Wczoraj wyszło na jaw, że w latach młodości zadawał się z komunistyczną bezpieką i został zarejestrowany jako tajny współpracownik o pseudonimie Ernest. W dodatku później miał używać pseudonimu Ternes, który jest anagramem Ernesta (poprzestawiane litery).
Tak, to wcale nie wygląda na przypadkową zbieżność. Bohaterowie Hemingwaya szukają przygód i podejmują najbardziej ryzykowne kroki, by zasmakować życia na krawędzi. Ta do bólu męska literatura jak ulał pasuje do postaci błyskotliwego młodzieńca, robiącego w krótkim czasie wielkie pieniądze, z zapałem nurkującego w głębinach, a nawet próbującego polecieć w kosmos.
Jak zwykli mawiać zwolennicy teorii spiskowej i miłośnicy lustracji - wszystkie klocki nagle do siebie pasują. Czarnecki unikał rozgłosu jak diabeł święconej wody, co było tym trudniejsze, im więcej pieniędzy miał na koncie. Strasznie się denerwował, gdy pismaki wypytywały jego znajomych o ciekawostki z lat młodości i początków biznesowej kariery. Kiedy parę lat temu odkryto, że przymierzał się, za grubą forsę, do lotu z Ruskimi na orbitę - zamiast skwitować całą sprawę śmiechem - wręcz się na wszystkich obraził.
Czarnecki zaprzecza, że był kapusiem i ja mu chcę wierzyć. Intuicja mi podpowiada, że ktoś, kto mając 18 lat wybrał sobie pseudonim Ernest, był raczej naiwnym łowcą przygód, niż zimnym łajdakiem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?