Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowieści cudem ocalonych

Tomasz Woźniak, Zygmunt Mułek
Czwartkowa nawałnica połamała setki starych, wielkich drzew. Wiele wyrwała z korzeniami. Legnicki park został zamknięty dla mieszkańców
Czwartkowa nawałnica połamała setki starych, wielkich drzew. Wiele wyrwała z korzeniami. Legnicki park został zamknięty dla mieszkańców Piotr Krzyżanowski
W czwartek wielu legniczan otarło się o śmierć. Teraz opłakują zrujnowany park i stary cmentarz.

Kilkanaście minut przed 19 emeryt Józef Puchała zauważył, że nad miasto nadciąga przerażająca, czarna chmura. Uciekł do domu przy ul. Zielonej, tuż przy parku Miejskim.
- Ledwo zamknąłem drzwi, w park uderzył tajfun - opowiada. - Momentalnie zrobiło się ciemno. Zamykając okno, słyszałem krzyki uciekających przed nim spacerowiczów. Widziałem, jak wiatr porwał matce małe dziecko i rzucił je w krzaki.

Pan Józef widział, jak wichura łamie piękne, stare drzewa na podwórzu II LO i jak gałęzie przygniatają ludzi koło pomnika śpiącego lwa.
Tam właśnie, główną aleją, szła z psem i znajomymi 16-letnia Paulina Martynek. Kolega uratował jej życie - pchnął ją, dzięki czemu nie została przy-gnieciona przez upadające drzewo. Potem już tylko kątem oka widziała, jak doskoczył do wózka przygniecionego przez konar, by wyciągnąć płaczące w nim dziecko.
- Ja pomogłam uwolnić się jego mamie, którą przygniotła gałąź - opowiada legniczanka. - Pobiegliśmy pod inne drzewo, ale ono też zaczęło się przechylać, więc schowaliśmy się do pizzerii nad Kozim Stawem.

Dopiero tam Paulina poczuła ból w plecach. Uderzyła ją jedna z fruwających gałęzi. Jeszcze w sobotę dziewczyna pozostanie na obserwacji w szpitalu.
Uderzenia nie poczuła również Katarzyna Wojciechowska z Bytomia, 17-letnia uczestniczka mistrzostw Polski w łucznictwie, które w czwartek rozpoczynały się na stadionie w parku. Gdy zawodnicy uciekali do szatni, pobiegła po sprzęt, by nie porwał go wiatr.

- Jakiś wielki przedmiot leciał w moją stronę, więc odskoczyłam - mówi łuczniczka. - Sądziłam, że mi się udało, ale w szatni zobaczyłam ogromną ranę na kolanie.
Dziewczynie założono kilka szwów. W piątek próbowała strzelać. Po pierwszej serii była w dziesiątce najlepszych, ale nie mogła utrzymać równowagi na bolącej nodze.

Dariusz Rapacz razem z czteroletnim synkiem poszedł nad Kaczawę koło parku.
- Nagle zrobiło się zupełnie cicho, jakby wszystko zamarło. Usłyszałem wielki huk i zobaczyłem olbrzymią, czarną chmurę szybko sunącą z południa - wspomina Rapacz. - Wśród jej kłębowisk zobaczyłem wirujące konary drzew. Złapałem dziecko i pobiegliśmy, a w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą staliśmy, upadło drzewo, potem następne i następne.
Józef Puchała też przeżywa wydarzenia z czwartku. Podchodzi spojrzeć przez szybę na kikuty drzew. - Był park i go nie ma. W niecałe 15 minut - kręci głową, nie mogąc zrozumieć. Pamięta, jak po wyłamaniu drzew wichura zawirowała złośliwie nad jego domem i po-gnała dalej w kierunku cmentarza, wszędzie siejąc spustoszenie. Widział to Stanisław Bauer, który mieszka z rodziną w budynku na żydowskiej nekropolii. Właśnie wracał do domu. - Nagle rozpętało się piekło. Wpadłem za furtkę cmentarza. Tuż za mną spadła z dachu kolumna. Potem zwaliło się drzewo. Cudem przeżyłem - opowiada.

Lamentujące nastoletnie córki pan Stanisław zamknął w piwnicy. Próbował domykać okna, gdy wichura zerwała kolejną kolumnę, a potem komin i dach. Wyrwała drzewa z korzeniami - spadały na stare macewy. - Boję się, że kolejna nawałnica nas zabije - mówi.
Po spustoszeniu cmentarza nawałnica pędziła ulicą Pątnowską za miasto. Zerwała dach z domu Adama Radolińskiego i jego sąsiada.

- Z przerażeniem patrzyłem, jak blaszane pokrycie jego domu leci wprost na moje okno, w którym stałem - wspominając to pan Adam trzęsie się. - Na szczęście blacha zatrzymała się na drzewie.
W tym czasie, kilkanaście kilometrów dalej, w żwirowni w Szczytnikach, wchodził do wody Marek Makowski z dziewięcioletnim synem Maćkiem. Przyjechali się ochłodzić po wyjątkowo parnym dniu.

- Nie wiem, skąd nagle wzięła się czarna chmura - opowiada pan Adam. - Uratowała nas skarpa, za którą się schroniliśmy. Cały czas powtarzałem: "Maciek, módl się". Tyle lat walczyliśmy o jego zdrowie, bo ma słabe serce. Bałem się, że wichura nas zabije. Koszmar trwał z 15 minut. Przeżyliśmy.

W piątek cała Legnica wyglądała jak pole bitwy. Ale jej mieszkańcy przeżyli dzień zagłady. I to najważniejsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska