Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bez nich Dolny Śląsk nie byłby tak wyjątkowy

Romuald Piela, Artur Szałkowski, Rafał Święcki, Marcin Torz
Marianna Orańska
Marianna Orańska Starostwo Kłodzkie
Słynne rody magnackie, arystokratyczne i patrycjuszowskie. To one budowały potęgę tej ziemi i sprawiły, że dziś zachwycają nas wspaniałe zabytki, parki i opowieści o niezwykłej przeszłości. Poznajcie z nami te rody i te postaci.

Piotr Włostowic

Pierwszym znamienitym synem Wrocławia był książę Piotr Włostowic. Urodzony pod koniec XI wieku, najprawdopodobniej w rodzinie książąt śląskich, odegrał niebagatelną rolę w polityce rozbitej na dzielnice Polski. Wykonawca ostatniej woli Bolesława Krzywoustego: miał dbać, aby podział na dzielnice utrzymał się zgodnie z życzeniem polskiego władcy.

To sprawiło, że Włostowic popadł w konflikt z Władysławem, który chciał zagarnąć posiadłości swoich młodszych braci. Koniec końców polityka nie wyszła Włostowicowi na dobre, tym bardziej że nie chciał opowiedzieć się po żadnej ze stron i starał się, by podział dzielnicowy zarządzony przez Krzywoustego ostał się jak najdłużej.

Włostowic za swoją lojalność zapłacił wysoką cenę. Za brak aktywności i opowiedzenie się po stronie Władysława spotkała księcia Piotra straszliwa kara. Najstarszy syn Krzywoustego Władysław kazał go oślepić i pozbawić języka. Wtedy też Włostowic stracił swój niebagatelny majątek. Piotr w niełasce żył wiele lat i dopiero pod koniec życia stał się ponownie zaufanym władcy. Kalectwo nie pozwoliło mu na odgrywanie tak ważnej roli, jak wcześniej.

W czasach, gdy Włostowic był jeszcze najbliższym doradcą Władysława, wydarzyła się rzecz, które wpłynęła na życie samego księcia, jak i na... rozwój Dolnego Śląska.
Legenda głosi, że możnowładca z powodu pokuty ufundował blisko 100 świątyń na terenie całego Dolnego Śląska. Włostowic, na rozkaz Władysława, porwał wrogiego Polsce księcia ruskiego Wołodara. Zanim to jednak zrobił, wykazał się wielkim wyrachowaniem. Powiedział ruskiemu władyce, że zdradził Polskę i chce mu służyć.

Podobno szybko zyskał przyjaźń Wołodara. Tak silną, że został ojcem chrzestnym jego dziecka. W końcu, podczas wspólnego polowania, porwał księcia i zawiózł go przed oblicze Władysława. Włostowic zyskał dzięki temu wielką chwałę. Ale nie u duchowieństwa, o czym przekonał się, kiedy poszedł do spowiedzi. Pokuta okazała się sroga. Zdaniem duchownego, który wysłuchał grzechów Włostowica, książę mógł zmazać grzechy jedynie dzięki wybudowaniu prawie 100 kościołów na terenie Dolnego Śląska.

Ile faktycznie świątyń ufundował Piotr, nie wiadomo. Pewne jest to, że do dzisiejszych czasów niewiele z nich się ostało. W samym jednak Wrocławiu Włostowi przypisuje się katedrę Najświętszej Marii Panny przy ul. Szewskiej, kościół św. Idziego, św. Marcina na Ostrowie Tumskim, klasztor Benedyktynów na Ołbinie wraz z kościołem św. Wincentego. Ten ostatni budynek został niestety zburzony. Jednak okazały portal (gdzie przedstawiona jest historia Włosta) można podziwiać przy katedrze Marii Panny przy ul. Szewskiej.
Jan Henryk XI von Pless graf von Hochberg
Był drugim księciem pszczyńskim i baronem na Książu. W swoim 74-letnim życiu piastował wiele ważnych funkcji i stanowisk. Zasiadał w Reichstagu, był kanclerzem kapituły Orderu Orła Czarnego i wielkiego mistrza Orderu św. Hubertusa. Wybitny myśliwy i znawca łowiectwa dostał dożywotnio funkcję wielkiego łowczego królewskiego i szefa cesarskiego urzędu łowieckiego.

Zdolności polityczne i dyplomatyczne Hochberga wysoko cenili Wilhelm I oraz Fryderyk III, którzy uczynili go swoim bliskim współpracownikiem. Ale największym szacunkiem darzyli księcia Hochberga poddani. Jan Henryk XI, właściciel jednej z największych fortun Europy przełomu XIX i XX wieku, nie żałował bowiem pieniędzy na - jak byśmy to dziś powiedzieli - sprawy socjalne.

Majątek księcia mógł przyprawić o zawrót głowy - zamek w Książu i pałac w Pszczynie, lasy, tartaki, browary, kopalnie, zakłady przemysłowe na Dolnym i Górnym Śląsku, i urocze uzdrowisko Szczawno-Zdrój. Jan Henryk XI umiał jednak nie tylko zarabiać pieniądze. Umiał je zarabiać mądrze. Zmodernizował swoje kopalnie, koksownie i browar książęcy w Tychach, który dzięki inwestycjom stał się najnowocześniejszy w całej Europie.

I co równie ważne, sporą część osiągniętych dzięki temu zysków książę przeznaczał na szkoły, organizacje społeczne i kościoły przede wszystkim z Wałbrzycha, Świebodzic i Pszczyny. Szczególnymi względami Jan Henryk XI darzył zatrudnianych w jego kopalniach górników. W samym Wałbrzychu było ich ponad pięć tysięcy. Z książęcych pieniędzy zbudowano dla nich szpital, bloki mieszkalne, dom towarowy, prowadzono przedszkola i biblioteki.

- Przy osiedlu Matylda, które istnieje w Wałbrzychu do dziś, książę wybudował nawet kasyno - mówi Dorota Stempowska, córka sta-jennego Hochbergów. - Chciał, by po pracy górnicy spędzali wolny czas przy kuflu piwa w kulturalnych warunkach, a nie w spelunach, gdzie często dochodziło do awantur.
Osoby pracujące dla księcia objęte były pakietami świadczeń emerytalnych i socjalnych. Było to wówczas przedsięwzięcie niemal rewolucyjne, które odbiło się szerokim echem także poza Europą. Dlatego Jan Henryk XI został zaproszony do wygłoszenia referatu na ten temat w trakcie Wystawy Światowej w Saint Louis w 1904 roku.

Później, wzorując się na pomysłach Hochberga, wprowadzono podobne rozwiązania w całych Niemczech. W 1907 roku, w wieku 74 lat, Jan Henryk XI zmarł. Jego pogrzeb był prawdziwie książęcy. Po sprowadzeniu zwłok z Drezna pociągiem do Świebodzic kondukt pogrzebowy ruszył za odkrytym karawanem do Książa.

Maszerowali w nim nadleśniczowie, dyrektorzy kopalń oraz przedstawiciele lokalnych władz. Na trasie przejazdu ubrani na galowo górnicy i żołnierze utworzyli szpaler. Po śmierci głowy rodu zarządzanie majątkiem spoczęło na jego najstarszym synu Janie Henryku XV oraz jego małżonce księżnej Marii Teresie, zwanej pieszczotliwie Daisy. To właśnie ona kontynuowała rozpoczętą przez teścia działalność społeczną i rozwinęła ją na dużo większą skalę. Gdzie obecnie spoczywają doczesne szczątki Jana Henryka XI oraz księżnej Daisy, nie wiadomo.

Po wejściu do Książa żołnierze Armii Czerwonej wdarli się do grobowca i sprofanowali spoczywające w nim szczątki Hochbergów. Później mieli je zebrać i pochować w znanym tylko sobie miejscu książęcy poddani.

- Pamiętam, że po profanacji grobowca pijani Rosjanie jeździli po parku na rowerach - wspomina Dorota Stempowska. - Jeden z nich wymachiwał szablą, z którą pochowano Jana Henryka XI. Historia książęcego rodu stała się też inspiracją dla świetnego filmu Filipa Bajona "Magnat" i opartego na nim serialu "Biała wizytówka".
Rodzina Schaffgotschów
Schaffgotschowie to jedna z bardziej znanych i rozrośniętych arystokratycznych rodzin śląskich. Jej członkowie przez wieki gromadzili i zarządzali olbrzymim majątkiem. Byli właścicielami zamków, pałaców, kopalń, hut, fabryk i olbrzymich latyfundiów ziemskich. Do ich cieplickiej siedziby, by zażyć dobroczynnych właściwości gorących źródeł, przyjeżdżała między innymi królowa Marysieńka Sobieska, Hugo Kołłątaj, Johann Wolfgang Goethe, książę Stanisław August Poniatowski i przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych John Quincy Adams.

Już od średniowiecza ród Schaffgotschów szczycił się znaczącymi postaciami - książę Filip Gotard był biskupem Wrocławia. Warto też wiedzieć, że właściciele Kotliny Jeleniogórskiej na przestrzeni wieków rozjeżdżali się po całej Europie. Tak powstały kolejne, poza cieplicką, linie rodu: czeska, górnośląska i austriacka.

Schaffgotschowie byli też hojnymi mecenasami kultury i kolekcjonerami. Przez stulecia stworzyli w Cieplicach bibliotekę zawierającą kilkadziesiąt tysięcy ksiąg. Zbierali militaria i dzieła sztuki, stworzyli słynną kolekcję przyrodniczą.

Praprzodkowie rodu Schaffgotschów pochodzili z Miśni w Saksonii. Przez wiele lat za protoplastę rodziny uznawano rycerza Sibotha Schaffa, który przybył na Dolny Śląsk w 1186 roku. Jego siedzibą był zamek w Starej Kamienicy pod Jelenią Górą. Ruiny twierdzy stoją tam do dziś. Jednak według najnowszych badań historyków Siboth jest postacią fikcyjną. Pierwszym członkiem rodu, którego istnienia badacze są pewni, był Reinhard Schaph (zmieniona pisownia nazwiska Schaff).

Z dokumentów wiadomo, że służył na dworze księcia głogowskiego Konrada w XII wieku.
Budowa potęgi rodu zaczęła się sto lat później. Podwaliny pod nią położył Gotsche II - dziedzic Sobieszowa i Piechowic, który szybko pomnażał majątek. Rodowe dobra poszerzył o wsie Kowary, Czarne, Staniszów i Łomnicę. Trzysta lat później na rodową fortunę składały się już 92 miejscowości.
Członkowie rodu zaczęli używać nazwiska Schaffgotsch dopiero od XVII wieku. Utworzono go z połączenia właściwego nazwiska Schaff (owca w języku niemieckim - stąd w ich herbie pojawia się to zwierzę) i rodowego przydomka Gotsch. Kupili też wolne państwo stanowe i zdobyli tytuł baronów żmigrodzkich, co czyniło noszących go członków rodziny niezależnymi wobec władzy miejscowych książąt. Sądzić mógł ich wyłącznie cesarz.

Panem Żmigrodu był m.in. Hans Ulrich, generał wojsk habsburskich w wojnie 30-letniej. Postać tragiczna, która doprowadziła do utraty rodzinnej fortuny.

W 1618 roku w chwili wybuchu wojny, w której katolicy walczyli przeciw protestantom, Hans Ulrich Schaffgotsch miał 23 lata. Choć był protestantem, złożył przysięgę wierności katolickiemu cesarzowi Niemiec. Z własnych funduszy sformował dwa regimenty piechoty. Młody baron zrobił szybką karierę w armii i otrzymał nominację generalską.

Zaprzyjaźnił się także z głównodowodzącym wojskami cesarza marszałkiem Albrechtem von Wallensteinem. Ta znajomość okazała się dla niego zgubna. Marszałek zdradził bowiem cesarza i chciał ogłosić się królem Czech. Spisek został wykryty. Wallensteina zgładzono, a Schaff-gotsch został aresztowany na dzień przed jego zamordowaniem. Torturowano go, by wymusić przyznanie się do winy.

Ten jednak milczał. Mimo to Hansa Ulricha uznano za winnego nieposłuszeństwa, zdrady i obrazy majestatu cesarskiego. I skazano na śmierć. Przed egzekucją miano mu obciąć prawą dłoń, którą miał rzekomo popełnić krzywoprzysięstwo. Stracono go w Ratyzbonie w 1635 roku. Cesarz w akcie łaski polecił, by nie odcinano mu dłoni.

Cały majątek Hansa Ulricha, prawie 100 miejscowości, 30 folwarków, zamków (m.in. Chojnik) i pałaców, a nawet meble oraz stroje, przeszedł na własność cesarza Ferdynanda II. 13 lat później cesarz, okazując łaskę, zwrócił rodzinie część dóbr. Wiele lat później uznano, że śmierć Hansa Ulricha była pomyłką sądową.
Potomkowie straconego generała byli blisko związani z Polską. Jego syn Krzysztof Leo-pold, pełniąc służbę wojskową i dyplomatyczną, wielokrotnie gościł na dworach Rzeczypospolitej. Towarzyszył Janowi Sobieskiemu w wyprawie pod Wiedeń. A chrzestną jego córki miała być królowa Marysieńka Sobieska.

Jednak po protestach dworu cesarskiego odstąpiono od tego zamiaru. Polska królowa przyjechała jednak do Cieplic, by uczestniczyć w ceremonii jako gość. Jej orszak liczył ponad 1500 osób. Zażywała też oczywiście kąpieli w słynnych już wówczas gorących źródłach. Działalność uzdrowiskową rozwijali tu Schaffgotschowie.

Krzysztofowi Leopoldowi zawdzięczamy też budowę istniejącej do dziś kaplicy św. Wawrzyńca na szczycie Śnieżki. Budowla miała jednak nie tylko służyć pielgrzymom, którzy udawali się na górę. Schaffgotsch polecił ją wybudować, by rozwiązać wieloletni spór o miedzę. O prawo własności szczytu walczyła z nim czeska rodzina von Harrach.

Schaffgotschowie zapisali się też w historii jako twórcy słynych w całej Europie kolekcji, które zaczęli tworzyć na początku XVIII w. Wtedy hrabia Jan Antoni postanowił założyć pałacową bibliotekę. Zbierał też rzadkie monety i obrazy. W kolekcji militariów znalazł się np. miecz katowski, którym ścięto generała Hansa Ulricha. Wiele pamiątek pochodziło z wyprawy pod Wiedeń, w której uczestniczył jego syn Krzysztof Leopold.

Po dwóch stuleciach cieplicki zbiór ksiąg i rękopisów liczył 80 tys. pozycji, w tym między innymi łacińskie kroniki Królestwa Polskiego Jana Długosza. W słynnej kolekcji przyrodniczej zgromadzono m.in. 3 tys. okazów ptaków.

Na początku XX wieku Schaffgotschowie władali ponad 30 tys. hektarów w Kotlinie Jeleniogórskiej. W ich zakładach uzdrowiskowych w Cieplicach i Świeradowie-Zdroju oraz w hucie szkła Józefina w Szklarskiej Porębie pracowało 900 osób. Ich majątek nieznacznie uszczuplił się po I wojnie światowej, kiedy oddali część ziemi pod zasiedlenie chłopom.

Ostatnim panem Cieplic był hrabia Fryderyk. Początek II wojny przyniósł mu wielką tragedię. Podczas walk w Polsce zginął jego 20-letni syn - oficer Wehrmachtu. W 1945 roku rodzina uciekła przed Armią Czerwoną. Hrabia Fryderyk zmarł wiosną 1947 roku. Jego potomkowie mieszkają w Niemczech.
Marianna Orańska
Porzuciła męża, który ją zdradzał, i związała się z masztalerzem. Piękna, inteligentna i odważna, aż trudno uwierzyć, że żyła w XIX wieku.

Niderlandzka królewna Marianna Orańska, która pół życia spędziła na Dolnym Śląsku, to niewątpliwie jedna z najbardziej nietuzinkowych postaci XIX wieku. Była autorką skandalu obyczajowego, o którym przez wiele miesięcy mówiono na dworach i salonach ówczesnej Europy. Bo nawet dzisiaj kobieta, która odchodzi od męża i czwórki niepełnoletnich dzieci (najmłodsze miało wtedy zaledwie 3 latka), od razu trafia na języki.

Był rok 1845. Marianna Orańska, wtedy 35-letnia już kobieta, ma dość trwania w nieudanym małżeństwie ze sztywnym pruskim generałem, księciem Albrechtem Hohenzollernem, który na domiar złego wciąż ją zdradza. Postanawia odmienić swoje życie.

Pakuje swoje suknie i biżuterię i przenosi się z Berlina do Holandii, gdzie żyje, wcale tego nie kryjąc, ze swoim masztalerzem (nadzorcą stajni) Johannesem van Rossumem. Prawdziwy skandal wybucha jednak dopiero cztery lata później, kiedy Ma-rianna zachodzi w ciążę ze swoim kochankiem. Dwory w Hadze i Berlinie nie mogą dalej tolerować krnąbrnej królewny obnoszącej się z brzuchem. Od razu zrywają z nią wszelkie kontakty, zabraniają odwiedzania dzieci, a nawet zakazują przebywania na terytorium Prus, choć doskonale wiedzą, że jej posiadłości leżą na Dolnym Śląsku.

Marianna Orańska, pomimo nałożonej na nią infamii, nie załamuje się. Kupuje małą posiadłość w miejscowości Bila Voda, po austriackiej stronie granicy, z której nadzoruje swoje dobra w Stroniu Śląskim i Kamieńcu Ząbkowickim. Jej ziemie przeżywają wtedy rozkwit gospodarczy. Niderlandzka arystokratka buduje drogi, dukty leśne i leśniczówki, zarybia stawy, a w 1864 roku zakłada hutę szkła w Stroniu.

Nic dziwnego, że ówcześni mieszkańcy nie mówili na nią inaczej jak tylko dobrodziejka, a pamięć o niej zachowała się pomimo historycznych zawirowań i niemal całkowitej wymiany narodowościowej na ziemi kłodzkiej. Do dzisiaj istnieją Mariańskie Skały, droga i źródło Marianny, biała i zielona Marianna (nazwy wydobywanych marmurów). Niderlandzka królewna jest także patronką gimnazjum w Stroniu Śląskim. Na tym jednak nie koniec.

Od roku władze kilku gmin i dwóch powiatów tworzą szlak im. Marianny Orańskiej (z Ząbkowic Śląskich przez Kamieniec Ząbkowicki, Lądek-Zdrój i Stronie do Międzygórza). Nowa atrakcja turystyczna ma być gotowa w przyszłym roku, w związku z okrągłą, dwusetną rocznicą urodzin dobrodziejki. Projekt zakłada nie tylko wybudowanie parkingów, oznakowanie szlaku i odnowienie zabytków związanych z arystokratką, ale także przygotowanie imprez kulturalnych i rekreacyjnych, między innymi corocznego 2-dniowego rajdu pieszego imienia Marianny Orańskiej.

Samorządowcy nową atrakcję turystyczną będą promować nie tylko w kraju, ale także w Europie, szczególnie w Holandii. W krajach Beneluxu mieszka sporo turystów zainteresowanych postacią Marianny Orańskiej, a tym samym przyjazdem na tereny, na których żyła ta nietuzinkowa kobieta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska