Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lechia Gdańsk - Śląsk Wrocław 1:1

Mariusz Wiśniewski
Na trybunach przyjaźń, a na boisku walka - Janusz Gancarczyk w starciu z Piotrem Wiśniewskim
Na trybunach przyjaźń, a na boisku walka - Janusz Gancarczyk w starciu z Piotrem Wiśniewskim Grzegorz Mehring
Przyjacielski remis i cudowna bramka Marka Gancarczyka.

Dochodziła 45 minuta, na tablicy wyników widniało 0:0 i wydawało się, że przed przerwą już nic się nie zmieni. Piłka trafiła na prawe skrzydło do Marka Gancarczyka. Pomocnik Śląska balansem ciała minął Arkadiusza Mysonę i nieoczekiwanie dla wszystkich zdecydował się na strzał. Uderzył bardzo mocno i piłka wylądowała w górnym rogu bramki Mateusza Bąka. Bramkarz Lechii nawet nie drgnął. O takich golach mówi się - stadiony świata.
- W pierwszej chwili po minięciu Mysony chciałem dośrodkowywać, ale później zmieniłem decyzję i zdecydowałem się na strzał. Okazało się, że była to słuszna decyzja - komentował po spotkaniu szczęśliwy strzelec.

Gol był ukoronowaniem dobrej gry Śląska w pierwszej połowie. Poza pierwszymi minutami wrocławianie kontrolowali grę, dłużej utrzymywali się przy piłce i częściej gościli pod bramką rywali. Były momenty, że Lechia nie potrafiła wyjść z własnej połowy. Niewiele groźnego jednak z akcji Śląska wynikało. Brakowało przede wszystkim ostatniego podania, ale także niekonwencjonalnego rozwiązania, które otwierałoby drogę do bramki. Aż w końcu nadeszła 45 minuta i kibiców w podziw wprawił Marek Gancarczyk.

Arkadiusz Mysona po meczu zdradził:
- Wyszliśmy na mecz ze Śląskiem nie w pełni skoncentrowani. To był chyba wynik naszej wygranej tydzień temu w Warszawie. W przerwie trener powiedział kilka mocnych słów, mocno mobilizował i to na nas dobrze podziałało.

Lechia ruszyła odważniej do przodu, ale wydawało się, że Śląsk nadal będzie kontrolował grę. Wrocławianie po przejęciu piłki rozgrywali spokojnie akcje i spychali rywali na ich połowę. Ale tak było tylko przez pierwsze dziesięć minut drugiej połowy. Później coś się załamało. Sygnałem była akcja, po której Piotr Celeban musiał wybijać piłkę zmierzającą do bramki.

Chwilę później ponownie zakotłowało się w polu karnym Wojciecha Kaczmarka. Maciej Rogalski wyprzedził Tadeusza Sochę, który jeszcze wślizgiem próbował ratować sytuację. Zawodnik gospodarzy padł na murawę i sędzia podyktował rzut karny. Sytuacja nie była jednoznaczna.
- Było na styk i sędzia odgwizdał rzut karny. Nie chcę oceniać, czy była to słuszna decyzja - opowiadał po meczu Socha.

Rogalski: Karny był ewidentny. Sędzia szybko i bez wahania wskazał na jedenasty metr

Rogalski nie miał wątpliwości:
- Karny był ewidentny. Sędzia szybko i bez wahania wskazał na jedenasty metr, dlatego myślę, że została podjęta słuszna decyzja.
Pewnym egzekutorem rzutu karnego okazał się sam poszkodowany i od tego momentu zarysowała się przewaga Lechii.

Najbliżsi strzelenia gola gospodarze byli w 85 minucie, kiedy po strzale Mysony piłka trafiła w poprzeczkę. Ponieważ Śląsk nie ograniczał się tylko do obrony, kibice oglądali dobre, szybkie widowisko, tylko że bez goli.
- Wynik uważam za sprawiedliwy - stwierdził na pomeczowej konferencji prasowej trener Ryszard Tarasiewicz. - Zespół, który ma klasę, nie powinien przegrywać dwóch meczów z rzędu. Udało nam się do takiej sytuacji nie dopuścić i wywieźliśmy punkt z Gdańska. Uważam, że jest to dobry wynik dla Śląska Wrocław - dodał szkoleniowiec.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na wyjściowy skład Śląska. Zabrakło w nim Ivo Vazgecia, Antoniego Łukasiewicza i Mariusza Pawelca. To wynik słabszej postawy wymienionych. Zwłaszcza można mieć duże zastrzeżenia do postawy Łukasiewicza, który nie przypomina zawodnika z poprzedniego sezonu. Co prawda potrafi nadal czysto odebrać piłkę, niekonwencjonalnie podać, ale w meczach z Polonią Warszawa i Jagiellonią Białystok popełnił kardynalne błędy, które kosztowały wrocławian stratę goli. Jak widać, dla trenera Tarasiewicza nie ma pewniaków do gry.
Debiut zaliczył też Łukasz Madej, ale widać było, że musi minąć jeszcze trochę czasu, zanim będzie rozumiał się z kolegami na boisku.

Piłkarz meczu: Marek Gancarczyk
Za samego cudownego gola zawodnik zasłużył na wyróżnienie. Ale Marek Gancarczyk ostro pracował przez cały mecz i był jednym z najaktywniejszych piłkarzy Śląska w Gdańsku. Warto zaznaczyć, że to nie pierwszy mecz w tym sezonie, kiedy prawy pomocnik wrocławskiego zespołu jest najgroźniejszym ofensywnym zawodnikiem wrocławskiego zespołu. Podobnie już było w Warszawie w spotkaniu z Polonią, gdzie również strzelił gola i jeszcze zdołał wywalczyć rzut karny. Śmiało można powiedzieć, że jest w tej chwili jednym z najlepszych prawych pomocników w ekstraklasie.

Poniżej oczekiwań: Obrona Śląska
Ze wszystkich formacji przed sezonem defensywa wrocławskiego zespołu personalnie prezentowała się najokazalej: Piotr Celeban, Mariusz Pawelec, Krzysztof Wołczek, Tadeusz Socha i doszedł jeszcze Amir Spahić. Niejeden zespół mógłby pozazdrościć Śląskowi. I generalnie nie wygląda to źle, ale jak już zdarzy się błąd, to jest z rodzaju tych poważnych, po których padają gole. Warto zaznaczyć, że wrocławski zespół czyste konto zachował tylko w jednym meczu - na inaugurację sezonu z Cracovią. W pozostałych rywale zawsze trafiali do bramki Śląska. I przeważnie były to prezenty od wrocławian.

Lechia Gdańsk - Śląsk Wrocław 1:1
Bramki: Rogalski 55 (karny) - M. Gancarczyk 45
Widzów: 12000.
Sędziował: Piotr Siedlecki.

LECHIA: M. Bąk - K. Bąk, Manuszewski, Čvirik, Mysona - Rogalski, Surma, Bajić (85. Pietrowski), Nowak (75. Zabłocki), Kaczmarek (82. Wiśniewski) - Lukjanovs.

ŚLĄSK: Kaczmarek - Socha, Celeban, Spahić, WołczekI - M. Gancarczyk I, Ulatowski, Dudek, Klofik (65. Madej), J. GancarczykI- Szewczuk (90. Biliński).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska