Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siatkówka krąży w genach

Jakub Guder
Maciej Jarosz (w środku) z synami Jakubem (z lewej) i Marcinem. Wszyscy grali we wrocławskiej Gwardii
Maciej Jarosz (w środku) z synami Jakubem (z lewej) i Marcinem. Wszyscy grali we wrocławskiej Gwardii Archiwum prywatne
Najpierw Zbigniew, potem Maciej, teraz Jakub. Wszyscy zaczynali swoją karierę w Gwardii Wrocław, wszyscy grali w reprezentacji. Teraz w rodzinie Jaroszów pojawiło się złoto ME.

Swoje trzy srebrne medale oddałbym za jeden złoty - mówi Maciej Jarosz, ojciec Jakuba, mistrza Europy z siatkarską ekipą trenera Daniela Castellaniego. - Ja trzy razy musiałem słuchać hymnu radzieckiego, on stał na najwyższym stopniu podium i słuchał Mazurka Dąbrowskiego - dodaje po chwili.

Kuba jest już trzecim pokoleniem, które w rodzinie Jaroszów gra w siatkówkę. Jego dziadek, Zbigniew, po wojnie z Nowego Sącza przeniósł się do Strzelc Opolskich. Potem trafił na Akademię Wychowania Fizycznego we Wrocławiu. Tam studiował i grał w AZS-ie Wrocław. Siatkówkę wybrał, bo był wysoki.

Ze swoimi 191 cm był w tamtych czasach jednym z najwyższych zawodników w lidze. W latach 60. Przeniósł się do Gwardii Wrocław, z którą zdobył mistrzostwo Polski. Występował też w kadrze narodowej, ale takich sukcesów, jak później syn i wnuk, nie odnosił. Swoją żonę Marię, która na Dolny Śląsk przyjechała z Wilna, poznał już we Wrocławiu. Wielokrotna mistrzyni Polski w pływaniu, też pochodziła ze sportowej rodziny. Było jasne, że ich syn Maciej też wybierze sportowe areny.

A stało się to bardzo szybko - Maciej na pierwsze zgrupowania do Jeleniej Góry trafił gdy miał... 2,5 roku. Kręcił się po sali i od najmłodszych lat patrzył na siatkarskie treningi.
- Tak samo było z Kubą, od początku przesiąknął tą atmosferą. Chociaż on krótko trenował pływanie, a ja właściwie ani przez chwilę nie myślałem o innym sporcie - przyznaje ojciec mistrza Europy.

On siatkarską karierę zaczął w II LO na Biskupinie, gdzie mieszkał. Tam też poznał swoją przyszłą żonę Iwonę.
- Byłem w drugiej klasie i wtedy w nowym roczniku pojawiła się fajna dziewczyna. Poznaliśmy się mając 16-17 lat i od tego czasu jesteśmy ze sobą. W przyszłym roku minie 30 lat od ślubu - uśmiecha się Maciej Jarosz.

Szybko okazał się lepszy od swoich rówieśników i w 1975 roku przeniósł się do Gwardii Wrocław. Trafił na złoty okres klubu. W latach 1980-1982 drużyna z Krupniczej pod wodzą trenera Władysława Pałaszewskiego trzykrotnie okazywała się najlepsza w kraju, a w 1981 roku wywalczyła III miejsce w Pucharze Europy.
Jarosz dostał się w 1976 roku do reprezentacji kraju prowadzonej przez Huberta Wagnera.
- Szanuję trenera Wagnera do tej pory, ale nie ukrywam, że nie mogliśmy się dogadać. Może rzeczywiście na boisku spotkały się dwie mocne osobowości? - zastanawia się.

Gdy Wagner w 1983 roku ponownie obejmował kadrę, Jarosz zrezygnował z gry w narodowych barwach. Do tego czasu zdążył trzykrotnie zdobyć wicemistrzostwo Europy. W finale zawsze lepszy okazywał się zespół Związku Radzieckiego.
- Trzeba przyznać, że przegrywaliśmy wyraźnie, ale polityki w sporcie wtedy nie było. Przyjaźniliśmy się z zawodnikami, szczególnie ze Wschodu - wspomina były trener Gwardii.

Na Zachód pierwszy raz wyjechał w połowie lat 70., na mistrzostwa Europy juniorów.
- Gdy wysiadłem z pociągu w RFN i zobaczyłem sklepowe wystawy, nie mogłem od nich oderwać oczu - przyznaje. Oczywiście, jak dla wszystkich wtedy, wyjazd za żelazną kurtynę był okazją do handlu, bo premie za mistrzostwa kraju były niewielkie - 300 zł wystarczało na jedną kolację z żoną.

25 lat później w tej samej drużynie przygodę z siatkówką zaczynał Kuba. Tyle szczęścia, co ojciec, nie miał i po klubowe sukcesy musiał sięgać z zespołem spoza Dolnego Śląska. Zanim się to jednak stało, z powodzeniem występował w juniorskich reprezentacjach kraju. W 2005 roku wywalczył mistrzostwo Europy kadetów i tytuł najlepszego gracza turnieju.

Ale to ten rok jest dla niego przełomowy: ze Skrą Bełchatów wywalczył mistrzostwo i Puchar Polski, a z reprezentacją, w której na dobrą sprawę niedawno zadebiutował, sięgnął po złoty medal mistrzostw Europy. Jest zawodnikiem dynamicznym, a na boisku przypomina ojca. Podobny ognisty kolor włosów, ten sam temperament i pewność siebie. Nawet po nieudanej akcji nie spuszcza głowy.
Jakub urodził się w Nysie, ale krótko potem z całą rodziną wyjechał do Belgii.
- W PRL-u był przepis, że zawodnik mógł opuścić kraj dopiero w wieku 30 lat. Wtedy właśnie wyjechałem z Polski, choć przecież już wcześniej miałem oferty.

W Beneluksie rodzina Jaroszów mieszkała do 1995 roku. Na początku lat 90. Maciej doznał poważnej kontuzji i przestał grać, ale klub natychmiast zaproponował mu posadę trenera. W pewnym momencie, kiedy Kuba miał iść do szkoły podstawowej, a jego starszy brat Marcin do liceum, rodzina postanowiła wrócić do Polski, szczególnie że sprawy w klubie nie układały się najlepiej. Przyszły mistrz Europy lepiej posługiwał się językiem niderlandzkim niż polskim.

Gdy w meczu mistrzostw Europy z Francją Jakub wchodził na boisko, Maciej Jarosz siedział w telewizyjnym studiu i nie mógł oglądać meczu swojego syna. A ten tego dnia zagrał koncertowo i przez wielu uznany został za najlepszego zawodnika meczu.

Jak przyznają obaj, w domu nie rozmawiają o siatkówce.
- Staramy się omijać ten temat. Ja nie komentuję występów syna, zresztą podobnie robił mój ojciec, kiedy grałem w Gwardii.

Kiedy rozmawiam z Maciejem Jaroszem, kilkakrotnie dzwoni do niego telefon. Wszyscy chcą porozmawiać lub spotkać się z Jakubem.
- Ale ja sprawuję tylko funkcję ojca. Czasem pomagam w niektórych sprawach. To wszystko - śmieje się ojciec medalisty. - Jestem bardzo dumny z syna. Potrafi pogodzić studia na wrocławskim AWF-ie z grą na najwyższym poziomie, a nikt mu nie idzie na rękę - dodaje po chwili. - Mój ojciec zawsze powtarzał: daj z siebie minimum w szkole, maksimum w sporcie - kończy Maciej Jarosz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska