Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oskarżony za rzeź

Zygmunt Mułek
Łukasz M. wczoraj w sądzie nie przyznał się do winy
Łukasz M. wczoraj w sądzie nie przyznał się do winy Fot. Piotr Krzyżanowski
Na wokandzie jeden z najokrutniejszych mordów w dziejach Legnicy.

Przed legnickim Sądem Okręgowym rozpoczął się wczoraj proces Łukasza M. (19 lat), oskarżonego o popełnienie jednej z najbardziej makabrycznych zbrodni w powojennych dziejach miasta.

Policjanci wprowadzili go skutego kajdankami. Wysoki, krótko ogolony młody człowiek, o twarzy bez wyrazu. Ubrany jak na wakacjach: krótkie spodenki, T-shirt. Sędzia Witold Wojtyło kręci z niedowierzaniem głową i tłumaczy oskarżonemu: - Sąd to instytucja wymierzająca sprawiedliwość. Proszę na przyszłość dostosować ubiór do tego miejsca.

Łukasz M. potwierdza, że zrozumiał. Później z kamienną twarzą wysłuchuje aktu oskarżenia. Prokurator Arkadiusz Kulik przez pięć minut wylicza ciosy, które M. zadał kobiecie. Pastwił się nad nią tłuczkiem do rozbijania mięsa. Zniszczył cztery noże. Policjanci, którzy niejedno widzieli, na widok zmasakrowanego ciała odwracali głowy i wymiotowali.

Prokurator Arkadiusz Kulik przez pięć minut wylicza ciosy, które M. zadał kobiecie.

Ta zbrodnia wstrząsnęła Legnicą. Był 7 listopada minionego roku. Ofiara, Urszula J., żyła z dziadkiem Łukasza M. Gdy ten zmarł, przygarnęła chłopaka do siebie, bo matka wyrzuciła go z domu. Kobieta lubiła wypić, ale wszyscy, którzy ją znali, mówili, że miała złote serce. Ale gdy Łukasz M. wyniósł z domu pralkę i inne cenne rzeczy, kazała mu się wynosić. Zamieszkał w noclegowni. Pracował dorywczo, pił alkohol, zażywał narkotyki.

W dniu morderstwa wypił z kolegą dwie butelki wódki. Wieczorem wszedł do kamienicy, w której mieszkała Urszula J. Wykopał drzwi. Ponoć pili razem wódkę, potem się pokłócili. Zdaniem prokuratury chłopak chwycił za nóż.
Zmasakrowane ciało kobiety znalazła jej koleżanka. Łukasz J. uciekł z mieszkania. Kupił w kiosku papierosy i poszedł spać do pobliskiej kamienicy. Tam, kilka godzin po zabójstwie, znaleźli go policjanci. Spał na klatce schodowej. Był cały umazany krwią. Na początku przyznał się do morderstwa. Powiedział, że kobieta uderzyła go w twarz. To miał być powód. Pokłócili się. Chwycił za nóż. Uderzył nim kilkakrotnie kobietę. Wybiegł z mieszkania, nie pamięta, czy Urszula J. jeszcze żyła.

Później zmienił zeznania. W sądzie twierdził, że to nie on zabił. A kto? Zrzucił winę na kolegę, z którym razem weszli do mieszkania ofiary.
- Znam go, ale honor nie pozwala mi go zdradzić - zeznawał.

Twierdzi, że przyznanie się do zbrodni wymusili na nim policjanci.
Łukasz J. jest także oskarżony o dwa inne, poważne przestępstwa. W sierpniu minionego roku, po tym jak Urszula J. wyrzuciła go z mieszkania, przyszedł do swojej znajomej. Pili wódkę. Gdy gospodyni kazała mu wyjść z mieszkania, wpadł w szał. Kilkakrotnie uderzył kobietę nożem. Przerażona, ratowała się, wyskakując z okna na pierwszym piętrze. Cudem przeżyła.
Kilka miesięcy później, w noclegowni, skopał do nieprzytomności bezdomnego mężczyznę. Zrobił to bez powodu. Nagle wpadł w szał i wyżył się na tym człowieku.

Obrona sugerowała, że Łukasz M. może być niepoczytalny.

Do pobicia mężczyzny Łukasz M. się przyznał. Natomiast twierdzi, że nie zna kobiety, która wyskoczyła przez okno.

Obrona sugerowała, że Łukasz M. może być niepoczytalny. Psychiatrzy poświęcili na jego zbadanie tylko dziewięć minut, co - zdaniem adwokata - nie wystarczy, aby rzetelnie postawić diagnozę. Sędzia Witold Wojtyło zapowiedział, że poruszy ten wątek podczas przesłuchania biegłych. Oskarżonemu grozi dożywocie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska