Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Budka już prawie zamknięta

Marcin Mindykowski
Krzysztof Cugowski, Tomasz Zeliszewski i Romuald Lipko - znają się od ponad pół wieku, występują razem od 35 lat
Krzysztof Cugowski, Tomasz Zeliszewski i Romuald Lipko - znają się od ponad pół wieku, występują razem od 35 lat Materiały promocyjne
Nasza jubileuszowa trasa będzie ostatnia - zapowiadają w rozmowie z nami członkowie Budki Suflera. We współpracy z muzykami Marcin Mindykowski stworzył minialfabet podsumowujący 35-letnią działalność lubelskiej grupy.

B jak... Budka Suflera

O nazwie zadecydował przypadek. Krzysztof Cugowski na chybił trafił wybrał pierwsze słowo ze słownika angielsko-polskiego. Padło na "prompter's box", czyli "budka suflera". Dziś lubi powtarzać, że równie dobrze grupa mogłaby się nazywać "wiadro" lub "miotła".

- To był przełom 1969 i 1970 roku. Bawiliśmy się z kolegami u mnie w domu w zespół, aż nie zainterweniowali sąsiedzi - wspomina początki Cugowski.

Katalizatorem okazało się jednak spotkanie z Romualdem Lipką w 1973 roku. - Z Romkiem znaliśmy się od lat, bo nasze losy krzyżowały się od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Wtedy zaproponował, żebyśmy zaczęli razem grać. Postanowiliśmy zostać jednak przy Budce Suflera ze względów marketingowych. Nazwa była już bardzo znana w Lublinie.

C jak "Cień wielkiej góry"

Pierwsza, wydana w 1975 roku płyta Budki Suflera, do dziś jest uważana za największe osiągnięcie lublinian i jeden z kamieni milowych polskiej muzyki rockowej. Album ukazał się podczas festiwalu w Sopocie i zniknął ze sklepów w ciągu kilku godzin.

- Nagraliśmy tę płytę bez kalkulacji. Po prostu wyrzuciliśmy z siebie to, co w nas było. Nigdy potem nie udało nam się stworzyć takiej atmosfery podczas sesji - nie ma wątpliwości Cugowski.

- Budka Suflera była wtedy zespołem w pełnym tego słowa znaczeniu. Stanowiliśmy kwartet, który chciał zmienić świat za pomocą swoich utworów - dodaje Tomasz Zeliszewski.

- Bawiliśmy się z kolegami u mnie w domu w zespół, aż nie zainterweniowali sąsiedzi - wspomina początki Cugowski

Czy już wtedy czuli, że nagrywają płytę przełomową? - Mieliśmy świadomość, że jesteśmy jednym z tych zespołów, które zadają cios dotychczasowej epoce - nie kryje Lipko. - Czuliśmy, że po nas nie będzie królowała tylko łatwa piosenka estradowa, która traktuje powierzchownie wszystko i wszystkich. I że przed młodymi artystami zacznie się stawiać inne wymagania.

G jak grosz

Rekwizyt, który publiczność rzucała na scenę, kiedy Budka wykonywała swój wielki przebój z lat 80. - "Za ostatni grosz". Piosenkę wyśpiewał Romuald Czystaw, który zastąpił Cugowskiego, gdy ten rozstał się z macierzystą grupą.

- Trudno było znaleźć osobę, która uniosłaby ciężar po takim wokaliście, jak Krzysiek - pamięta Zeliszewski. - Długo szukaliśmy następcy, aż w końcu okazało się, że najlepiej sprawdzi się Romek Czystaw, który jest w zasadzie przeciwieństwem Cugowskiego: mały, z niewielkim głosem, za to bardzo muzykalny, ruchliwy jegomość, który po trzech minutach nawiązywał świetny kontakt z publicznością.

Świeckie tradycje bywają czasem niebezpieczne... - Raz w Częstochowie podczas grania "Grosza" dostałem w łeb jakąś 20-złotówką i krew mnie zalała - wspomina perkusista.

Od tego czasu przed wykonywaniem piosenki członkowie zespołu zakładali... gogle.
J jak "Jolka, Jolka pamiętasz"

Największy przebój Budki Suflera z lat 80., wyśpiewany przez Felicjana Andrzejczaka.

- Tuż przed nagraniem toczyły się emocjonalne dyskusje na temat tekstu - przywołuje tamtą sesję Zeliszewski. - Czytając go, mieliśmy wrażenie, że to opowieść z pogranicza jakiejś naiwnej grafomanii. W końcu uznaliśmy, że nie ma co filozofować i Felek zszedł do studia, żeby zaśpiewać piosenkę do gotowego podkładu. Kiedy wydał z siebie trzy słowa: "Jolka, Jolka pamiętasz", wiedziałem już, że powstał wielki kawałek...

Fani do dziś zachodzą w głowę, czy Jolka istniała naprawdę. - Wydaje mi się, że to prawdziwa postać - mówi Lipko. - Kiedyś bardzo przyjaźniliśmy się z Markiem [Dutkiewiczem, autorem tekstu - przyp. red.]. Kiedy był jeszcze kawalerem, miał wiele partnerek. Trudno mi jednak ustalić, która zasłużyła sobie na ten pomnik.

K jak kompromis

Wielu starszych fanów nie przełknęło komercyjnych propozycji grupy z końca lat 90.

- Szliśmy na kompromisy z wiekiem - przyznaje Cugowski. - Zgadzam się, że między "Cieniem wielkiej góry" a "Balem wszystkich świętych" jest przepaść. Ale paradoksalnie to ta druga piosenka sprawiła, że staliśmy się popularni w przedziale wiekowym od 5 do 105 lat. Wybraliśmy kompromisy - i chyba słusznie, bo ten nasz ostatni wzlot pod koniec lat 90. pozwolił nam na prolongowanie naszej kariery o kolejne 10 lat.

Fani do dziś zachodzą w głowę, czy Jolka istniała naprawdę. - Wydaje mi się, że to prawdziwa postać - mówi Lipko

Lipko woli słowo "rozwój". - Zawsze mam wrażenie, że świat ciągle się zmienia i idzie w innym kierunku, a tylko od nas wciąż się wymaga, żebyśmy byli u korzeni. I to mnie bardzo bawi. Bo gdybyśmy grali takie rzeczy jak w 1974 roku, to by nas wyzwali od zmurszałych, anachronicznych dziadów, którzy jeżdżą po domach kultury i prezentują swoje utwory. Za to wielką umiejętnością jest nie zostać na takim poziomie jak zespół Dżem, który od 40 lat gra ten sam zestaw 20 piosenek. Albo zespół Perfect - czy on przez lata swojej kariery ruszył w którąkolwiek stronę...? A my chyba parę razy ruszyliśmy.

M jak młodzi muzycy

W 2003 r. Budka zdecydowała się na kontrowersyjny krok - przerwała długoletnią współpracę z gitarzystami Mieczysławem Jureckim i Markiem Radulim i skompletowała nowy skład, złożony z młodych muzyków.

- Jak jest za dobrze, to wszystkich opuszcza tak zwana proletariacka czujność i wszyscy czują się ojcami i matką sukcesu - żartobliwie tłumaczy dziś przyczyny rozstania ze starym składem jego inspirator, Krzysztof Cugowski. - Poza tym, kiedy widzę tych młodych muzyków na scenie, to sam czuję się młodziej, a to jest psychologicznie bardzo ważne - śmieje się.
R jak rozstanie

W 1978 roku, mimo ogromnego powodzenia dwóch pierwszych płyt, z Budką rozstał się Krzysztof Cugowski.

- Ludzie, którzy w wieku 25 lat osiągają tak niebotyczny sukces, nie mają na tyle silnej psychiki, żeby do tego podchodzić z właściwym spokojem i bez euforii - tłumaczy. - Do tego doszły ambicjonalne sprawy: licytowanie się, kto jest ważniejszy...

Budka grała w tym czasie z innymi wokalistami i współpracowała ze śpiewającymi paniami. - Pozornie wyglądało to na etap przejściowy, podczas którego musieliśmy sięgać po kompromisy - ocenia dziś Lipko. - Ale w kompromisach też są mądre posunięcia. Mimo braku wielkiego wokalu Krzysztofa powstały wtedy rzeczy, które przetrwały i którym nie można odmówić urody.

W 1984 roku za mikrofonem ponownie stanął Cugowski. - Zbliżało się nasze 10-lecie i pojawił się pomysł, żeby wydać jubileuszową składankę - opowiada kulisy zejścia sam zainteresowany. - Trafiłem więc do studia i tak od słowa do słowa...

- Postanowiliśmy dać sobie drugą szansę - dopowiada Zeliszewski.

W 1984 roku za mikrofonem ponownie stanął Cugowski. - Zbliżało się nasze 10-lecie i pojawił się pomysł na jubileuszową składankę - opowiada

T jak "Takie tango"

W 1997 roku Budka przeżyła sukces, o jakim marzy każdy artysta. Płyta "Nic nie boli, tak jak życie", z megahitem "Takie tango", sprzedała się w ponadmilionowym nakładzie, ustanawiając niepobity do dzisiaj rekord polskiej fonografii.

- Nikt na to specjalnie nie liczył. Na okładce wyeksponowaliśmy utwór "Jeden raz" i wydawało nam się, że to on będzie lokomotywą tej płyty - opowiada Cugowski. - Wyjechaliśmy wtedy na miesiąc do Australii. W międzyczasie wyszła płyta i radia zaczęły grać "Takie tango". Wróciliśmy, nie wiedząc nic o tym, co tu się dzieje, i z marszu pojechaliśmy na trasę. Kiedy zagraliśmy "Tango", ludność po prostu wrzeszczała! A my zgłupieliśmy...

Zeliszewski: - Nagrywając płytę, zawsze mamy jakichś faworytów. Pamiętam, że "Takie tango" nim nie było. Ale potem parę milionów mówi: "Nie, nie, nie, panowie, to jest najpiękniejszy utwór". I to jest piękne.

W jak wokalistki

Budka Suflera wylansowała kilka wokalistek, które do dziś są obecne na polskiej scenie. Autorem ich repertuaru był oczywiście Romuald Lipko:

- Iza Trojanowska była Dodą tamtych czasów, z tą różnicą, że miała repertuar i było o niej głośno za sprawą jej piosenek, a nie innych walorów.

Inną z gwiazd wylansowanych przez Budkę była Urszula. - Ona stworzyła z kolei taką kreację dziewczyny majtającej nogami na trzepaku - mówi kompozytor. - I bez wątpienia miała kilka utworów, które wrosły w kanon polskiej piosenki.
I W jak Wrocław

- Oj, akurat to "W" jest w naszej karierze niebylejakie - przyznają muzycy. I nie chodzi tylko o setki koncertów w Hali Ludowej, na Polach Marsowych czy operze i filharmonii, ale też o specyficzny... mikroklimat miasta. Zeliszewski spieszy z wyjaśnieniami: - W latach 70., jak się zaprawialiśmy, to zawsze mieliśmy wrażenie, że kac we Wrocławiu jest nieco łagodniejszy.

Muzyk kojarzy Wrocław jeszcze z jedną rzeczą: paradą z pełnym ekwipunkiem perkusisty na plecach. Były lata 70., chłopaki grali dzień wcześniej gdzieś w Galicji, więc Tomasz postanowił spędzić noc w rodzinnym Tarnowie. Na poranny pociąg do Wrocławia się spóźnił. - Przyjechałem z kilkoma przesiadkami. Jak się już dowlokłem - z bębnami (wiesz, ile to waży?) i torbą podręczną pod pachą - udałem się do hotelu Savoy, gdzie byliśmy zakwaterowani. Żar lał się z nieba, ja objuczony jak wielbłąd. Wpadam do hotelu, a tam kartka, że mieszkamy w Grand Hotelu, naprzeciwko dworca - śmieje się dziś perkusista Budki. - Teraz to bym wziął taksówkę, ale wtedy były chude lata...

Zeliszewski spieszy z wyjaśnieniami: - W latach 70., jak się zaprawialiśmy, to zawsze mieliśmy wrażenie, że kac we Wrocławiu jest nieco łagodniejszy

Wrocław był zawsze jednym z ważniejszych przystanków na koncertowej mapie Budki. - Daliśmy tu jedne z naszych najpiękniejszych koncertów. A w latach 70. i później to była mekka jazzu i rocka. Niektórzy z tego środowiska do dziś funkcjonują w branży - opowiadają jubilaci.

Hasło "W jak Wrocław" w abecadle Budki zamyka lista muzyków z Dolnego Śląska, którzy przez 35 lat przewinęli się przez skład. - I Mieciu Jurecki, i Krzysiu Mandziara, i Zdzisiek Janiak, i Janek Borysewicz są od was. A Krzysiek, jak próbował kariery solowej, też grał z wrocławską kapelą Spisek - wyjaśnia Zeliszewski.

Z jak zakończenie kariery

- Od kilku lat rozmawiamy o tym, że nie jesteśmy coraz młodsi i kiedyś przyjdzie czas powiedzieć do widzenia - mówi Zeliszewski. - Nawet nie chcę myśleć o tym, jakie to będzie przeżycie. Zamknąć taki etap nie jest łatwo. Ale będzie trzeba ukłonić się w pas i pożegnać się ze sceny.

O rychłym końcu działalności zespołu przekonany jest Krzysztof Cugowski. - Z całą pewnością ta jubileuszowa trasa na 35-lecie jest naszą ostatnią - mówi. - Mamy zaplanowany do końca roku cykl koncertów i będziemy sprawę finalizować. Nie pobiliśmy się ani nigdy nie pokłóciliśmy. Ale nie mamy już nic do powiedzenia - wszystko zostało wykonane. Chcielibyśmy też uniknąć takiej sytuacji, w której dogorywalibyśmy na jakichś powiatowych imprezach, zupełnie zapomniani. Wolimy zakończyć naszą karierę, będąc może nie u szczytu, ale jeszcze na bardzo wysokiej fali.

Romuald Lipko nie ukrywa również innych motywacji. - Ostatnio wypuściliśmy nowy utwór pt. "Sięgnąć gwiazd" - opowiada. - Rzadko to robię, ale wtedy wszedłem do internetu, żeby sprawdzić komentarze. I wobec fajnego kawałka wysłano tyle epitetów... Nawet nie złośliwych, ile idiotycznych. Ktoś pisze, że to dźwięki, które już kiedyś słyszał, ktoś inny, że jakieś słowo się powtarza... Inny mówi, że to gniot. Więc jak się zastanawiam, co trzeba byłoby zrobić, żeby zaimponować ogółowi naszych kochanych rodaków, wolę zrezygnować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska