Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy wrocławskie szpitale zwlekały z podaniem krwi?

Eliza Głowicka
Krystyna Zwierz: - Gdyby nie lekarze, mój mąż by żył
Krystyna Zwierz: - Gdyby nie lekarze, mój mąż by żył Fot. Paweł Relikowski
Wrocławianin Roman Zwierz zmarł, bo w dwóch wrocławskich szpitalach, do których trafił, na czas nie przetoczono mu krwi.

Jest tego pewna jego żona, Krystyna. Dlatego sprawą zajęła się prokuratura.
- Prowadzimy śledztwo w sprawie ewentualnego błędu lekarskiego, ale nikomu jeszcze zarzutów nie postawiono - informuje Jakub Przystupa z prokuratury okręgowej. Dopiero gdy skończą się przesłuchania lekarzy i pielęgniarek, prokurator powoła biegłego z zakresu medycyny i poprosi o opinię. A to może długo potrwać.

Rok temu u Romana Zwierza lekarze stwierdzili białaczkę. Po pobycie w klinice hematologii czuł się dobrze, normalnie żył.
Specjaliści twierdzili, że ma duże szanse, aby wyzdrowieć. Któregoś dnia źle się poczuł. Pogotowie zawiozło go na oddział ratunkowy szpitala im. Marciniaka przy ul. Traugutta. - Z badań krwi wynikało, że ma bardzo niski poziom hemoglobiny i powinien dostać krew. Lekarze zapewniali, że jego stan nie zagraża życiu - wspomina Krystyna Zwierz.

Lekarze tłumaczyli jednak, że oddział ratunkowy nie może w takich przypadkach występować do stacji krwiodawstwa o krew. Powinien to zrobić szpital, do którego pacjent trafi docelowo.

Po dwóch godzinach karetka zawiozła więc chorego do szpitala przy ul. Koszarowej. Tam przy przyjęciu określono stan zdrowia jako bardzo ciężki. Zmarł po pięciu godzinach, nie doczekawszy się krwi.
- Okazuje się, że najpierw zamówiono krew w stacji krwiodawstwa, a potem zamówienie odwołano. Zaczęto robić badania, choć w stacji krwiodawstwa mieli wyniki męża w kartotece. Gdy w końcu się zdecydowali, było za późno - wzdycha wdowa. Według niej, grano na zwłokę, bo nikomu nie zależało na ratowaniu chorego na białaczkę.

Rok temu u Romana Zwierza lekarze stwierdzili białaczkę. Po pobycie w klinice hematologii czuł się dobrze, normalnie żył.

- Jestem przekonany, że lekarze nie popełnili błędu i postępowali prawidłowo. Z tego, co mi mówili, nie można było od razu podać pacjentowi krwi, bo chory miał jakieś przeciwskazania - podkreśla Janusz Jerzak, dyrektor szpitala przy ul. Koszarowej. - Choć rodzinie wolno mieć wątpliwości i dochodzić swych praw - dodaje.

Prof. Alicja Chybicka, szefowa kliniki hematologii i onkologii dziecięcej, nie kryje zdziwienia: - Gdy któreś z chorych dzieci trafi na oddział ratunkowy w szpitalu we Wrocławiu lub w terenie, zawsze dostaje krew. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że czeka na nią wiele godzin.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Czy wrocławskie szpitale zwlekały z podaniem krwi? - Gazeta Wrocławska

Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska