historia Oresta Lenczyka w Zagłębiu i jej wylotowy finał).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska