Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kibice poczekali z trąbieniem na zakończenie recitalu

Hanna Wieczorek
Andrzej Kosendiak, dyrektor festiwalu Wratislavia Cantans
Andrzej Kosendiak, dyrektor festiwalu Wratislavia Cantans Fot. Paweł Relikowski
Rozmowa z Andrzejem Kosendiakiem, dyrektorem festiwalu Wratislavia Cantans.

Wszyscy jesteśmy dumni z festiwalu Wratislavia Cantans, chwalimy się im na prawo i lewo, ale rzadko myślimy o tym, że jest to ogromne przedsięwzięcie, wymagające ogromu pracy organizacyjnej. Czy śnią się Panu koszmary, na przykład, że nagle podczas koncertu wysiada prąd?

Przyznaję, to jest stres. Nerwowych sytuacji nie brakuje. Na przykład, we wtorek obawialiśmy się, że kibice koszykarscy opanują Rynek i zakłócą recital Andreasa Scholla, który odbywał się tego dnia w sali wielkiej Ratusza. Faktycznie, po zwycięskim meczu z Litwą na Rynku pojawili się rozradowani kibice, niektórzy z trąbkami. Udało nam się jednak dogadać z nimi i zgodzili się manifestować głośno swoją radość dopiero po zakończeniu koncertu. Staramy się perfekcyjnie przygotować każdy koncert, jednak nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć. Choćby tego, że gdzieś wysiądzie zasilanie i trzeba będzie szybko szukać awaryjnego.

Co roku gości Pan wielkie gwiazdy. Czy bardzo dają się Panu we znaki?

Oczywiście zdarza się, że ktoś ma specjalne wymagania. Na przykład życzy sobie, by w pokoju było wino konkretnego gatunku albo nie chce kwiatów, ponieważ cierpi na alergię. Zdajemy sobie sprawę, że ludzie mają różne przyzwyczajenia, dlatego standardowo wysyłamy prośbę o dokładne sprecyzowanie wymagań dotyczących wyposażenia pokoju hotelowego.

Staramy się perfekcyjnie przygotować każdy koncert.

Pamiętam, jak dwa lata temu John Eliot Gardiner wspominał swój pierwszy występ na Wratislawii Cantans. Był rok 1981, Gardiner i inni artyści przyjechali najpierw do Warszawy, później autobusem jechali do Wrocławia. Spora grupa przyjechała bardzo głodna. Po drodze nie mogli nic zjeść, ponieważ proponowano im wyłącznie mięsne, typowo polskie dania, a oni byli wegeterianami.

A co się najbardziej podoba artystom goszczącym na festiwalu?

Na lotnisku na naszych gości zawsze czeka samochód i pilot, który przez cały pobyt opiekuje się konkretną osobą. Pilotami zwykle są młodzi ludzie, studenci. Staramy się, by mówili oni nie tylko po angielsku, ale też w ojczystym języku artysty, który przyjeżdża na festiwal. To się spotyka z bardzo ciepłym przyjęciem, szczególnie u Francuzów i Włochów. Innym zwyczaj, który przyjmowany jest bardzo ciepło, to tradycja witania naszych artystów kwiatami podczas pierwszej próby. Powitalny bukiet zawsze wręczamy osobiście - ja lub Paul McCreesh.
Co Pana najbardziej stresuje?

Pierwszy koncert. Potem wpadam już w festiwalowy rytm i wszystko toczy się utartym torem.

Dlaczego pierwszy koncert? Przecież po roku pełnym przygotowań powinien być Pan spokojny. Święcie wierzyć, że wszystko się uda.
Faktycznie do kolejnej edycji festiwalu przygotowujemy się przez cały rok. Jednak na co dzień w biurze festiwalu pracuje kilkanaście osób. W trakcie Wratislavii ludzi, którzy dbają o to, by festiwal toczył się gładko, jest kilkuset. Samych wolontariuszy mamy ponad stu, a oprócz tego są piloci, obsługa techniczna... Pierwszy koncert jest dla nas próbą, sprawdzianem, czy udało się zgrać wszystkie elementy. W 2006 roku, po raz pierwszy byłem wtedy dyrektorem Wratislavii Cantans, pierwszy koncert odbywał się na dziedzińcu Ossolineum. Pech chciał, że w tym samym czasie na Wyspie Słodowej trwał koncert rockowy, który skutecznie nas zagłuszał.

Pertraktowaliśmy z organizatorami konkurencyjnej imprezy, w końcu udało się nam dojść do porozumienia. Przerwa między występami na Wyspie Słodowej została przedłużona, tak byśmy mogli dać nasz koncert.

W ubiegłym roku wielki poklask wrocławian zdobył bezpłatny koncert na Ostrowie Tumskim. W tym roku bardzo wiele osób wybiera się na - również bezpłatny - koncert na pergoli w parku Szczytnickim. Czy takie imprezy wejdą do festiwalowej tradycji?

Ubiegłoroczny koncert został bardzo dobrze przyjęty. Wierzę, że tym razem będzie podobnie.
Takie koncerty są szczególnie ważne dla tych osób, które na co dzień nie słuchają muzyki klasycznej. Przyciągają również dlatego, że nie sprzedajemy na nie biletów.

Dlaczego mamy dobrze płacić tylko kafelkarzom, hydraulikom czy innym fachowcom?

Dodajmy do tego, że nietanich biletów...

Tak, drogich biletów. Nie wstydzę się głośno o tym mówić. Dlaczego mamy dobrze płacić tylko kafelkarzom, hydraulikom czy innym fachowcom? Artyści, którzy występują na festiwalu, to fachowcy najwyższej światowej klasy. Uważam, że oni również powinni być dobrze wynagradzani. Warto tutaj dodać, że przed każdym koncertem, jeżeli tylko mamy jeszcze wolne miejsca, sprzedawane są wejściówki w bardzo przystępnej cenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska