Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Korona Kielce - Śląsk Wrocław 1:1.

Mariusz Wiśniewski
Vuk Sotirović ponownie zdobywa gole. Serb pokazał, że posiada duży instynkt strzelecki
Vuk Sotirović ponownie zdobywa gole. Serb pokazał, że posiada duży instynkt strzelecki Tomasz Hołod
Powrót Vuka, czyli: obrońcy, możecie zacząć się bać.

- To była najsłabsza pierwsza połowa w wykonaniu mojego zespołu, od kiedy przyjechałem do Polski prowadząc Śląsk i później Jagiellonię. W pierwszej połowie byliśmy nieobecni - stwierdził na pomeczowej konferencji prasowej trener Śląska Ryszard Tarasiewicz.

Wrocławianie do przerwy praktycznie nie istnieli i tylko szczęściu zawdzięczali, że nie stracili gola. Bliski zdobycia gola był między innymi Ernest Konos, Edi Andradina i Nikola Mijailović, który straszył strzałami z dystansu.

Śląsk w żadnym elemencie nie przypominał zespołu sprzed tygodnia z meczu z Legią Warszawa. Brakowało agresji, ale za to było dużo nieporozumień i kopania piłki na zasadzie, aby jak najdalej od bramki. Wrocławianie nie grali w piłkę, ale ją kopali. Pierwszą groźną akcję zakończoną celnym strzałem Śląsk przeprowadził dopiero w 36 min. Uderzał Sebastian Dudek, ale Radosław Cierzniak nie miał problemu z obroną.

Po przerwie podopieczni Ryszarda Tarasiewicza spisywali się nieco lepiej, ale nadal przeważali gospodarze. Prawdziwe emocje rozpoczęły się w ostatnich 20 minutach.
Zaczęło się od czerwonej kartki dla Piotra Celebana za faul na Andradinie. Według Roberta Małka, zawodnik Korony wychodził na czystą pozycję, ale zupełnie innego zdania byli wrocławscy gracze, co skończyło się żółtymi kartkami dla Krzysztofa Ulatowskiego i Janusza Gancarczyka. I wydaje się, że pretensje były jak najbardziej słuszne.

Kilka minut później gospodarze dopięli swego, w czym duży udział miał Wojciech Kaczmarek. Po dośrodkowaniu Jacka Kiełba, bramkarz Śląska wypuścił piłkę z rąk. Strzał Cezarego Wilka został jeszcze zablokowany, ale dobitka Andradiny trafiła do siatki.
- Starałem się mobilizować moich zawodników, mimo że graliśmy w dziesiątkę. Jakiś stały fragment gry czy przypadkowy strzał może wpłynąć na korzystny rezultat - opowiadał Tarasiewicz.
Korona prowadziła i nadal nacierała. Ale po stracie gola i grając w dziesiątkę Śląsk też starał się grać do przodu. I lepiej to wychodziło niż wcześniej. Spotkanie zrobiło się o wiele bardziej ciekawe i emocjonujące.

Była 89 min i miejscowi kibice zaczęli już świętowanie, kiedy piłka trafiła na siedemnasty metr do Tomasza Szewczuka.
- Strzelałem - przyznał po meczu Szewczuk.
Piłka na pewno nie wpadła- by do bramki, ale po drodze trafiła na Vuka Sotirovicia, który sprytnie dołożył nogę i wpakował ją do siatki. Poza sektorem, gdzie siedzieli kibice Śląska, stadion umilkł. Szalała ławka rezerwowych gości i Sotiriović, dla którego był to pierwszy mecz w tym sezonie, po kontuzji mięśnia.

- Chłopcy są świadomi, chwalę ich zawsze, gdy dobrze grali, nawet, gdy spotkanie kończy się porażką. Dzisiaj zagrali słaby mecz, ale walczyli do końca i się opłaciło - zakończył Tarasiewicz .
Szewczuk natomiast stwierdził wprost: - Remis wywalczony w takich okolicznościach, gdy przegrywaliśmy i graliśmy w dziesiątkę, można uznać za sukces.

Kielczanie natomiast nie mogli uwierzyć w remis. - Żal mi strasznie tego spotkania, bo drużyna włożyła ogromne serce i mnóstwo zaangażowania w ten mecz. Mieliśmy dużo sytuacji bramkowych, ale zabrakło nam sprytu, żeby utrzymać korzystny wynik do końca - mówił po meczu trener Korony Marek Motyka.
Piłkarz meczu
Vuk Sotirović Wyróżnienie za gola i dobrą wróżbę na następne mecze.
Że Vuk Sotirović to groźny napastnik, nie trzeba nikogo przekonywać. Problem w tym, że zawodnik od roku więcej czasu spędzia na kozetce masera niż na boisku. Kiedy wydaje się, że już jest wszystko w porządku z jego zdrowiem, szybko łapie kolejny uraz. W Kielcach pokazał, że jeżeli zdrowie będzie dopisywało, może być mocnym punktem zespołu. A jeżeli tak się stanie, przynajmniej na jakiś czas temat sprowadzenia napastnika na Oporowskiej ucichnie, a przynajmniej będzie mniej palący. Ale warunek jest jeden - Vuk Sotirović musi być zdrowy.

Antybohater meczu
Robert Małek. W Białymstoku w meczu z Jagiellonią Robert Małek nie podyktował ewidentnego rzutu karnego dla Śląska. Minęło kilka tygodni i ponownie sędzia z Zabrza skrzywdził wrocławski zespół. Tym razem wyrzucił z boiska Piotra Celebana za faul na wychodzącym, według Małka, na czystą pozycję Edim Andradinie. Błąd był ewidentny. Trzeba wierzyć, że to tylko przypadek. Tak jednak na wszelki wypadek, chyba byłoby lepiej, gdyby Małek Śląskowi już nie sędziował.

Puchar w środę
Ze względu na tragedię w kopalni Wujek-Śląsk i ogłoszenie przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego dwudniowej żałoby narodowej, mecz Pucharu Polski pomiędzy Dolcanem Ząbki a Śląskiem został z wtorku przełożony na środę (godz. 16). Mimo zmiany terminu zespół, tak jak było w planach, nie wrócił do Wrocławia po meczu z Koroną w Kielcach, tylko pojechał do Zielonek, gdzie się będzie przygotowywał do potyczki z Dolcanem.

Korona Kielce - Śląsk Wrocław 1:1 (0:0)
Widzów: 11000.
Bramki: Andradina 78 - Sotirović 89
Sędziował: Robert Małek (Zabrze).
KORONA: Cierzniak - Kuzera (70 Edson), Markiewicz, Hernâni, Mijailović - Łatka, Wilk, VukovićI, Sobolewski - Andradina (84 Gajtkowski), Konon (55 Kiełb).
ŚLĄSK: Kaczmarek - SochaI, CelebanI, Spahić, PawelecI - M. Gancarczyk (65 Sotirović), Łukasiewicz, Ulatowski, Dudek (90 Fojut), J. GancarczykI (81 MilaI) Szewczuk (87 Biliński).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska