Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polacy zaatakowali Rzeszę

Marcin Torz
Przedwojenna Wschowa
Przedwojenna Wschowa Wratislaviae Amici
Polskie wojsko nie ograniczało się wyłącznie do obrony. Kilka razy wypuściło się w głąb Niemiec. Raz zbombardowaliśmy nawet... Berlin.

Wrocław, 3.09.2009 (inf. wł. Marcin Torz)
Polska armia w czasie kampanii wrześniowej została rozbita przez wojska hitlerowskich Niemiec. Działania naszych jednostek sprowadzały się przede wszystkim do obrony. Jednak w czterech przypadkach żołnierze z białym orłem zaatakowali teren III Rzeszy. To zapomniane epizody z historii II wojny światowej.

3 września generał Czesław Młot-Fijałkowski otrzymał specjalne polecenie od naczelnego dowództwa. Rozkaz brzmiał: "użyć Podlaskiej Brygady Kawalerii do wypadu na teren Prus Wschodnich, aby rozpoznać siły nieprzyjaciela". Później doszły kolejne wytyczne: "opanować rejon miasta Kowalewa".

Od razu po przekroczeniu granicy Polacy napotkali jednak silny opór Niemców. Wróg był świetnie wyposażony w broń maszynową, wspierały go też haubice. W takiej sytuacji dowództwo nakazało odwrót polskim żołnierzom. Mimo że nie udało się opanować terenu, to ten wypad na teren wroga uznano za udany. Bo nasi żołnierze rozpoznali, że w okolicy nie ma poważnych sił nieprzyjaciela. Wzięci do niewoli Niemcy byli żołnierzami straży granicznej i lokalnej jednostki z Ełku.

Początkowo, oprócz piechurów, w operacji miały wziąć udział tankietki, czyli niewielkie czołgi.

Większy militarnie sukces osiągnęli za to żołnierze 55. Pułku Piechoty Wielkoposkiej. Na rozkaz generała Romana Abrahama 2 września Polacy mieli przedrzeć się przez granicę, w stronę Wschowy (wtedy: Fraustadt). Początkowo, oprócz piechurów, w operacji miały wziąć udział tankietki, czyli niewielkie czołgi. Jednak nie zdołały przejechać przez rowy przeciwpancerne, które wykopali... Polacy.

Mimo wszystko natarcie kontynuowano. Polacy po krótkiej walce zdobyli przygraniczną strażnicę niemiecką. Następnie żołnierze skierowali się w stronę wsi Dębowa Łęka (wtedy: Geyersdorf). Piechurzy opanowali miejscowość i poczekali na artylerię. Gdy przybyła, otworzono ogień na przedmieścia Wschowy. Był to odwet za zbombardowanie Leszna. Mieszkańcy Wschowy wpadli w panikę. Wydarzenia z terenu wroga relacjonował po latach podporucznik Stefan Perkiewicz: "[...]

Zaskoczenie Niemców było kompletne. Po wkroczeniu do miejscowości Geyersdorf - część budynków już płonęła - w piecach budynków mieszkalnych palił się jeszcze ogień. Na tle łun ognia nie zauważyliśmy sygnału czerwonej rakiety (sygnał odwrotu - przyp. M.T.), tak że 3. pluton posuwał się w dalszym ciągu i osiągnął rejon miasta Wschowa.

Dopiero cisza z lewej strony plutonu zwróciła moją uwagę na to, że natarcie musiało się skończyć. Po sprawdzeniu tego wydałem rozkaz odwrotu w kierunku Leszna. Most na szosie przy urzędzie celnym był już wysadzony, lecz po drugiej stronie mostu oczekiwał na nas samochód pancerny oraz samochód ciężarowy, na który załadowałem pluton i po 40 minutach zgłosiłem się u dowódcy kompanii przy szosie Leszno - Osieczno. Pluton powrócił bez żadnych strat".
Tego samego dnia polskie wojsko raz jeszcze uderzyło na III Rzeszę. Przez przypadek. Opisuje to dowódca oddziału, podporucznik Tadeusz Stryj. "Wyruszyłem o zmroku. Miałem 35 ułanów, kilkunastu kolarzy jako łączników, karabin maszynowy na taczance i radiostację. Pod Święciechową podeszliśmy chyba około godziny 21. Nad miasteczkiem czerwieniały łuny pożarów.

Ludność w pozamykanych domach. Kilka rodzin pogorzelców na rynku. Wybuchają nowe pożary. Schwytaliśmy kilku dywersantów podpalaczy, odsyłamy ich na tyły. Radiotelegrafista przekazuje mi nowy rozkaz: maszerować naprzód! Nawet nie wiedziałem, że w ciemnościach przekroczyłem granicę, że jestem już na terenie Rzeszy. Zaczęło świtać. Odezwały się strzały nieprzyjacielskie. Zaszyci w lasach, drogą radiową dawaliśmy meldunki do sztabu gen. Abrahama.

Na terytorium Rzeszy przebywałem ponad 30 godzin. Widziałem panoramę miasta Wschowa, która ukazała się nam, gdy wyszliśmy z lasu. Nieprzyjaciela nie było przed nami. Wycofał się. Przygalopował do mnie na koniu jakiś oficer piechoty z rozkazem przejęcia jeńców niemieckich. Odesłałem ich na tyły. Staliśmy pod Wschową do wieczora, a potem otrzymaliśmy polecenie wycofania się".

Polacy zniszczyli kilkanaście pojazdów. Udało się zdobyć także broń ręczną i maszynową oraz wziąć niemieckich żołnierzy do niewoli.

Większym powodzeniem zakończył się planowany atak innego plutonu 55. pułku piechoty. Z Rawicza wymaszerowali żołnierze, którzy pod dowództwem podporucznika Janowskiego przekroczyli granicę. Pluton skierował się na Koenigsdorf (Załącze) i wszedł na tyły niemieckiej kolumny samochodowej.
W wyniku tych walk Polacy zniszczyli kilkanaście pojazdów. Udało się zdobyć także broń ręczną i maszynową oraz wziąć niemieckich żołnierzy do niewoli.

- Tego typu akcje Polaków nie miały wielkiego znaczenia militarnego. Za to podnosiły morale naszych żołnierzy - podsumowuje profesor Jerzy Maroń, historyk z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Wypady lądowe to nie wszystkie nasze akcje ofensywne. Mówi się jeszcze o dwóch nalotach bombowych. Polski zabłąkany sa-molot miał ponoć zbombardować fabrykę w Oławie. Ale historycy nie potwierdzają tego wydarzenia. Ich zdaniem z najbliższego polskiego lotniska wojskowego do niemieckiej Oławy było za daleko.

Więcej prawdy jest w tym, że lekki bombowiec PZL-23 Karaś dotarł na przedmieścia Berlina. - To miał być lot rozpoznawczy - uważa prof. Maroń.
Pilot jednak postanowił zrzucić bomby na stolicę III Rzeszy.

Korzystałem z prac: "Armia Poznań w wojnie obronnej" i "Działania Samodzielnej Grupy Operacyjnej >>Narew<< w wojnie polsko-niemieckiej 1939 r.".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska