Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Peter Greenaway: Dzięki mnie kino nie umrze

Marta Wróbel
Peter Greenaway
Peter Greenaway Marcin Oliva Soto
Rozmowa z reżyserem Peterem Greenawayem przed polską premierą jego filmu "Rembrandt... oskarżam!".

Przed wywiadem, podczas festiwalu Era Nowe Horyzonty Brytyjczyk spotkał się z widzami. Ubrany w garnitur, słomkowy kapelusz i wysłużone czarne buty grzmiał ze sceny ku radości publiki i zakłopotaniu tłumacza:
- Budujemy kino na dwóch kłamstwach: umieraniu i pieprzeniu!

Kiedy spotykamy się pół godziny wcześniej w festiwalowej kawiarni, też jest bezpośredni:
Nic o pani nie wiem, ale jestem pewien dwóch rzeczy: jest pani istotą seksualną i pani umrze. Jak my wszyscy. Śmierć i seks to ważne tematy w moich filmach.

Niektóre z nich, jak "8 i pół kobiety", były dostępne w kinie tylko dla widzów dorosłych.

Bo takie jest nasze życie. A ja robię filmy o tym, co jest w życiu najważniejsze. Na szczęście mam poczucie humoru i mam nadzieję, że moje kino nie jest przyciężkie. W końcu pochodzę z kraju Monty Pythona.

Ale od lat mieszka Pan w Amsterdamie. Dlaczego?

Holandia to najbardziej cywilizowany europejski kraj. Można tam otwarcie mówić o eutanazji, aborcji, jest tolerancja dla różnych wyznań i mniejszości seksualnych. To mi odpowiada, bo jestem ateistą i chcę być człowiekiem wolnym od zakazów, jakie nakłada na społeczeństwo jakakolwiek religia. Poza tym Amsterdam to miejsce pełne sztuki: zabytków, muzeów i galerii. Dla mnie, jako malarza z wykształcenia, to bardzo ważne.

Nie tylko Pan maluje, tworzy instalacje, ale także pisze libretta do opery i reżyseruje. Co jeszcze chciałby Pan robić?

Cóż, chciałbym być kompozytorem, ale nie umiem czytać nut. Gdybym urodził się raz jeszcze, chciałbym też być architektem, bo uważam, że architektura jest matką wszystkich sztuk.

Człowiek renesansu upodobał sobie człowieka baroku. Co takiego fascynującego jest w obrazie "Straż nocna" Rembrandta, że zdecydował się Pan nakręcić kolejny inspirowany nim film?

W filmie "Rembrandt ... oskarżam!" staram się wyjaśnić tajemnicę zbrodni, która jest tematem dzieła holenderskiego malarza. To jeden z najbardziej fascynujących i wieloznacznych obrazów, jakie widziałem w życiu. Vincent van Gogh podobno był nim tak zaintrygowany, że obserwował go przez trzy dni.
Dalsza część spotkania z publicznością w kinie Helios. Tym razem po projekcji najnowszego filmu. Greenaway peroruje:
- Kina nie wynaleźli bracia Lumiere. Pierwszym reżyserem był Rembrandt! Po 20-minutowym monologu na temat artysty, dodaje: - Tak naprawdę wcale go nie lubię.

Co jest takiego inspirującego w sztuce innych, że skłania ona Pana do tworzenia własnej?

Obrazy, obrazy, obrazy. Fascynuje mnie połączenie sztuk pięknych z filmem. Chciałbym, żeby film częściej wykorzystywał dziedzictwo malarstwa. W 1921 r. film był mieszaniną literatury, malarstwa i teatru. Dziś mamy kino, które w większości imituje literaturę. Weźmy dla przykładu "Harry'ego Pottera" czy nawet filmy von Triera, Almodovara i Lyncha. Wszyscy robią to samo. Biorą tekst i ilustrują go. Są przewodnikami po tych tekstach, a nie kompozytorami, a ja chcę być kompozytorem. Jestem odpowiedzialny za pomysł każdego filmu, który wyreżyserowałem. W dzisiejszych czasach to dość niezwykłe. Zwracam też dużą uwagę na obraz i światło, tak jak robił to Rembrandt. Dlatego zdobył taką sławę, że to, co stworzył, wciąż jest zrozumiałe, ale jednocześnie intrygujące. A wracając do filmu "Rembrandt ... oskarżam!", udało mi się w nim stworzyć rzadkie w dzisiejszym kinie połączenie fabuły z dokumentem. Nie mam dobrego zdania o współczesnym kinie. Mam nadzieję, że dzięki mnie ono nie umrze.

Skoro jesteśmy przy oryginalnych pomysłach, ten z zagadką kryminalną związaną z obrazem nie jest chyba tak całkiem nowy.

Chodzi pani o Dana Browna i jego "Kod Leonarda da Vinci"?

Nic bardziej mylnego, byłem pierwszy. Od początku lat 90. zgłębiam tajemnice różnych obrazów, m.in. "Ostatniej wieczerzy" Leonarda da Vinci. Choć robię to może na mniejszą skalę.

A co skłoniło Pana do kręcenia poprzedniego filmu we Wrocławiu?

Po prostu dostałem dobrą propozycję i z niej skorzystałem. Nie jestem sentymentalny, więc nie wspominam tego jakoś szczególnie. Z waszymi aktorami dobrze mi się współpracowało. Był tylko jeden szkopuł. Jak się nazywa ten młody człowiek, który w "Straży nocnej" grał Egremonta?

Maciej Zakościelny.

Właśnie. No więc ten młody człowiek miał okropny akcent. I to jest problem waszych aktorów. Nie potrafią dobrze mówić po angielsku. Pytał mnie, co ma zrobić, żeby przebić się w światowym kinie. Odpowiedziałem mu, żeby wziął pół roku wolnego i poćwiczył angielski.

Podobno chciał Pan kiedyś studiować reżyserię w Łodzi.

Tak, inspirowały mnie filmy Polańskiego i Zanussiego. Nie doszło do tego z różnych powodów. Ale mam nadzieję, że podczas Ery Nowe Horyzonty chociaż uścisnę dłoń Krzysztofa Zanussiego.

Peter Greenaway. Brytyjski reżyser, scenarzysta i twórca instalacji. Ma 67 lat. Z wykształcenia malarz. Jego filmy wyróżniają się przepychem wizualnym i teatralnością obrazu. Najsłynniejsze dzieła Greenwaya to "8 i pół kobiety" i "The Pillow Book". Najnowszy film artysty "Rembrandt ... oskarżam!" miał polską premierę podczas festiwalu Era Nowe Horyzonty. Obraz został zaprezentowany w Międzynarodowym Konkursie "Filmy o sztuce". Na festiwalu odbył się też pokaz specjalny z udziałem Greenawaya jego poprzedniego, kręconego we Wrocławiu filmu "Straż nocna". Oba filmy inspirowane są najsłynniejszym obrazem Rembrandta. Artysta podczas festiwalu wygłosił wykład o związkach malarstwa i kina zatytułowany "Wizualna poczytalność - kino i malarstwo".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska