Chcieliśmy żyć, by latać

W "Słowie Polskim" sprzed ćwierć wieku widzimy na zdjęciach, jak badane są uszy, oczy i serca pilotów we wrocławskim Ośrodku Badań Lotniczo-Lekarskich. Przeprowadził się on z Krzyków do odnowionej, secesyjnej kamienicy przy ul. Sienkiewicza, gdzie już nie pracują lekarki ze zdjęć w gazecie, bo są na emeryturze.

W dawnym ośrodku przy ul. Wiśniowej została tylko komora niskich ciśnień, do której raz w tygodniu jadą zbadani tu piloci. Niegdyś przeważali w ośrodku ludzie w mundurach. Nie było - jak dziś - zamożnych biznesmenów planujących podróże własnymi samolotami. Jest także dużo więcej cywilnego personelu latającego, młodych ludzi uprawiających sporty ekstremalne, pragnących latać na motolotniach, balonach, szybowcach oraz spadochroniarzy i innych amatorów podniebnego szaleństwa.

Ośrodek, wyposażony w supernowoczesną aparaturę, zatrudnia specjalistów z różnych dyscyplin medycznych i bada rocznie 28 tysięcy osób. Działając prawie 60 lat, miał tylko trzech dyrektorów, co w Polsce świadczy o wyjątkowej stabilności firmy. Od 18 lat dyrektorem GOBLL jest dr Janusz Marek, chirurg i pilot, człowiek w locie - dosłownie i w przenośni. Zaraz leci do Warszawy, a podczas naszej rozmowy przyjmuje telefony, decyduje i wydaje kolejne polecenia w sprawach medycyny lotniczej, sportowej, rodzinnej i pracy.

- Mamy wolny rynek i umowy z NFOZ. Badamy młodsze osoby niż kiedyś, a z tego, że zamożni ludzie garną się do lotnictwa, cieszmy się. Oni stawiają hangary, remontują lotniska, kupują sprzęt, spadochrony, szybowce i motolotnie dla aeroklubów. Popularyzują latanie…
Dawno temu, podczas prezentacji urządzeń OBLL na Polu Marsowym, byliśmy chłopcami marzycielami. Przypasani do wielkich, kręcących się obręczy, wirowaliśmy.

Chcieliśmy żyć, aby latać. Jak wiele lat później kosmonauta Mirosław Hermaszewski, który z wrocławskiego Ośrodka Badań Lotniczo-Lekarskich otrzymał pierwsze w życiu orzeczenie, że może latać.