18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krasnoludki z Twierdzy Wrocław

Hanna Wieczorek
Waldemar Fydrych - "Major"
Waldemar Fydrych - "Major" Fot. Wojtek Wilczyński
Na wrocławskim Rynku od czasu do czasu pojawiają się żywe i całkiem spore krasnale w pomarańczowych czapeczkach. Ich wystąpieniu nie towarzyszą już jednak policjanci, nie ma też funkcjonariuszy ABW. No cóż, czasy się zmieniły...

Waldemar Fydrych urodził się 8 kwietnia 1953 roku. Wychowywał się w Toruniu. O rodzinie mówi niechętnie. - Mama nie żyje, ojciec też. Można napisać, że moja rodzina była dziwna. Odjazdowa - stwierdza. - W młodości myśleli, że zostanę księdzem. Zresztą ja myślałem tak samo. Szkoda, że nie zostałem. Toruń dużo na tym stracił. Byłyby tam teraz dwie postaci: ojciec dyrektor i ja.
Studia - historię - Major rozpoczął w Toruniu. Skończył we Wrocławiu. Na wrocławskim uniwersytecie, wówczas jeszcze im. Bolesława Bieruta, ukończył także drugi kierunek - historię sztuki.

Dzisiaj trudno ustalić, kiedy Major został Majorem. Wersji jest kilka. Jedna mówi o boju - werbalnym - stoczonym przez Fydrycha przed komisją wojskową. Miał się wtedy samozwańczo awansować z szeregowca na majora i objąć władzę w Wojskowej Komisji Uzupełnień. Druga także dotyczy wojska. Żeby oddalić wizję "wzięcia w kamasze", lekarka z wrocławskiej przychodni studenckiej wysłała go w latach 70. na obóz terapeutyczny.

Władysław Sidorowicz, psychiatra i senator PO, wzdycha głośno. Widać, że takich ludzi jak Major nie zapomina się. - Studenckie obozy terapeutyczne były dla ludzi znerwicowanych i chorych psychicznie - opowiada. - Trochę za późno zorientowaliśmy się, że jest wśród nas trzecia grupa: pan Fydrych z kolorową asystą. Na pierwszym spotkaniu społeczności obozowej próbował przejąć władzę. Wtedy przedstawił się jako Major. W końcu się jakoś dogadaliśmy. Został powołany wspólny rząd, ze znanymi historycznymi nazwiskami. Była w nim na przykład Nadieżda Krupska.

Major z kolegami przekonali pułkownika Wojsk Ochrony Pogranicza, że siatka szpiegowska porwała magistra K., który spóźniał się na obóz.

Sidorowicz uśmiecha się. Przypomina sobie, jak Major z kolegami przekonali pułkownika Wojsk Ochrony Pogranicza, że siatka szpiegowska porwała magistra K., który spóźniał się na obóz. Chłopak pracował w Austrii, ale WOP z uporem poszukiwały "porwanego".
Wiesław Cupała, rotmistrz, który razem z Fydrychem zakładał w 1980 r. studencki Ruch Nowej Kultury, poznał Majora właśnie na tym obozie. - Kochałem się wtedy w dziewczynie, która była tam terapeutką, przyjechałem na jeden dzień i wtedy poznałem Waldka.

Józef Pinior spotkał Majora w latach 70. Spotkali się na warsztatach w teatrze Grotowskiego, może na Festiwalu Teatru Otwartego.
- To były czasy, kiedy się dyskutowało, bywało, że gadali-śmy przez całą noc - wspomina Pinior. - I okazało się, że dogadujemy się ideowo. Mamy wspólne spojrzenie na pewne lektury, wspólne fascynacje intelektualne, na przykład egzystencjalizm. Pamiętam, że nad łóżkiem Majora wisiał portret Jeana-Paula Sartre'a.
Pinior skończył studia i wsiąkł w Solidarność. Potem był stan wojenny, więzienie, podziemna Solidarność.
- Major był wiecznym studentem. Działał, ale w ruchach studenckich - wspomina. - Spotkaliśmy się znowu gdzieś w roku 1986. To był moment ogromnego kryzysu, braku perspektyw. Zadawałem sobie pytanie: co dalej? Mnie "S" przestała wystarczać. Natomiast Major zaproponował coś, co mi odpowiadało. Sztukę, ekspresję przełożoną na kulturę i politykę.
Co zaproponował Major? Jeden wielki happening i krasnoludki w pomarańczowych czapeczkach. Zaczęło się w 1982 roku od rysowania krasnali na murach. Tam, gdzie były plamy po zamalowanych napisach "godzących w ówczesny system". A że napisów pojawiało się dużo, krasnoludków przybywało w tempie lawinowym. Dlaczego krasnale? Bo "Hasło było tezą, plama antytezą, a krasnoludek syntezą". Wrocław był bazą wypadową krasnoludków, które zawędrowały do Warszawy, Gdańska i Krakowa.

Potem zaczęła się era ulicznych happeningów. Był Dzień Tajniaka, Precz z U-Pałami, Dzień Milicjanta, Wigilia Rewolucji Październikowej, rozdawanie papieru toaletowego, Dzień Kobiet (zakończony aresztowaniem Waldemara Majora Fydrycha "w trybie doraźnym" na dwa miesiące bezwzględnego aresztu), no i oczywiście Rewolucja Krasnoludków.
Alicja Grzymalska, szefowa TVP Wrocław, wprowadzenie stanu wojennego pamięta dobrze, choć miała wtedy 15 lat. Z Majorem spotkała się gdzieś w roku 1986.

- Byłam bardziej związana z Solidarnością Walczącą - opowiada. - Majora poznałam chyba przez Józka Piniora. I zafascynowała mnie Pomarańczowa Alternatywa. Szczególnie cenne było moje mieszkanie w Rynku, z olbrzymim strychem. To tam przygotowywaliśmy różne rekwizyty na happeningi. Alicja z uśmiechem opowiada, że jej matka uwielbiała Majora. W domu był fotel tylko dla niego. - Kiedy przychodzili moi koledzy ze studiów, mama nie po-zwalała w nim siadać. Bo a nuż przyjdzie Major, a to przecież jego miejsce.
Mniej więcej w tym samym czasie w Pomarańczowej Alternatywie pojawiło się sporo licealistów i studentów.

Zaczęła się era ulicznych happeningów. Był Dzień Tajniaka, Precz z U-Pałami, Dzień Milicjanta, Wigilia Rewolucji Październikowej, Dzień Kobiet i Rewolucja Krasnoludków.

- Kiedy wychodziliśmy malować krasnale, a przy okazji kotwiczki Solidarności Walczącej, podczas happeningów nie wiadomo było, czy nie zgarnie nas milicja. Wobec chłopaków mi-licjanci byli brutalni, wielu zostało pobitych - wspomina Grzymalska. - Nie wiedzieli, jak z nami rozmawiać. Bo jak rozmawiać z Gargamelem czy Misiem Uszatkiem. Pytali nas, do jakich organizacji należymy. Ja wtedy odpowiadałam: do Towarzystwa Przyjaciół Biedronek i pokazywałam specjalną, bajecznie kolorową legitymację. Pamiętam, że kiedyś zgarnęli Wicia, licealistę, a ten kazał mówić do sie-bie Książę. W końcu przyjechał do komisariatu ojciec, żeby Wicia odebrać, i tak się do niego ode-zwał: "Książę, wracamy do domu. Lektyka czeka na dole".

Który z happeningów był najważniejszy? Każdy typuje inny. Józef Pinior - rewolucję październikową. Trzymał wtedy transparent żądający przywrócenia funkcji I sekretarza moskiewskiego komitetu zesłanemu na prowincję Jelcynowi. Alicja Grzymalska - Rewolucję Krasnoludków. Zebrało się wte-dy jakieś 10 tysięcy wrocławian, może nawet więcej. Jeden z krasnali wskoczył na dach nyski i odtańczył taniec.
- Nie byliśmy w stanie uszyć takiej masy czapeczek - opowiada Grzymalska. - Ale ludzie przynieśli je ze sobą! To było niesamowite! Nie zapomnę starszych pań, które podczas naszych happeningów przynosiły kanapki, śpiewały pieśni patriotyczne i mówiły do nas: "dzieci".

Natomiast eurodeputowany Jacek Protasiewicz, który w tym czasie był działaczem NZS i przychodził czasem na happeningi Pomarańczowej Alternatywy, wspomina strajk studencki z 1988 roku.
- Pomarańczowa Alternatywa zajęła jedno pomieszczenie - opowiada. - Z tektury zrobili coś w rodzaju portyku i zaczęli urzędowanie.
Protasiewicz nie ukrywa, że organizatorzy strajku (a on był jego wiceszefem) patrzyli na to z obawą: - Musieliśmy pilnować, żeby nie doszło do strat materialnych. Byliśmy przecież odpowiedzialni za budynek.

Ostatni wielki happening we Wrocławiu odbył się w 1989 roku. Major, komendant Twierdzy Wrocław, startował w wyborach do Senatu. Prowadził kampanię pod hasłem "Pomarańczowy Major czy czerwony Generał. Rozluźnij się i pomyśl, wybór należy do ciebie". Nie wygrał, ale zdobył 10 tysięcy głosów. Niedługo potem wyjechał z kraju. Trafił do Paryża. Utrzymywał się z prac dorywczych.
- Czuliśmy się opuszczeni przez niego - wspomina Alicja Grzymalska.

A władza, każda władza, boi się śmiechu.

Pinior nie oburza się. On z Polski też wyjechał. - Do Nowego Jorku, bo tam dostałem stypendium naukowe. Nie podobała nam się Polska transformacja - mówi. - Reforma Balcerowicza, okupiona zbyt dużymi kosztami społecznymi, kapitalistyczna Solidarność. Nie o to walczyliśmy.
Major po dziewięciu latach wrócił do Polski. Chwilę jest we Wrocławiu, potem przenosi się do Warszawy. Znajomi mówią, że cały czas krąży między Polską a Francją. Fydrych stwierdza, że nie czuje się szczególnie związany z żadnym miejscem. - Lubię góry - mówi po namyśle.
Znajomi Majora wspomina-ją, że kiedyś był przekonany, iż wroga można zabić śmiechem. - Nie, już tak nie myślę. Wyobraża sobie pani, że staję z megafonem przed armią NATO i zabijam ją śmiechem? Ale w określonym momencie, w określonych sytuacjach śmiech może osłabić wroga - mówi.

A władza, każda władza, boi się śmiechu. Tuż przed przyspieszonymi wyborami parlamentarnymi w 2007 roku szef sztabu wyborczego Gamoni i Krasnoludków został wezwany na przesłuchanie do stołecznego komisariatu. Policjanci dopytywali się między innymi, skąd Major jest Majorem.
Dzisiejsze happeningi nie gromadzą tylu ludzi, ilu gromadziły 20 lat temu. Znajomi wzruszają ramionami i mówią: czasy się zmieniły, tylko Major jest stale taki sam. Inni dodają, że dzisiejsze happeningi są na miarę dzisiejszych czasów. Bo to, co było wspaniałą bronią na okres schyłku socjalizmu, trudno przenieść do czasów rozwoju, a Polska się teraz rozwija. - Końcem każdej formacji jest komedia - cytują Karola Marksa. Czasem posługują się cytatem z Młynarskiego: "Trzeba wiedzieć, kiedy w szatni płaszcz pozostał przedostatni". Choć przyznają, że jakiś tam dowcip jest.

Wiesław Cupała na pytanie, jaki jest Major dzisiaj, prosi o czas do namysłu. - Z Waldkiem nie jesteśmy już tak blisko jak kiedyś. Pokłóciliśmy się o Irak - opowiada. - Ja jestem pacyfistą, absolutnym pacyfistą, a Major popierał wysłanie naszych żołnierzy do Iraku.
Widać, że rotmistrz Cupała nie chce skrzywdzić Majora, ale słychać też w jego głosie żal.
- Mam żal, że w ratuszu zapomnieli o innych ludziach Pomarańczowej Alternatywy. Waldek był ważny, bardzo ważny, był spoiwem, ale Pomarańczowa Alternatywa to był śmiech okupiony cierpieniem wielu ludzi, złamanymi życiorysami - podkreśla.

Na przykład Aleksandra, którego zdjęcie obiegło chyba cały świat. Bo to właśnie on podczas Rewolucji Krasnali tańczył na dachu milicyjnej nyski. Jego życie było tragiczne: choroba psychiczna, dziewięć lat więzienia za zabójstwo. A Gibbon zginął, wspinając się na słup wysokiego napięcia.
Cupała wspomina, że miał inny pomysł na koniec Pomarańczowej Alternatywy. Chciał, żeby sprzedać nazwę producentowi napojów chłodzących. I w sklepie można byłoby kupić butelkę Pomarańczowej o smaku miętowym.

Alicja Grzymalska podkreśla, że Major to zawsze będzie wielka osobowość. Dla Piniora Fydrych jest absolutnie wolny, do granic nielubienia go.

- A Major miałby rentierską emeryturę do końca życia - kończy.
Alicja Grzymalska podkreśla, że Major to zawsze będzie wielka osobowość. Dla Piniora Fydrych jest absolutnie wolny, do granic nielubienia go. Bo tacy jak on są ciągle dysydentami. Jacek Protasiewicz mówi o nim: wielki happener, na pewno jego poczucie humoru nie skończyło się z komunizmem.
A sam Major? Nie ma czasu zastanawiać się nad przeszłością. Ciągle coś robi i planuje. Wydaje książki i albumy, takie jak "Pomarańczowa Alternatywa- Rewolucja Krasnoludków". Jego krasnoludki w pomarańczowej czapce pojawiają się na kubkach, które można kupić w internecie i we wrocławskiej Informacji Turystycznej w Rynku.

Fydrych bez zmrużenia oka przyznaje, że lubi krasnoludki.
- Jedne mniej, inne bardziej - dodaje. Mniej te od sierotki Marysi. Bardziej od królewny Śnieżki, ale najbardziej te z Tolkiena.
- To prawdziwa potęga - wzdycha. - Im więcej krasnoludków, tym lepiej. Powinny rozprzestrzenić się na całym świecie - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska