Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biurokraci górą

Hanna Wieczorek
Śmierć kpt. Ambrozińskiego wywołała komentarze o przygotowaniu wojska do misji
Śmierć kpt. Ambrozińskiego wywołała komentarze o przygotowaniu wojska do misji Fot. Krzysztof Szymczak
Rozmowa ze Zbigniewem Wójtem, pułkownikiem rezerwy Wojska Polskiego.

Po śmierci polskiego oficera w Afganistanie pojawiły się zarzuty, że nasi żołnierze na misjach nie mają odpowiedniego sprzętu. Burzę wywołały spostrzeżenia gen. Waldemara Skrzypczaka, który skrytykował system zakupów sprzętu w MON. Czy to słuszne zarzuty?

Zgadzam się z generałem, z którym współpracowałem w wykonywaniu niejednego zadania. Najwyższa pora dokonać zmian w systemie procedur regulujących tryb zakupów sprzętu w ministerstwie, szczególnie na misje o charakterze wojennym. Nie mamy zbyt wielkiego doświadczenia w misjach, w takich krajach jak Afganistan czy Irak. Nasz sprzęt nie jest przystosowany do działań w takich rejonach. Powinniśmy więc czerpać z doświadczeń innych armii - francuskiej czy brytyjskiej. Nigdzie na świecie nie dziwi takie "podglądanie" i uczenie się od innych przed wyjazdem na misję. A u nas budzi zdumienie.

Dlaczego w Polsce wzorowanie się na doświadczeniach innych nie jest standardowym postępowaniem?

Ponieważ większości wydaje się, że nasi żołnierze jadą do Afganistanu nie na wojnę, a na poligon. A ja pytam: jaki poligon? I tak natykamy się na barierę braku wyobraźni. Jedną z najpoważniejszych przeszkód, z jakimi mają do czynienia wojskowi.

Żołnierze wyjeżdżający na zagraniczne misje, takie jak w Afganistanie, Czadzie czy Iraku, są źle do nich przygotowani?

Wojska radzieckie stacjonujące w Polsce bodajże w latach 70. przeszły z zaopatrywania wojennego na pokojowe.

Są na tyle dobrze przygotowani, na ile pozwoliły im warunki. A czy to znaczy, że dobrze? Myślę, że śmierć kapitana Ambrozińskiego pokazała, że nie najlepiej.

Czyja to wina? Dowódców?

Nie podejrzewam o złą wolę dowódców. Myślę raczej, że to biurokraci oderwali się od ziemi i nogami przebierają gdzieś tam w powietrzu. Bo u nich święte są plany i procedury. Nawet jeśli są śmieszne i dziwne.

Co to znaczy dziwne?

Wojska radzieckie stacjonujące w Polsce bodajże w latach 70. przeszły z zaopatrywania wojennego na pokojowe. Jaka to jest różnica? Ano taka, że na wojennym mówisz i masz. Na pokojowym najpierw myślisz, potem mówisz, a i tak od urzędnika zależy, czy dostaniesz potrzebną rzecz w możliwie krótkim czasie, czy też w ogóle jej nie dostaniesz. I tu jest pies pogrzebany. Trzeba się przebić przez urzędników. Nie tylko cywilnych, ale też tych w mundurach. Jeszcze w lutym, kiedy odchodziłem do rezerwy, z cudem graniczyło dopisanie czegoś ekstra do planu zakupów. Nawet na wyposażenie pododdziałów jadących na misje poza granicami kraju.

Także, jeśli wiadomo, że coś by się nam bardzo przydało? Kiedy widzimy, że takiego sprzętu używają Anglicy i chwalą go?

Tak, ponieważ taka rzecz musi zostać wprowadzona na wyposażenie sił zbrojnych. A nie jest to proste, ponieważ wszyscy, którzy mają coś do powiedzenia, muszą dać kontrasygnatę.

Wszyscy święci, czyli...

Nie w pełni wykorzystujemy doświadczenia zdobyte podczas misji.

Na przykład, jeśli jakieś urządzenie elektroniczne zawiera część, która ma związek z łącznością, to kontrasygnatę muszą złożyć przedstawiciele wojsk łączności. To znacznie wydłuża całą procedurę.

Jeździł Pan na misje wojskowe?

Tak, na pokojowe misje ONZ: w byłej Jugosławii i na Wzgórza Golan. Wysyłałem podwładnych - dowodząc między innymi 1. Brygadą Saperów - do Afganistanu i Pakistanu. Miałem też duży wpływ na wyposażenie pododdziałów wylatujących do Czadu.

Czy Pana zdaniem jest lepiej, czy gorzej niż było kilkanaście lat temu?

W czasie misji pokojowych ONZ nasze zadania były przede wszystkim logistyczne. Mam jednak wrażenie, że popełniamy ciągle ten sam błąd: nie w pełni wykorzystujemy doświadczenia zdobyte podczas misji. Kiedy wróciłem z jednej z nich, sporządziłem wyczerpujący raport. Półtora roku później na tę samą misję leciał mój przyjaciel i pytał mnie o sytuację tam panującą. Odesłałem go do raportu, ale okazało się, że nigdzie nie można było go znaleźć.

Pojawiają się informacje, że żołnierze jadący na misje muszą sami kupować sobie sprzęt.

Nigdy się z czymś takim nie spotkałem. Może dlatego, że służyłem w innym rodzaju wojsk - w wojskach inżynieryjnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska