Granatowe garnitury, krawaty w tym samym kolorze z logo MPK i niebieska koszula w paski. Również służbowa. Tak od dziś wygląda większość wrocławskich kontrolerów biletów Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego.
- To nie są łapacze, tylko kontrolerzy biletów. Mają być widoczni i rozpoznawalni. I w ten sposób skłaniać pasażerów, by kasowali bilety - tłumaczy Witold Turzański, prezes wrocławskiego MPK.
W eleganckich, służbowych strojach będzie pracowało 59 z 93. Dlaczego nie wszyscy? Ze względów ekonomicznych.
W MPK tłumaczą, że początkowo zakładali, że wszyscy sprawdzający bilety będą pracownikami tego przedsiębiorstwa. Ale po dokładnym policzeniu kosztów okazało się, że część musi zostać zatrudnionych na umowę-zlecenie. To właśnie oni będą pracować po cywilnemu, a ich zarobki zależą od tego, ilu złapią gapowiczów.
Pomysł MPK, które kontrolą biletów zajmuje się od lipca (przejął ten obowiązek od Zarządu Dróg i Utrzymania Miasta), jest prosty. Mundurowi są widoczni, ale nie biegają za gapowiczami, jeśli ci uciekają z autobusów. Tym zajmują się ludzie zatrudnieni na umowę-zlecenie.
Odkąd MPK zajmuje się kontrolą biletów, złapanych zostało 13 tysięcy gapowiczów. Oznacza to, że spółka zarobiła na kontroli już 1,5 mln zł.
- Poprawiliśmy także windykację. Wysyłamy wezwania przedsądowe do zapłaty i przynosi to skutki - mówi Witold Turzański.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?