Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbudowaliśmy nowe życie

Hanna Wieczorek
Siłą Dolnego Śląska zawsze byli młodzi ludzie. To oni decydowali o otwarciu naszego społeczeństwa i tak cenionej dynamice rozwoju
Siłą Dolnego Śląska zawsze byli młodzi ludzie. To oni decydowali o otwarciu naszego społeczeństwa i tak cenionej dynamice rozwoju Paweł Relikowski
Z historykiem z DSW, profesorem Edwardem Czapiewskim rozmawiamy o tym, jak się zmienił Dolny Śląsk.

Co byśmy zobaczyli na Dolnym Śląsku, gdybyśmy się cofnęli do lat 1945-1946?

Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi. Na Dolny Śląsk po II wojnie światowej napływa ludność polska. Spora jej część jest tu przesiedlana przymusowo - myślę o repatriantach z Kresów Wschodnich, których dotykało poczucie tymczasowości. Duża część repatriantów myślała, że ich pobyt tutaj potrwa kilka miesięcy, że za chwilę wrócą do siebie.

Ale nie wszyscy, którzy przyjeżdżali na Dolny Śląsk, byli repatriantami z Kresów.

To prawda. Część przyjechała z Polski centralnej, jeszcze więcej z Wielkopolski. Była też grupa, i to nie mała, która nie wiązała swojej przyszłości z Dolnym Śląskiem. To oni właśnie szabrowali, co się dało, by ze zdobytymi trofeami wrócić do siebie. Wielu przybyszów widziało jednak wielką szansę w możliwości osiedlenia się na tak zwanych Ziemiach Odzyskanych. I tak powoli przyrastała liczba mieszkańców Wrocławia oraz Dolnego Śląska. Jak w wielkim tyglu wszystko mieszało się, stapiało ze sobą.

Stapianie bywa bolesne...

Nie była to sielanka, jaką znamy z filmu "Sami swoi". Na wsi podziały były ostre. Do dzisiaj pamiętam raczej pejoratywne: ci, zza Buga...

Skąd ten pejoratywny wydźwięk?

Bo Dolny Śląsk był rozwinięty technicznie, tu były maszyny, nowoczesne gospodarstwa. Rolnicy z Kresów nie znali takiej techniki, nie potrafili się nią posługiwać. Maszyny marniały. Z podobnych powodów katastrofą okazała się zamiana wielkich gospodarstw junkierskich na PGR. To były koszty cywilizacyjne wędrówki ludów. A na dodatek, ziemie te zostały zdewastowane przez Armię Czerwoną i Rosjan. Rzadko się o tym mówi, ale przecież Związek Radziecki dostał reparacje wojenne także z Dolnego Śląska. Wywożono do ZSRR ogromny majątek. Rosjanie brali z fabryk wszystko, co się dało.
Jednak mimo tych problemów Dolny Śląsk stał się jedną z lepiej rozwiniętych prowincji państwa polskiego.

W miastach było inaczej?

To były czasy migracji mieszkańców wsi do miast, gdzie czekała na nich praca w wielkich fabrykach - takich jak Dolmel czy Pafawag. Ale równocześnie w miastach osiedlała się inteligencja z Kresów. I choć wśród mieszkańców, choćby Wrocławia, repatriantów ze Wschodu nie ma zbyt wielu, bo tylko 18 procent, to w miastach ton nadaje lwowska inteligencja. Pamiętam, że jeszcze w 1966 r., kiedy zastanawiałem się, gdzie studiować, moja siostra mieszkająca we Wrocławiu zachęcała mnie: przyjeżdżaj tutaj, tu są wspaniali lwowscy profesorowie.
Zaczyna się dekada lat pięćdziesiątych. Jaka ona jest?

Oficjalna propaganda podkreślała, że każdy kamień mówi tu po polsku. Ale Polacy, którzy się tu osiedlili, zawsze wiedzieli, że to nie do końca prawda. Że z hasła "byliśmy, jesteśmy, będziemy" prawdziwe jest "jesteśmy i będziemy". A z tym "byliśmy" jest gorzej. W tej dekadzie Zachód zaczyna podnosić kwestię ziem zachodnich, powstaje Republika Federalna Niemiec. Mieszkańcy Dolnego Śląska czują się niepewnie. I choć na Dolnym Śląsku urodziło się już pierwsze pokolenie Polaków, trudno się tu zadomowić. Tę niepewność podsycają same władze. Bo z jednej strony hucznie obchodzą kolejne rocznice "przyłączenia Dolnego Śląska do Macierzy", ale z drugiej nic się tu nie buduje i niewiele remontuje. Tę niepewność widać było do końca lat 60.

PRL-owska władza podsycała poczucie tymczasowości?

Do pewnego stopnia. Jeszcze w latach 60., kiedy jeździło się po Dolnym Śląsku, widać było stagnację. Nie trzeba zresztą daleko szukać, sam Wrocław to było miasto pełne ruin, które ciągnęły się między innymi wzdłuż ulicy Legnickiej. Dopiero pod koniec lat 60. i w latach 70. zaczęto w ich miejsce budować nowe osiedla mieszkaniowe. To nie sprzyjało poczuciu, że jesteśmy na swoim. Ale w tym samym czasie podjęto fundamentalne dla Dolnego Śląska decyzje gospodarcze. Postanowiono, że w naszym regonie powstaną zagłębia miedziowe i turoszowskie. Te inwestycje przez wiele lat pchały Dolny Śląsk do przodu.

Po co władza utrwalała takie przekonanie?

Bo dzięki temu poparcie dla władzy ludowej było tutaj większe niż gdzie indziej. Przecież mówiono o "czerwonym Wrocławiu". W październiku '56 odbywały się wiece, ale na strajki robotnicze trzeba było jeszcze kilka lat poczekać.

I tak dotrwaliśmy do lat 60. Z poczuciem tymczasowości, ale i przekonaniem, że żyjemy w najnowocześniejszym regionie Polski.

To przekonanie pokutowało zwłaszcza wśród władzy. Bolesław Iwaszkiewicz, przewodniczący rady narodowej miasta Wrocławia w latach 1957-1961, chwalił się, że oddał część pieniędzy komunalnych miastom Polski centralnej. Bo we Wrocławiu była przecież infrastruktura - odziedziczona po Niemcach. Starzała się, nikt jej nie modernizował . Nadal niewiele się budowało. Nie ma się więc co dziwić, że ludzie ciągle nie mieli umocowania. Rolnicy nie mieli prawa własności, cały czas była to prowizorka. Nawet władza kościelna była prowizoryczna! Ale też właśnie pod koniec lat 60. rodzi się na Dolnym Śląsku drugie pokolenie Polaków, którzy już wrastali w tę ziemię, a razem z nimi wrastali ich rodzice. Zaczyna się budować tożsamość dolnośląska. Pamiętam, jak bardzo dumny był mój szwagier, kiedy zaczął się ukazywać "Wieczór Wrocławia". Chwalił się, że ma "swoją", wrocławską gazetę.
Kiedy Dolnoślązacy uwierzyli, że nic się już nie zmieni?

Myślę, że przełomem było podpisanie w roku 1970 traktatu między PRL i RFN. Ten traktat był dla ludzi mieszkających na Dolnym ŚLąsku potwierdzeniem, że to się już nie zmieni. Za Gierka uwłaszczono nareszcie chłopów na ziemi - dostali akty własności. W tym czasie została też zmieniona administracja kościelna i dostosowana do nowych granic. Po roku 1971 ludzie zaczynają remontować swoje domy! To znak, że osiedlili się tu na dobre.

Dolny Śląsk się rozbudowuje i modernizuje...

A Dolnoślązacy przeżywają szok poznawczy. Bo w epoce Gierka można wyjechać za granicę, choćby do NRD czy Czechosłowacji, i nawet tam zobaczyć, jak jesteśmy zapóźnieni, zapyziali.

Dużo Dolnoślązaków wyjeżdża za granicę?

Dużo. Sporo osób wyjeżdża na praktyki zagraniczne, to są też lata, w których zaczynają się wyjazdy zarobkowe na Zachód. Pamiętam, jak bodaj w 1972 roku kolega proponował mi wspólny wyjazd do Szwecji, na zbieranie truskawek. Odmówiłem, bo pomyślałem, że zrobię doktorat, będę miał lepszą pensję. Po co mi więc harówka przy zbieraniu truskawek. Rok, dwa lata później żałowałem. Bo wyjazd na saksy był związany z możliwością poznawania innego świata.

I ma to wpływ na region? Ludzie się bogacą?

Zmienia się mentalność ludzi. Młodzież, która wyjeżdża na Zachód, wraca z nowymi doświadczeniami. Zaczyna się zbierać kapitał, który wybuchnie - w dobrym tego słowa znaczeniu - po 1989 roku.
Jaki kapitał gromadziliśmy na przyszłość?

Wiedzę o tym, jak powinno się organizować pracę, jak wygląda prawdziwy handel, przekonanie, że warto zakładać własne firmy. Pamiętajmy, że zbliża się rok osiemdziesiąty, a składały się nań lata 70. i ta szczęśliwa decyzja o możliwości wyjazdów na Zachód. Zresztą te wyjazdy zostały ograniczone, ale nie całkowicie zatrzymane w latach 80. Dzięki nim, kiedy w 1989 roku stworzyliśmy nowy system prawny i przekształciliśmy gospodarkę, część ludzi była do tych zmian przygotowana. Oczywiście nie wszyscy, i za to zapłaciliśmy ogromną cenę, może nawet płacimy do dzisiaj, bo nadal są ludzie, którzy nie potrafią się odnaleźć w tej rzeczywistości.

Ten potencjał do 1989 roku? A lata 80.? Przespaliśmy je?

Lata 80. to czas Solidarności. Wrocław był miastem młodych, Dolny Śląsk regionem nasyconym wielkoprzemysłową klasą robotniczą. To powodowało, że narastał bunt. Przyszła Solidarność, związek zbudował świetne więzi organizacyjne, które przydały się w stanie wojennym. Solidarność na Dolnym Śląsku była bardzo silna, wystarczy wspomnieć o legendzie Frasyniuka czy Piniora. Ale lata 80. są też okresem stagnacji gospodarczej, czasem, kiedy w Pafawagu produkuje się wałki do ciasta, a w innych fabrykach także wytwarza się jakieś erzace...

4 czerwca 1989 roku Dolnoślązacy pokazali, że mają dość systemu komunistycznego.

Tak, wyniki wyborów były jednoznaczne. Jednak ogromna część Dolnoślązaków nie zdawała sobie sprawy z kosztów tej przemiany - bezrobocia, przekształceń gospodarczych. Gdzie dzisiaj są nasze wielkie zakłady przemysłowe? Gdzie są wałbrzyskie kopalnie?

Zapłaciliśmy ogromną cenę i co mamy w zamian?

Dolny Śląsk szybko przystosował się do nowej sytuacji. Chwyciliśmy szansę, jaką dał rok 1989. To świadczy, że mieliśmy stosunkowo dobrą kadrę, która potrafiła przeprowadzić przekształcenia.

Mieliśmy szczęście?

Mieliśmy więcej atutów: otwarci ludzie, mniej skrępowani zapyziałymi układami, znakomite położenie Dolnego Śląska. To nabrało ogromnego znaczenia, gdy zaczął się rozwijać system samorządowy i decyzje zaczęły zapadać we Wrocławiu, Świdnicy czy Legnicy. Możemy się czepiać różnych błędów popełnianych przez samorządy, ale proszę przypomnieć sobie, z jak niskim budżetem startował Wrocław. Dzisiaj zwiększył go wielokrotnie i ma drugi, po Warszawie, budżet w Polsce.

***
Siedem dekad

Trzeciego sierpnia rozpoczęliśmy publikację tekstów o dolnośląskich dekadach.
Poprzez rozmowy, życiorysy Dolnoślązaków, ciekawostki i znaczące wydarzenia staraliśmy się pokazać, jak w ciągu ostatnich 64 lat zmienił się Dolny Śląsk.
Z powojennej Ziemi Obiecanej przekształcił się w jeden z najważniejszych regionów Polski. Dlaczego w latach 70. nazywano Wrocław stolicą kultury awangardowej i na czym słuchało się muzyki w latach 80.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska