Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ze śmieci na salony

Urszula Romaniuk
Film odniósł sukces także dzięki Romanowi Kurzawskiemu z Zakładu Oczyszczania Miasta w głogowskiej firmie Sita
Film odniósł sukces także dzięki Romanowi Kurzawskiemu z Zakładu Oczyszczania Miasta w głogowskiej firmie Sita Fot. Piotr Krzyżanowski
Kiedy w Tokio szły po czerwonym dywanie po główną nagrodę, nie do końca jeszcze wierzyły, że to ich bajka. Trzy gimnazjalistki z Jerzmanowej koło Głogowa i ich nauczycielka wygrały światowy konkurs Panasonic Kid Witness News 2009 w Japonii.

Dziewczyny, które nakręciły film, nadal nie mogą ochłonąć z wrażenia. Bo wszystko stało się tak szybko. Scenariusz, a potem zrobiony na jego podstawie reportaż "Brudna robota" najpierw dał im zwycięstwo w kraju, zaraz potem drugie miejsce w Europie i w końcu Grand Prix w Japonii. Poznały smak sukcesu. Zaskoczył je, ale i onieśmielił. Pierwsze wywiady, zdjęcia, opowiadanie o sobie, o planach na przyszłość. To nie jest łatwe dla dorosłych, a co dopiero dla nastolatek: Doroty Kurek, Ewy Tryścień i Kryspiny Miszczuk.

Jednego na razie są pewne: po gimnazjum wszystkie wybierają się do liceum ogólnokształcącego.
- Interesuje mnie psychologia, ale nie wiem jeszcze, czym chciałabym zajmować się w przyszłości - zdradza Dorota, która w zespole filmowym odpowiadała za scenariusz.
Mama piętnastolatki dodaje, że córka jest raczej skryta, nie ujawnia wszystkiego, co wie i umie. Po prostu jest nieśmiała.
- Dla mnie to było niewiarygodne, że wygrał film z takiej małej miejscowości, ale jak widać, pozory mylą - cieszy się dumna mama.

Polonistka kiedy znalazła w internecie ogłoszenie o konkursie, pomyślała: dlaczego nie spróbować?

Ewa, jej rówieśnica, zajmowała się montażem. Lubi to robić. Sporo czasu spędza przed komputerem. Montuje różne filmiki, ale też gra na gitarze i słucha muzyki.
Magdalena Tryścień, mama Ewy, mówi, że córka dobrze się uczy. Że praca nad filmem to były wielkie nerwy i dziesiątki pytań: jak to najlepiej zrobić? Ale przyznaje też, że ostatnio Ewa stała się skryta, nieśmiała.
- Może ten sukces trochę je wszystkie przerósł - zastanawia się głośno.
W czasie pracy nad reportażem czternastoletnia Kryspina trzymała w ręku kamerę, bo jak sama mówi: kręci ją kręcenie. Filmuje szkolne uroczystości, ale też lubi sport, śpiew i trochę gra na gitarze.

- Może pójdę na studia reżyserskie - wyznaje, choć podobnie jak koleżanki nie wybiega jeszcze aż tak daleko w przyszłość.
Jej ojciec Władysław mówi o córce, że to "typowa nastolatka", a jeśli chodzi o plany, to sama je sobie ułoży. A rodzice mogą tylko doradzić, wspierać. Na pytanie, czy chciałaby być sławna, Kryspina odpowiada, że nie za bardzo.
- Fajnie jest, jak ludzie gratulują, ale myślę, że bycie osobą bardzo znaną bywa czasem męczące - dodaje rezolutnie.

Poza tym, że dobrze się uczą, dziewczęta są też skrupulatne, słowne i odpowiedzialne. Można na nich polegać. Dlatego Zofia Głowacka, polonistka z jerzmanowskiego gimnazjum, właśnie je wybrała do zespołu. O Ewie mówi: zdystansowana, umie montować, świetnie zna angielski. Dorotę opisuje jako lidera grupy, który potrafi wszystko ogarnąć. Kryspina zaś jest otwarta, ma zdolność przekonywania innych do siebie i smykałkę do dziennikarstwa. Polonistka potrafi to wyczuć, bo sama jest absolwentką dziennikarstwa i PR. Poza tym to właśnie ona jest sprawczynią całego zamieszania. Kiedy znalazła w internecie ogłoszenie o konkursie, pomyślała: dlaczego nie spróbować? Przepustką do niego był scenariusz. Napisały go. Potem nakręciły reportaż. W styczniu, przy temperaturze sięgającej minus 15 stopni. To było wyzwanie.
- Przez cały czas wspierał mnie mąż Robert, szczególnie w chwilach zwątpienia, bo i takie się zdarzały - wspomina Zofia Głowacka i dodaje, że nadal ma wrażenie, jakby to wszystko toczyło się obok niej. Czasem pyta siebie: czy to nasza bajka?

W sierpniu cała ekipa jedzie do Szczecina, żeby nakręcić materiał o regatach Unity Line. Organizator imprezy znalazł informację o ekipie z Jerzmanowej w internecie, po zwycięstwie na etapie krajowym. I zaproponował współpracę.
Dziewczęta i ich nauczycielka podkreślają zgodnie, że duży udział w ich sukcesie miał bohater filmu "Brudna robota" Roman Kurzawski, kierowca w Zakładzie Oczyszczania Miasta w głogowskiej firmie Sita.

- W reportażu pokazałyśmy jeden dzień z życia pracownika takiego zakładu - wyjaśnia Zofia Głowacka i dodaje, że tematyka konkursu obejmowała dwie dziedziny, do wyboru: ekologię lub komunikację. Wybrały pierwszą z nich, a impulsem do tego była rozmowa ze szkolną sprzątaczką. Kobieta opowiadała, ile to dobrych rzeczy ludzie marnują, wyrzucają bezmyślnie do śmietnika. Nauczycielka uznała, że to może być ciekawy temat.
Roman Kurzawski, rodowity głogowianin, od 35 lat związany jest z komunalką, jak sam mówi. Zaczynał jako kierowca w za-kładzie oczyszczania miasta, potem woził różne wycieczki firmowym autokarem, a potem znów wrócił do śmieciarki.

Co można powiedzieć o ludziach, patrząc na śmieci, które wyrzucają? Kurzawski odpowiada, że widać bogactwo.

- To dosłownie jest brudna robota - wyznaje Roman Kurzawski. - Ale ta praca, choć wydaje się monotonna, bo jeździ się w kółko, to mi odpowiada. Bo jednak nie zawsze jest tak spokojnie. Zdarzają się różne sytuacje. Czasem wyzwą człowieka, bo na przykład za wcześnie przyjechaliśmy i hałasujemy. Albo kierowca denerwuje się, kiedy stajemy w miejscu, gdzie akurat on chciał zaparkować. Odgraża się, wykrzykuje: "ja cię załatwię". Staram się zachować spokój, choć bywa, że nerwy też puszczają.

Inaczej jest z bezdomnymi, którzy już od samego rana szperają w śmieciach, żeby, zanim przyjedzie samochód, wyciągnąć puszki czy inne rzeczy. Ci są grzeczni, nie przeszkadzają.
Co można powiedzieć o ludziach, patrząc na śmieci, które wyrzucają? Kurzawski odpowiada, że widać bogactwo, bo w kubłach lądują dobre rzeczy. Widać też ubóstwo. Słowem, tam jest wszystko. Jego kolega na przykład znalazł piękny, przedwojenny, religijny obraz. Może nie podobał się komuś, kto robił porządki w domu. Ale trafiają się też ubrania, nawet złożone w kostkę, komplety ze skóry, futra... - Mnie najbardziej zaskoczył widok akwarium ze świnkami morskimi - dodaje Kurzawski. - Zostawiliśmy je obok śmietnika.
Wolny czas najchętniej spędza z żoną na działce rekreacyjnej. Ale wcześniej pasjonował się stolarstwem. Sam zrobił wszystkie meble do swojego domu. Do dziś w kuchni stoją jeszcze szafki, krzesła i stół. Lubi też podróżować i wędrować górskimi szlakami. Teraz marzy o zwiedzeniu Grecji.
W filmie zagrał bez szczególnych przygotowań. Wypadł bardzo naturalnie. Nie widać było tremy ani zdenerwowania. Kamera w ogóle go nie peszyła. Jakby wcześniej już to robił.
- Myślę, że przydały się wcześniejsze doświadczenia, kiedy jeździłem z wycieczkami, bo miałem wtedy kontakt z różnymi ludźmi, a to ośmiela - zastanawia się. - Dziewczęta były bardziej zestresowane, choć świetnie się z nimi współpracowało - dodaje.

Aktorem Roman Kurzawski nie chciałby jednak zostać. Mówi, że dziwnie się czuł, oglądając siebie na ekranie.

Aktorem Roman Kurzawski nie chciałby jednak zostać. Mówi, że dziwnie się czuł, oglądając siebie na ekranie. I głos wydawał mu się jakiś inny, jakby nie jego. Woli swoje zajęcie. Przyzwyczaił się tak samo, jak jego kolega Mieczysław Mirga, ładowacz, w firmie od 28 lat. A poza tym, jak dodaje, gdzie teraz, w tym wieku znajdzie robotę.
- Jeśli zdrowie pozwoli, to chcę spokojnie doczekać emerytury - dodaje Mirga. - Zostało mi jeszcze kilka lat.
Film widział i mówi, że pokazuje prawdę o ich pracy. Też i to, że nie jest doceniana. I nie chodzi tylko o pieniądze, ale głównie o ludzi. Bo jak twierdzi, uważają oni, że pracownicy zakładu to jakaś gorsza kategoria. Ale gdyby, zastanawia się dalej, zaczęli tonąć w śmieciach, walczyć z robactwem i szczurami, to zaraz podnieśliby larum.

Najmłodszy w tym zespole, bo od dziewięciu lat w firmie, Krzysztof Gruszecki, też ładowacz, z wykształcenia jest mechanikiem. I w tym zawodzie pracował na początku, potem przesiadł się do śmieciarki, bo innego zajęcia dla niego nie było. Ale jak tylko nadarzy się okazja, chętnie wróci do swojego fachu. Bo zawsze to robota pod dachem, czy to mróz, deszcz czy skwar.
- Dziennie ładujemy około dwudziestu ton odpadów - dopowiada Krzysztof Gruszecki. - Na wsi jest gorzej, bo ludzie wrzucają kamienie, trawy i inne ciężkie rzeczy.
Dodaje, że w wolnych chwilach, dla odreagowania, czyta książki, głównie fantastyczne.
Pracowników zakładu cieszy jednak to, że to, co robią, okazało się ciekawym tematem na reportaż. No i że cały świat ich zobaczył...

***
Projekt Kid Witness News, stworzony przez Panasonic, to globalny program edukacyjny dla młodzieży szkolnej. Jego ideą jest uwrażliwienie młodzieży na problemy społeczne poprzez reportaż filmowy. W Polsce organizowany jest od sześciu lat.

Zobacz film "Brudna robota"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska