Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłoradzice już się boją węgla

Piotr Kanikowski
Stanisława Śliczna do Miłoradzic przyjechała prosto z Sybiru, jako 19-letnia dziewczyna
Stanisława Śliczna do Miłoradzic przyjechała prosto z Sybiru, jako 19-letnia dziewczyna Piotr Krzyżanowski
Stefanię Śliczną Rosjanie wywieźli na Sybir. Po latach polski rząd chce wysiedlić ja z całą wsią.

W Miłoradzicach - jednej z 36 wiosek leżących na terenie przyszłej odkrywki - jest kościół, sklep spożywczy, ośrodek zdrowia, świetlica z przedwojenną salą taneczną na resorach, stary dąb w parku i domy, w których mieszka 340 ludzi. Wszystko to ma zniknąć w wielkiej dziurze z węglem na dnie.

Wiesław Rydel budował się w Miłoradzicach jako pierwszy. Był rok 1982, sam początek stanu wojennego. Cwani urzędnicy zaznaczyli w decyzji, że Rydel stawia dom na własne ryzyko i gdyby doszło do budowy kopalni, to rodzinie nie należy się żadne odszkodowanie. Więc Wiesław Rydel nawet nie liczy na pieniądze.

Wcześniej jacyś geolodzy chodzili po polach, jakieś odwierty robili - ludzie mówili, że węgiel brunatny pod wsią znaleźli. Któż teraz policzy, ile chałup poniemieckich, ile stodół przez ten ich węgiel poszło na zatracenie? Waliły się, bo władza nie pozwalała na kapitalne remonty, chcąc w razie czego zaoszczędzić na wykupie nieruchomości. Już wtedy Miłoradzice były skazane na zagładę.
- Postanowiłem zaryzykować, bo gdzieś trzeba było mieszkać - Wiesław Rydel zaciąga się dymem z papierosa, wspierając się mocniej o rdzawe ogrodzenie. Pobudował się naprzeciwko kościoła, obok poniemieckiego domu, w którym wychowali go rodzice - repatrianci ze Wschodu, przywiezieni tu pierwszym transportem w 1945 roku. Myślał jak wszyscy, że jeśli państwu naprawdę zależałoby na tym węglu, to dawno zrobiłoby wykop, zamiast czekać nie wiadomo na co.

25 lat przepracował w Spółdzielni Kółek Rolniczych w Miłoradzicach. Tu się ożenił i wychował dwoje dzieci. SKR rozwaliła komuna. Wiesław Rydel zachorował, dostał rentę i tak powolutku dociągnął do roku 2009, kiedy stary demon - kopalnia - znowu zaczął go straszyć w snach.
- Tu zatyka - mówi, kładąc dłoń na gardle. - Córkę będę wydawał w lipcu. Mam działkę przekształconą na budowlaną, chciałem jej dom postawić. Ale co mi z działki, jak wsi nie będzie?
Rydel za żadne skarby nie da się wyrzucić z domu na poniewierkę. Zapowiada, że choćby miał się położyć na skarpie, nie opuści gospodarstwa.

Któż teraz policzy, ile chałup poniemieckich, ile stodół przez ten ich węgiel poszło na zatracenie?

Ale Kazimierz Dyrba wie, że opór nic nie da. Ludzie to mróweczki maleńkie, a kopalnia wielka - zrobi z nimi, co zechce. Więc Dyrba weźmie odszkodowanie i wyjedzie z Miłoradzic, choć żal mu wioski, gdzie spędził całe życie.

Jego matka, Karolina Dyrba, 77-letnia drobna staruszka o nieśmiałym, dziewczęcym uśmiechu, na cmentarzu ma męża i trzech innych synów. Przyjechała na Ziemie Odzyskane w bydlęcym wagonie z Jagielnicy w powiecie czortkowskim (województwo tarnopolskie). Z przerażeniem myśli, że znowu przyjdzie jej się tułać po świecie z tabołami.
Stanisława Lubaś też pamięta te bydlęce wagony, strach przed banderowcami i wszy, co żywcem ludzi jadły. Była ośmioletnią dziewczynką, jak Ruscy przywieźli ją do Miłoradzic. To była wówczas obca, poniemiecka wioska, z szyldami malowanymi szwabachą i ewangelickim cmentarzem przy kościele. Dziś ma tu grób ojca, matki, dwóch braci, babci. Chciałaby kiedyś spocząć obok nich.
Bronisława Zaleska (dwoje dzieci, mąż i teściowa na miłoradzickim cmentarzu) w 1945 roku wysiadła z pociągu wraz z innymi repatriantami. Miała 19 lat. Dziś ma 83. Nie wyobraża sobie życia w innym miejscu.

- Ci ludzie już raz przeżyli piekło wyrzucenia z domów. I kiedy myśleli, że doczekają śmierci w spokoju, ktoś chce ich wysiedlić po raz drugi - oburza się sołtys Stanisław Rzempowski.
Rok temu - gdy o kopalni zrobiło się głośno - Marek Brojanowski, prezes Stowarzyszenia Wiejskiego Dialog-Rozwój-Ekologia z Miłoradzic, wysłał listy do premiera Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego. "Mieszkańcy wsi to w większości rodziny przesiedleńców, którzy raz już przeżyli dramat utraty swojego majątku ziemskiego, swoich domów. Minęło wiele lat, zanim zaaklimatyzowali się na Ziemiach Odzyskanych. Dla tego społeczeństwa okrucieństwem jest ponowne wysiedlanie. Na podstawie decyzji rządu z lat 70. o odstąpieniu od projektu eksploatacji złóż węgla brunatnego "Legnica" wiele tysięcy osób zdecydowało się na wybudowanie tu swoich domów, zainwestowanie życiowych oszczędności w swój własny kawałek ziemi. Informacje o próbach odzyskania swoich przedwojennych majątków przez Niemców stale budzą w nas niepokój; teraz jesteśmy zastraszani wizją wysiedleń przez rząd polski". List kończył się apelem o odstąpienie od planów budowy kopalni węgla brunatnego pod Legnicą i zostawienie tego bogactwa przyszłym pokoleniom.

Stanisława Lubaś też pamięta te bydlęce wagony, strach przed banderowcami i wszy, co żywcem ludzi jadły.

Politycy zignorowali te prośby. Stanisława Śliczna (84 lata) znów więc nuci piosenki, które śpiewała na Sybirze:"O, żegnaj Polsko, żegnaj chato miła./ O, żegnaj ziemio, któraś nas karmiła./ Żegnaj słoneczko i gwiazdy złociste,/ bo nas wywożą z ziemi ojczystej". Siedzimy na ławeczce w ganku wśród róż i powtykanych między krzewy plakatów "Stop odkrywce". Domek jest malutki, zadbany, przytulny. Ani śladu po rzeźni, która była tu za Niemca.

Wtedy jeszcze Stanisława Śliczna mieszkała koło Lwowa. - W 1939 naszą okolicę zajęli hitlerowcy, Ruscy się cofnęli. Ale 10 lutego 1940 roku wrócili po nas, wywlekli z domu, pognali na stację. Siostra umarła, jak nas wieźli, stłoczonych jak śledzie, na Sybir. Ruscy wzięli zmarłą za nogi i wyrzucili z wagonu, nawet nie wiem, gdzie.
Po 6 latach zesłania z matką i pięciorgiem rodzeństwa Stanisława Śliczna wróciła do Polski. W Miłoradzicach dostali dom i 9 hektarów pola. Miała 19 lat. Pracowała w Gromadzkiej Radzie Narodowej, wyszła za mąż, wychowała dzieci i była tu naprawdę szczęśliwa.

- Mieszka tu jeszcze jedna siostra. A ja najstarsza - uśmiecha się pani Stanisława. - Po trzech zawałach, jednym wylewie, ale żyję. Już myślałam, że będzie spokój, a oni znowu z tą kopalnią...
Rodzice Daniela Barana przeprowadzili się do Miłoradzic w 1967 roku.

- Pamiętam, że jak byłem bajtlem, robiono koło wsi odwierty - opowiada. - Do lat osiemdziesiątych nie wydawali zezwoleń na robienie przybudówek ani remonty. Później to się pozmieniało. Gmina zaczęła inwestować w infrastrukturę i dzisiaj mamy wszystko: wodociągi, kanalizację, telefon i internet w każdym domu. Mnóstwo pieniędzy władowano w remont domu kultury, gdzie poza parkietem na resorach jest siłownia i kilkadziesiąt ogólnodostępnych komputerów dla mieszkańców. Mamy niedawno odnowiony ośrodek zdrowia, dostosowany dla potrzeb osób nie-pełnosprawnych.
Wioski w okolicy Lubina przeżywały w ostatnich latach inwestycyjny boom. Według szacunków gminy pobudowały się w nich 4 tysiące ludzi. To już nie tylko wiekowe, poniemieckie domy, ale całe osiedla wystawnych willi.

Radosławowi Owczarkowi, który w Miłoradzicach prowadzi firmę zajmującą się tynkowaniem ścian i sufitów, trudno uwierzyć, że ktoś mógłby po tym wszystkim po prostu przejechać buldożerem.
- Moja rodzina włożyła w remont domu około 200 tys. złotych. Nikt nam nie zwróci tych pieniędzy, bo odkąd zaczęto mówić o powstaniu kopalni, wartość nieruchomości w okolicy ciągle spada - mówi Radosław Owczarek. - Ale co z ludźmi? Młodzi może jeszcze jakoś sobie poradzą w nowym otoczeniu, ale starsi poumierają, jak im kopalnia zabierze domy. Nie przesadza się przecież starych drzew.

Po 6 latach zesłania z matką i pięciorgiem rodzeństwa Stanisława Śliczna wróciła do Polski.

- Część młodych liczy na miejsca pracy w kopalni i w jej otoczeniu. Ja w nie nie wierzę - deklaruje Daniel Baran. Pracuje na miedzi i widzi, jak z całego kraju ciągną do Lubina górnicy z różnych regionów Polski. Według niego, tak samo będzie z odkrywką: przyjadą setki ludzi zwolnionych z Bełchatowa i Turoszowa, a dla miejscowych pracy nie będzie.

Baran pójdzie na referendum w niedzielę.
- Dopóki będę miał nadzieję, zrobię wszystko, żeby ta kopalnia nie powstała. Jeśli przegramy, wezmę odszkodowanie i będę sobie szukał miejsca gdzieś daleko stąd - zapewnia.

Cały dodatek "Czy budować odkrywkę" znajdziecie w piątek w Magazynie "Polski-Gazety Wrocławskiej".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska