Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polski superszpieg w Breslau

Marcin Torz
Major Bruno Grajek (na zdjęciu z żoną Marią) był szefem polskich agentów działających w Breslau
Major Bruno Grajek (na zdjęciu z żoną Marią) był szefem polskich agentów działających w Breslau źródło: Dom z białym orłem. konsulat rp we Wrocławiu/wratislavia
Urodzony w Berlinie major Bruno Grajek, pracownik konsulatu RP, łatwo zyskiwał zaufanie Niemców i przekazywał do Polski cenne informacje

Dziś pierwsza część specjalnych stron w "Polsce-Gazecie Wrocławskiej" przygotowanych z okazji 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Codziennie przedrukowujemy pierwsze strony "Lwowskiego Ilustrowanego Expressu Wieczornego". 31 sierpnia prezentujemy gazetę jeszcze sprzed wybuchu wojny. Poza reprodukcjami proponujemy Państwu cykl tekstów o tajemnicach II wojny światowej. Dziś o polskim wywiadzie, działającym w latach 30. w Breslau.

Wrocław, 31.08.2009 (inf. wł. Marcin Torz)
Przed wojną w niemieckim Breslau Polska miała jedną z największych placówek konsularnych w Europie. Nasz konsulat działał bardzo prężnie, jednak to nie dyplomaci byli jego najważniejszymi pracownikami. W Breslau mieliśmy znakomicie zorganizowaną grupę wywiadowczą - o kryptonimie "Adrian" - którą dowodził polski superszpieg, major Bruno Grajek.
W latach 30. polskie władze ustaliły, że w najważniejszych konsulatach będą działali świetnie zakamuflowani tajni agenci. Na pozór zwykli urzędnicy, mieli mieć oczy szeroko otwarte na sytuację w III Rzeszy.

Wcześniej polscy agenci pracowali inaczej. Nie byli pracownikami konsulatów. Tak było np. w przypadku Jerzego Sosnowskiego, który operował w Berlinie. Jego działalność pochłaniała połowę budżetu przeznaczonego na utrzymanie szpiegów w II Rzeczypospolitej.

- Udawał hrabiego. Prowadził bardzo wystawne życie, szastał pieniędzmi na prawo i lewo - opowiada profesor Romuald Gelles, autor książki "Dom z Białym Orłem", w której opisał dzieje wrocławskich konsulatów, w tym działalność grupy "Adrian". Sosnowski rozkochiwał w sobie córki generałów, wysokiej rangi urzędników i wyciągał od nich ważne informacje. Jednak w końcu wpadł i wtedy polski wywiad musiał bardziej uważać. Agentów umieszczano więc w placówkach konsularnych. To było tańsze i bezpieczniejsze.
Breslau był bardzo ważny dla naszego wywiadu - jedno z największych miast III Rzeszy, sporo jednostek wojskowych, przemysł. A nade wszystko bliskość z granicą Polski. Wiadomo było, że w przypadku wojny Niemcy zaatakują Polskę również z terenu Dolnego Śląska.
Bruno Grajek, mimo że dowodził grupą agentów, nie ograniczał się do wydawania poleceń i pisania raportów.
- Urodził się w Berlinie, potrafił zachowywać się jak prawdziwy Niemiec. Dzięki temu wielokrotnie zdobywał zaufanie mieszkańców Breslau - wyjaśnia profesor Gelles.

Major miał łatwość nawiązywania kontaktów i zbierania informacji. Tak było choćby podczas jego wizyty w jednostce wojskowej (przy obecnej ul. Koszarowej), w czasie "dni otwartych". Grajek poszedł tam w cywilnym ubraniu i zaobserwował wiele bardzo ciekawych rzeczy. Zauważył na przykład, że Niemcy mieli świetnie wyszkolone psy. Z jego raportu wynikało, że czworonogi nie bały się wybuchów petard. Bruno Grajek wysnuł wniosek, że zwierzęta są szkolone do podkładania ładunków wybuchowych, na przykład pod czołgi. W raporcie zaznaczył, że polska armia powinna się zainteresować "psimi kamikadze".

Grajek był tak pewny siebie, że nieraz podchodził do żołnierzy Wehrmachtu i wprost dopytywał, jak im się żyje, co robią, gdzie stacjonują i jakie mają plany. Miał również niemieckich znajomych, od których regularnie otrzymywał cenne informacje. Nie mieli pojęcia, że pracują w ten sposób dla polskiego szpiega.

Działalność szpiegowska Grajka stała się również jednym z czynników powstania legendy o tzw. podziemnym Wrocławiu. Zwerbował bowiem polskiego robotnika, który pracował na wojskowym lotnisku na Strachowicach. Pracownik napisał, że Niemcy wybudowali trzy potężne, podziemne hangary dla samolotów. Sporządził bardzo dokładny raport - wskazał w nim nawet, z jakich materiałów obiekty zostały wybudowane. Agent uznał, że każdy z nich pomieściłby ok. 80 samolotów.

Pomieszczenia miały się znajdować aż 40 metrów pod ziemią. Robotnik dodawał, że teren jest pilnie strzeżony i Niemcy nikogo postronnego nie wpuszczają do środka. Grajek uznał raport za wiarygodny.
- Niestety, nie udało się potwierdzić tych rewelacji - mówi prof. Gelles. - Po wojnie stacjonowali tam rosyjscy żołnierze. A kiedy wyjechali, nikt nie znalazł hangarów. Gdyby faktycznie istniały, to zostałyby w końcu odkryte.
Major Grajek wyjechał z Wrocławia kilka dni przed wybuchem wojny. Nie miał innego wyjścia: Niemcy mogli nie potraktować go jako dyplomaty i rozstrzelać. A szafot na pewno czekał żonę Grajka, Marię, która była Niemką i której naziści na pewno zarzuciliby zdradę.

Po 1939 roku Grajek służył w polskiej armii we Francji, a następnie w Wielkiej Brytanii. Później walczył we Włoszech. Po zakończeniu II wojny światowej nie wrócił do kraju. Pracował jako urzędnik bankowy w Londynie. Zmarł w 1985 roku.

Na rzecz siatki wywiadowczej Grajka pracowali też inni agenci. Jeden z nich, Wiktor Urbański, ożenił się nawet z Niemką, zagorzałą hitlerówką.
- Pracowała w sklepie, gdzie często robiły zakupy matki niemieckich żołnierzy. Opowiadały, co synowie piszą w listach z jednostek. W innych rozmowach mówiły, jakie są nastroje, plany. Dla wywiadu były to informacje nader ważne - uważa profesor Gelles.

Nie wiadomo, czy Urbański ożenił się z Niemką z miłości, czy też tylko i wyłącznie ze względu na swoją pracę. Po wojnie zamieszkał w Niemczech. Nawet wtedy jego dawna działalność, a nawet nazwisko, były utajnione. Nie mogło wyjść na jaw, co robił przed wojną, bo spotkałyby go wielkie nieprzyjemności, nie tylko ze strony małżonki.

Jednak najważniejszym agentem polskiej siatki był kolejarz z Żagania. Dyspozytor stacji i Polak z pochodzenia. W Żaganiu była wielka stacja węzłowa. Tuż przed wybuchem wojny jeździły tamtędy pociągi ze sprzętem wojskowym i żołnierzami. Kolejarz wiedział, dokąd i jakie transporty jadą. Dla polskich sztabowców była to wiedza bezcenna. Niestety, we wrześniu 1939 roku na nic się nie przydała.

***
Korzystałem z książki "Dom z Białym Orłem. Konsulat RP we Wrocławiu (1920-1939)" autorstwa prof. Romualda Gellesa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska